Wystrzeliła jako pierwsza, zwinnie i prędko omijając zaspy, jednak ciągle czuła ciepły oddech Ciernistej Łapy na swoim karku. Wybiegła z tunelu, regulując swój oddech i starając się nie zasapać. Wojowniczka nadal biegła przed siebie, przestając zerkać na terminatorkę, która zostawała w tyle. Opuszki łap zaczęły ją szczypać, aczkolwiek nie przerwała biegu. Jej kondycja była już wręcz doskonale wyrobiona, co po części było zasługą Jałowcowego Krzewu, a po części ucieczkami przed hordami samotników, kiedy jeszcze żyła w Siedlisku Dwunogów.
Kotki szybko dotarły nad Północne Zbocze, gdzie często wspólnie trenowały. Rdzawy Ogon uznała, że tutaj jest najwięcej miejsca oraz zwierzyny, toteż mogą i polować i walczyć. Dzisiaj chciała, aby Ciernista Łapa pokazała jej wszystko, co wie na temat polowania. Mentorka usiadła tuż przed nią, ignorując nieprzyjemny mróz i dumnie zadarła podbródek. Oczekiwała od niej zadowalających wyników, bo była jej terminatorką i chciała pokazać ją od jak najlepszej strony. Chrząknęła.
— Trenujemy już razem od ponad czterech księżycy. — miauknęła, nadal wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą i unikając błyszczących z podniecenia zielonych oczu. — Niedługo zostaniesz wojowniczką, więc powinnam cię do tego dobrze przygotować. Zacznijmy od polowania. Najpierw pokaż mi, jak najlepiej skradać się na królika, na mysz i na ptaka.
Bura w skupieniu pokiwała niewielkim łebkiem, chociaż wyraźnie rozproszyła się na myśl, ze niedługo zostanie mianowana na wojownika. Szylkretowa uznała, że dzięki temu będzie się starać dwukrotnie bardziej. Uczennica przyjęła pozycję łowiecką dostosowaną do skradania się do królika i Rdzawy Ogon od razu zauważyła, że skrada się pod wiatr. W myślach pochwaliła Ciernistą Łapę i uważnie śledziła jej kolejne ruchy. Potem przyszła pora na mysz i pewne szczegóły w jej ciele i chodzie się zmieniły, jednakże były poprawne. Z ptakiem miała pewne trudności, aczkolwiek i tak dała sobie radę, a wojowniczka aż zamruczała z radości. Skradała się wręcz bezszelestnie i w niczym nie przypominała tego kulawego borsuka sprzed trzech księżycy. Trzepnęła puszystym ogonem.
— Brawo. — zagruchała, liżąc ją przyjacielsko w polik. — Ale teraz przyszła pora na coś trudniejszego. Do zachodu słońca będziesz polować sama, będę cię również obserwować. Przynieś tyle zdobyczy, ile zdołasz złapać w swoje łapy.
— Ja... — wzięła głęboki oddech, a jej zielone ślepia jarzyły się w półmroku chłodnego poranka. — Nie zawiodę cię! Będziesz ze mnie dumna!
Wykrzykując ostatnie słowa, wskoczyła w pobliskie zarośla, a po kilku uderzeniach serca jej kroki ucichły. Rdzawy Ogon westchnęła ciężko, a końcówka jej gęstego ogona zadrżała.
— Oby.
- - -
Na samym początku jej nie śledziła. Wróciła najspokojniej w świecie do obozu, ponieważ musiała coś załatwić. Nadal czuła wyrzuty sumienia po sytuacji sprzed kilkunastu księżycy. Mianowicie, pragnęła zobaczyć się z Jałowcowym Krzewem. Nigdy go jakoś specjalnie nie szanowała, nie potrafiła z nim zbudować zdrowej relacji, a on tak bardzo się starał i tak bardzo chciał, aby Lamparcia Gwiazda był z niego dumny. Niemniej zapewne był, ale czuła się winna za te wszystkie wybryki, wyzwiska i pozostałe niechlubne sytuacje.
Zauważyła go, jak o czymś żywo dyskutował z Korową Skórą. Nie chciała im przeszkadzać, ale też nie miała za dużo czasu. Podeszła do parki sprężystym krokiem, zmusiła się do krzywego uśmieszku i skinęła byłej karmicielce łebkiem. Wojowniczka przystanęła i odwzajemniła gest.
— Mogłabym cię prosić na słowo, Jałowcowy Krzewie? — szepnęła, grzebiąc łapą w śniegu, jakby się stresowała. Tak naprawdę po prostu wstydziła się tej rozmowy.
Starszy kocur wybałuszył swoje błękitne ślepia, jednak zaraz skinął głową swojej partnerce i zwrócił się do szylkretowej:
— Tak, jasne. — następnie odszedł z nią kawałek, dokładnie przy wysokich trawach oplatających obóz, i chrząknął znacząco. — Zamieniam się w słuch.
Rdzawy Ogon wciągnęła mroźne powietrze do płuc, i jakby pchana niewidzialną siłą, wyrecytowała:
— Chciałabym cię przeprosić za to, jakim mysim móżdżkiem byłam. — zaczęła, a gdy chciał coś powiedzieć, uciszyła go ostrym syknięciem. — Jałowcowy Krzewie, byłeś dla mnie najlepszym mentorem i szanowanym wojownikiem. Dzięki tobie uczę tak teraz Ciernistą Łapę, ganiam ją po polach, ćwiczę jej kondycję oraz wyrabiam umiejętność skradania. Nie mogłabym tego zrobić, gdyby nie twoja wiedza, którą mi przekazałeś. Byłam dla ciebie okropną uczennicą i zdaje sobie z tego sprawę. Przepraszam. Nie musisz mi wybaczać, zrozumiałam swój błąd.
Jałowcowy Krzew stał w miejscu, niepewnie poruszając końcówką ogona. Pobłądził nieobecnym wzrokiem po obozie, po czym zatrzymał swe błękitne oczy na smukłej sylwetce kotki i uśmiechnął się szeroko.
— Cieszę się, że zrozumiałaś swoje postępowanie. — oznajmił, a ich spojrzenia się skrzyżowały. — Ale dla mnie zawsze będziesz tym mysim móżdżkiem. Nadal bardzo cię lubię, mimo twojego wewnętrznego rozdarcia zostałaś w Klanie Burzy. Uczysz dla nas nowych wojowników, wiążesz się z kocurem z Klanu Burzy oraz zapewne niedługo twoje kocięta zasilą jego szeregi.
Rdzawemu Ogonowi uśmiech zbladł. Nie chciała mu zaprzeczać, bo widocznie się rozmarzył, tylko potakująco skinęła mu niewielkim łebkiem. Zmusiła się jeszcze raz do uśmiechnięcia, po czym pożegnała się z byłym mentorem krótkim liźnięciem.
Bacznie śledziła Ciernistą Łapę, która zwinnie przemykała pomiędzy krzewami. Nie nadepnęła na żadną gałązkę, nie poruszała się po otwartej przestrzeni i zdawało się, ze jej łapy wcale nie dotykają ziemi. Bura chciała upolować niczego nieświadomego bażanta, który dumnie spacerował wraz z dwoma samicami i widocznie chciał się im przypodobać. Wojowniczka wpiła pazury w zmarzniętą glebę, jakby sama czuła adrenalinę przed skokiem.
Terminatorka wzbiła się w powietrze, a powietrze przeszył huk skrzydeł wzbijających się do lotu samic, które kokietował, teraz już, martwy bażant. Ciernista Łapa dumnie uniosła głowę do góry, a wiatr zmierzwił jej burą sierść. Gdy tak stała, dostojna i harda, Rdzawy Ogon poczuła ukłucie gdzieś w okolicach serca. Lubią swoją uczennicę, czuła z nią taką cudowną, ale niewidzialną, więź. Była zadowolona, że w pewnym stopni wychowała tę o to butną koteczkę.
Kocica wycofała się, nadal wpatrując się ruszającą w kierunku północy uczennicę.
<< Ciernista Łapo? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz