Przeszłość; Pora Zielonych Liści
— Witaj, Pietruszkowa Łapo. Dzisiaj udamy się na granicę z Klanem Wilka. Po twojej chorobie zaczniemy luźnym spacerem — wyjaśniła kocica, po czym machnęła ogonem i skierowała się w stronę wodospadu.
Obie kotki przeszły przez rozpadlinę, uważając, by nie spaść do wody, po czym zakręciły przy dużych kamieniach. Pokonały szybko rzekę, przeszły koło sowiego strażnika i dotarły do granicy z Klanem Wilka. Melodyjny Trel poprowadziła swoją uczennicę prosto do czarnych gniazd. Były to dawno temu porzucone opony. Zaciekawiona młoda kotka wskoczyła na pierwszą z opon i uśmiechnęła się figlarnie w stronę mentorki.
— To czarne gniazda, już je znasz, ale ostatnim razem do nich nie podchodziłyśmy. Teraz rozdzielamy się i spotkamy się tutaj, gdy słońce wzejdzie w południe — miauknęła krótko, po czym odwróciła się i zniknęła w krzewach.
Młoda kotka siedziała lekko zmieszana, jednak od razu zaczęła węszyć za zdobyczą. Delikatnie stawiała łapy na trawie, otwierając pyszczek, by szybciej wyłapać zapachy. Na nagły szelest podniosła uszy i skierowała się w stronę dźwięku. Chowając się w krzewach, jej pomarańczowe oczy dostrzegły nornika grzebiącego w runie leśnym. Zadowolona z łatwej zdobyczy uczennica popełniła błąd w pozycji. Wyskoczyła z kryjówki, jednak przez złe ustawienie łap poślizgnęła się i upadła na bok. Zirytowana tym faktem, szybko pognała za gryzoniem. Nie uważając zbytnio, przekroczyła granicę z wrogim klanem, z najgorszym ze wszystkich! Klan Wilka był bardzo nielubiany wśród pozostałych społeczności. Uczennica zamarła i skuliła się przy ziemi. Dopiero po chwili pomału cofała się do tyłu, rozglądając uważnie dookoła. Gdyby teraz napotkała patrol wilczaków, te rozszarpałyby ją bez żadnych skrupułów! Przez taki głupi błąd było widać, iż Pietruszkowa Łapa chorowała. Przyszła wojowniczka nie popełnia tego typu błędów!
Przez stres uczennica nie wyczuła nasilającego się smrodu Klanu Wilka; dopiero gdy do jej ucha dotarł głos, nastroszyła futro i podskoczyła.
— Co robisz na terenach Klanu Wilka? — krzyknęła jej przy uchu obca kocica. Jej futro zjeżyło się całe na plecach i karku — Macie swoje tereny! Są na tyle duże, że nie musisz pchać się na obce terytorium — burknęła szorstko, powoli się uspokajając. Szylkretowa wojowniczka Klanu Klifu wygładziła futro, spoglądając na obcą, szybko orientując się, że ta jest młoda.
— Pójdziesz stąd sama, czy mam ci pomóc? — dodała spokojniejszym głosem, unosząc jedną brew.
Pietruszkowa Łapa chwilę patrzyła na nią, po czym otworzyła pyszczek.
— Ja przez przypadek tu weszłam! Już uciekam! — pisnęła niczym kociak i szybko wycofała się na swoje tereny, po czym usiadła z łapami w górze. Dopiero wtedy przyjrzała się kotce. To, że była starsza, było pewne! Była wyższa niż przeciętny kot, do tego miała długie łapy. Jej futro było szylkretowe z dużą ilością bieli. Na głowie stało niczym dwa różki! Oczy miała brązowe i skośne. Była ładną kotką!
— Goniłam nornicę i nie zauważyłam, że przekroczyłam granicę. Przepraszam! Nazywam się Pietruszkowa Łapa — wyjaśniła po cichu, kuląc się, by pokazać kotce, że nie jest dla niej ani dla jej klanu zagrożeniem. Przedstawiła się również krótko, licząc na to, że nieznajoma uczyni to samo.
— No dobrze. Jestem skłonna ci wybaczyć, ale jak następnym razem zobaczę cię na terenach mojego klanu, to ukręcę ci łeb — przewróciła oczami. Nie dało się do końca stwierdzić, czy jej wypowiedź miała żartobliwy ton… czy kotka mówiła to z powagą.
Na groźbę Pietruszkowa Łapa zaśmiała się nerwowo i przełknęła ślinę, mając szczerą nadzieję, iż to tylko niewinny żart.
— Goniłaś nornicę, powiadasz? — mruknęła, widząc, jak Pietruszkowa Łapa zamienia się w kulkę — Tak czy siak, nie mogłabyś jej ze sobą zabrać — burknęła, podchodząc bliżej do granicy, aby przyjrzeć się skulonej kotce, nie dając jej możliwości odpowiedzenia na zadawane pytania lub obrony — Ech. Ja nazywam się Zalotna Krasopani. Ale nie sądzę, aby nasze imiona miały w tej sytuacji jakiekolwiek znaczenie — przedstawiła się niechętnie.
— Tak, wiem! Nie można polować na terenach innych klanów bez ich zgody! — miauknęła, prostując się pewnie. Kodeks wojownika znała bardzo dobrze, choć czasem zdarzało jej się złamać go na chwilę. — Masz bardzo ładne i niespotykane imię. A co tu robisz? Szukasz uczniów, którzy przekraczają granicę, by skręcić im kark? — zażartowała, chcąc rozluźnić atmosferę, która aż gęstniała i mogła być krojona pazurami!
— To fajnie, że wiesz, ale sama wiedza nie wystarczy. Musisz się także stosować do kodeksu — burknęła. Po chwili jednak strzepnęła ogonem. — No dobra, opuśćmy już sobie wątek ze wtargnięciem na nie swoje tereny — mruknęła po chwili.
Szylkretka chwilę przyglądała się młodszej kotce, jakby skanując ją od uszu po końcówkę ogona. Wojowniczka Klanu Wilka uśmiechnęła się mimowolnie, widząc, jak młodsza kotka próbuje rozluźnić atmosferę.
— Tss… Dzięki — odpowiedziała na pochwałę, po czym na sekundę odwróciła głowę od swojej rozmówczyni. Na pytanie podniosła uszy. — Oczywiście. Tak właśnie robię. Już kilka razy udało mi się unicestwić kilku gagatków z twojego klanu — miauknęła żartobliwie. Oczywiście… nigdy tak właściwie nie miała okazji pogadać porządnie z jakimś klifiakiem, a co dopiero się z nim pobić.
Pietruszkowa Łapa odetchnęła z ulgą, gdy wojowniczka odpuściła temat jej wtargnięcia na tereny Klanu Wilka. Słuchała jej kolejnych słów, co jakiś czas rozglądając się czujnie. Pomimo że każdy był na swoich terenach, drapieżniki wciąż mogły próbować je zaatakować. Na kolejny żart wojowniczki zaśmiała się krótko.
— A tak na poważnie, co tu robisz? Jesteś z patrolem? Czy sama? Albo może tak jak ja — z mentorką, która gdzieś... poszła i poluje w innym miejscu! — miauknęła, poprawiając swoją pozycję siedzącą.
Zalotna Krasopani spojrzała na uczennicę z podejrzliwością, ale szybko wzięła głęboki oddech i przybrała neutralny wyraz twarzy.
— A co? Chcecie mnie zaatakować z ukrycia? — uniosła jedną brew do góry. Zapanowała cisza. — Taki żarcik — mruknęła później.
— Nauka idzie mi dobrze. Ostatnio byłam chora, ale w końcu jestem zdrowa i mogę wrócić do treningów! I tak Melodyjny Trel jest dobrą mentorką! A twój mentor? Kim był? Lubiłaś go lub ją? — zapytała młodsza, przechylając główkę w prawo.
Zalotna Krasopani nie spodziewała się pytania o jej mentora, ale przecież mogła się domyślić, iż takie w końcu padnie z ust Pietruszkowej Łapy.
— Cóż, moim mentorem był pewien kocur, z futrem białym jak księżyc. Nazywa się Blade Lico… nie był najgorszy, ale zdecydowanie mógł przytrafić się ktoś fajniejszy. On był trochę… gburowaty i małomówny. Niezbyt często wyrażał też emocje inne niż kompletna pustka — rzuciła obojętnie i spojrzała w ciemny las za czekoladową uczennicą.
Młoda kotka zamrugała parę razy, po czym podrapała się tylną łapą po uchu, na którym osadził się jakiś pajączek. Zwierzątko spadło na ziemię i schowało się w leśnym runie.
— Och, to nie fajnie. Jednak wydaje mi się, że zostałaś dobrą wojowniczką! Moja mentorka jest super! Mogłaby też więcej mówić, ale nie przeszkadza mi to! Mówi to, co trzeba, ale nie umie ukrywać emocji, jakie pojawiają jej się na pyszczku — wyjaśniła i spojrzała w głąb lasu, zastanawiając się, gdzie ta się podziała. Po chwili wróciła wzrokiem do rozmówczyni.
— Tak, wiesz, nie umiem zbytnio się zaprzyjaźniać, więc jeśli masz jakieś konkretne pytania, to chętnie odpowiem! — miauknęła podekscytowana możliwością poznania kota z innego klanu bliżej.
Zalotka wysłuchała opinii Pietruszkowej Łapy na temat jej mentorki.
— To dobrze, że ty lubisz swoją mentorkę — stwierdziła, na chwilę milknąc — Przynajmniej Blade Lico pozwalał mi odbywać treningi z... przyjacielem — mruknęła, wspominając swoje uczniowskie czasy — Hm... wiesz, jeśli chcesz, możemy się jeszcze kiedyś spotkać, albo będę cię wyczekiwać na zgromadzeniu — zaproponowała po dłuższej ciszy.
Pietruszkowa Łapa od razu na tę propozycję się rozpromieniła! Jeśli było to możliwe, to jeszcze bardziej, bo sama rozmowa z kimś nowym była dla niej wspaniałym przeżyciem, pomimo początkowego spięcia.
<Krasopani?>
[1256 słów, trening wojownika]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz