- Jeszcze nas nie zauważył. Znowu masz zamiar wprowadzić nas w pułapkę, mysi móżdżku?!
- On jest na smyczy, a w dodatku ma kaganiec. Nic nam nie zrobi. - Powiedział pewnie rudy kocur i ruszył dalej przed siebie. Z początku córka Sowy podążała za nim niepewnie, ale w końcu dorównała mu krokiem. Jaś za to mimo tego, co uprzednio zrobił mu włóczęga posłuchał go od razu. I faktycznie, pies spojrzał na nich jak gdyby miał zamiar podejść, ale zaraz zawołali go właściciele, dlatego odszedł. Przywódczyni zamrugała kilka razy, a później jedynie wydęła wargi i przyśpieszyła. Dziwnie czuła się z tym, że to ktoś ją prowadzi, a nie ona kogoś. Zazwyczaj to ona rządziła i była do tego przyzwyczajona.
Minęło nieco czasu zanim doszli do centrum wielkiego podwórka. Szerszeń nazywał to miejsce parkiem, ale według Sarny była to na tyle głupia nazwa, że nie było sensu jej używać.W końcu zatrzymali się w miejscu, a Szerszeń zaczął się rozglądać nastawiając uszy. Na niebie jaśniały gwiazdy, wokół panowała cisza. Nastała noc, większość dwunogów już zasypiała w swoich legowiskach.
- Wejdźmy pod ten żywopłot, tam będziemy bezpieczny. - Zdecydowała szybko Sarna nie chcąc, aby włóczęga znowu wymyślił coś przed nią. Zostanie tam sporo miejsca nawet jeżeli wejdzie pod niego trójka masywnych kotów, gdyż wysoki krzew był dosyć gruby i ładnie przystrzyżony. Mimo wszystko jednak był na tyle gęsty, że jeżeli wsuną się w jego głąb to nie będzie ich widać. Kocury kiwnęły głową, ale piratka nie czekała na ich aprobatę i już siedziała wewnątrz. Szerszeń usadowił się obok niej, za to Jasiu odwrócił się z uśmiechem i powiedział:
- Będę w okolicy i na coś zapoluję.
Łaciata kiwnęła na to głową i położyła głowę na łap. Nie zamykała jednak oczu, aby czujnie wszystko obserwować.
- Noc jest ładna, z pewnością będzie w parku mnóstwo zwierzyny. - Szerszeń wyszeptał, a kotka skierowała od razu na niego wzrok. On też się na nią patrzył. Dopiero po kilku biciach serca skierowała wzrok z powrotem na łapy i wymamrotała pod nosem:
- ...zimna noc, mam nadzieję, że nie ścierpną mi wszystkie łapy do poranka.
Rudy kocur przysunął się powoli do Sarny, dlatego teraz stykali się bokami. Już miała zamiar się odsunąć, ale czując kojące ciepło nie zrobiła tego.
- Widzisz te gwiazdy? Tamta jaśnieje jak twoje oczy.
Łaciata zamrugała kilka razy czując jak Szerszeń nachyla się nad nią niebezpiecznie bliską, jak gdyby chciał polizać ją po barku. Stop. Przywódczyni Klanu Lisa odepchnęła go delikatnie i położyła głowę na łapach. Miała zamiar czuwać, aż do powrotu Jasia, ale jej powieki opadły ciężko. Czuła bliskość kocura i miała ochotę się odsunąć, ale sen zbliżał się tak szybko, że nie zdążyła zareagować i zasnęła.
~~~ W poszukiwaniu przeszłości ~~~
Odcinek 3 - tropem przyjaciół
Obudziła się wczesnym rankiem. Nie widziała jeszcze słońca wychylającego się zza budynków, ale niebo już jaśniało powoli. Podniosła się i przeciągnęła, spoglądając na towarzyszy. Jaś zjadał puchatą wiewiórkę, a Szerszeń oblizywał się najwyraźniej już kończąc posiłek. Sarenka również bez słowa wzięła się za jedzenie gołębia.
- No świetnie, chyba przejdę na dietę z bezmózgów. - Parsknęła zabierając się za pałaszowanie swojego śniadania. Po chwili odezwał się Jaś, który skończył już rude stworzonko:
- I kto to mówi? Ja będę musiał przez księżyc wybierać spomiędzy zębów futro.
Po tych słowach kocurek wyszczerzył się, a Szerszeń zmarszczył brwi.
- Nie narzekaj. Ważne, że było jedzenie. A teraz wybaczcie, ale nie mam zamiaru sterczeć tu pół ranka.
- Tak. Idźmy dalej, dopóki nie ma za dużo dwunogów - Potwierdziła szybko kotka przełykając ostatni kęs ptaka. Podniosła się i wyszła spod żywopłotu, a zaraz obok niej stanęła również dwójka kocurów. Szerszeń wyszedł na przód i ruszył przed siebie szybkim krokiem. Park już się kończył i weszli na normalną ścieżkę dwunogów. Niebo zaczynało już zmieniać barwy, kiedy zmierzali do podwórza z wielkim drzewem.
Długi czas panowała cisza. Sarenka zastanawiała się kogo zastają w miejscu, gdzie prawdopodobnie mieszkał kiedyś Jaś. Miała nadzieję, że wreszcie dowiedzą się tego czego chcieli i wrócą do klanu. Bała się, że nie powinna go zostawiać. Najgorzej będzie, jeżeli po powrocie zastają jedynie kłęby futra i krew. Jej przemyślenia przerwał dopiero rudy włóczęga:
- A czym jest właściwie ten Klan Lisa?
- To klan, założony przez moją matkę Sowę i ojca Szramę. Żyjemy jedynie ze zwierzyny zamieszkującej tereny bliskie naszego obozu.
- Obozu?
- To miejsce, w którym mieszkamy. Mamy tam mnóstwo siana, potrzebne medykamenty, którymi się leczymy i stos zwierzyny. - Tym razem na pytanie odpowiedział Jaś, a Sarenka zaraz dopełniła jego wypowiedź:
- Musimy być zawsze przygotowani na atak, dlatego mamy członków wyszkolonych do walki.
Szerszeń pokiwał głową i wyglądał, jakby miał o coś jeszcze zapytać, ale nagle coś zauważył kątem oka. Jaś również to zauważył i stanął osłupiały. Mały, ceglany płot otaczał duży domek z porównaniu do niego małym podwórkiem, w którego rogu rósł wielki, wysoki dąb. Sarenka od razu pognała do płotu razem z Jaśkiem, a za nimi Szerszeń. Wszyscy wskoczyli do góry.
- To... to ten dom! - Przyjaciel Sarenki uśmiechnął się ze szczęścia i satysfakcji, a dwukolorowa od razu polizała go kilka razy po uchu. Była zmęczona, strasznie zmęczona podróżą, ale to było bez znaczenia. Zaraz skoczyła za kolegą na podwórko, nie zwracając uwagi na to, że Szerzeń zeskoczył w drugą stronę i zniknął za płotem. Najważniejsze było to, że im się udało. Miała nadzieję, że uda im się wyciągnąć potrzebne informacje z pieszczochów tu mieszkających. Ogród bezwłosych był zadbany i mimo wielkości pełny przestrzeni. Na dębie były zawieszone dwa koszyki wysłane kocem, a na jednym z nich leżał mały kocurek. Zeskoczył na trawę i podniósł wyżej głowę, patrząc z ukosa na zgromadzonych.
- Co was tu sprowadza, włóczędzy? Nie mam nic, co mogłoby się wam przydać. - Mlasnął kilka razy, podchodząc bliżej. Poruszał się lekko i z gracją. Nie wyglądał jak typowy pieszczoch, gdyż był zgrabnej sylwetki i wyprężał z dumą ciało. Mimo wszystko jednak, widziała niepewność malującą się w jego oczach i ogon drgający z pewnością nie od delikatnego wiatru, a strachu, który wypełniał go od środka.
<Jaś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz