Obserwowała dłuższą chwilę polującego Sokoła, z czujnością strzygąc uszami. Machnęła wesoło ogonem, gdy wojownikowi udało się złapać dorodnego królika. Czuła, że w jakiejś mierze, to ona przyczyniła się do tego sukcesu. Wyprostowała się, gdy syn Płomykówki rzucił jej pod łapy upolowaną zwierzynę. Spojrzała na niego z dumą.
― I jak, mentorko? ― rzucił, udając lekką kpinę.
― Jestem bardzo zadowolona. Właśnie przeprowadziłam trening ze swoim pierwszym uczniem. ― miauknęła kotka, wywracając oczami ze śmiechem.
― Ej, ej… Nie rozpędzaj się! Wciąż jestem od ciebie starszy…! I jestem… wojownikiem! Tak, jestem wojownikiem. I co, hm?
Zaśmiała się łagodnie, wciąż w niego wpatrzona.
― No dobra, stoimy tu i jest śmiesznie, ale trzeba chyba coś zrobić z tym zającem. ― rzekł Sokół, po czym wziął zająca w pysk. Szyszka zawróciła, by zabrać ze sobą swoją jaszczurkę. Machnęła ogonem, dając znać, że jest gotowa. Oboje skierowali się prędko w stronę obozu. Po kilku uderzeniach serca, byli coraz bliżej. Szyszka zastanawiała się, czy nie opowiedzieć o swojej nocnej przygodzie bratu. Dla niej to wszystko co dzisiaj się wydarzyło, było ekscytujące i miała ochotę to powtórzyć. Zatrzymała się, gdy Sokół odłożył królika. Była trochę zdziwiona. O co też może chodzić?
― Szyszko, a co z Gągołem? Przecież uczniowie nie powinni sami opuszczać obozu. A jeśli coś mu się stało? Przecież nie wiemy, gdzie polazł.
Westchnęła, przypominając sobie o tym jednym szczególnym drobiazgu. Przecież nie wyszli z obozu sami. Gągoł, brat jej najlepszej przyjaciółki, rozdzielił się z nimi, by udać na samotne polowanie. Szyszka zakopała złapane zwierzątko, by wrócić po nie później. Odwróciła się, rzucając pewne spojrzenie na ciemne poszycie bagien. Gdziekolwiek się udał, nie mógł odejść daleko. Jeszcze zdążą go dogonić.
― Nie jest małym kociakiem, żeby nie zachować ostrożności i na pewno nie odszedł daleko. Nic mu nie jest. ― miauknęła kotka ze spokojem, próbując przekonać Sokoła. ― Najlepiej będzie wrócić do miejsca, gdzie łapaliśmy zwierzynę, a później skierować się dalej w teren.
Widziała po kocurze, że wcale nie podoba mu się to, że uczennica mówi mu, co będą robić. Czarna kotka uniosła wyżej głowę. Mimo iż był wojownikiem, to nie świadczyło o tym, że zawsze musi prowadzić. Z tą myślą, ruszyła przed siebie. Wiedziała, że ją dogoni. Raczej nie wróciłby do obozu, zostawiając ją i drugiego ucznia, na pastwę losu, w absolutnej ciemności. Odgłosy kroków, uświadomiły ją w tym. Nie odpowiedziała na jego wołanie, rozglądając się wokół. Próbowała wychwycić zapach kolegi, co wcale nie było takie trudne.
― Poszedł tędy. ― miauknęła pewnie. Woń Gągoła unosiła się w powietrzu, nie dając o sobie zapomnieć. Szyszka skierowała kroki we wskazaną stronę. Odbijały się głucho o ziemię, podczas kiedy lekki wiatr, muskał ją po pyszczku. Sokół musiał przyspieszyć, by ją dogonić i zapewne nie było dla niego przyjemne to, że musiał czołgać się między krzewami. Szyszka otrzepała się z okruchów liści, czekając na pobratymca, oraz jakikolwiek znak, że poprowadziła w dobrą stronę. Ostatnią rzeczą, której teraz chciała, byłoby skompromitowanie się przed starszym kocurem.
― Tutaj!
Zamrugała zaskoczona tym niespodziewanym dźwiękiem. Szyszka zastygła w miejscu, nasłuchując. Gdy zawołanie się powtórzyło, nie czekając ruszyła susami w stronę skąd dochodziło.
― Szyszko, no poczekaj! ― rzucił za nią Sokół.
Cóż, kotka wyjątkowo nie zamierzała go posłuchać. Zatrzymała się przed opuszczoną norą. Dochodził z niej jeszcze słaby zapach królika. Mocniejszy należał do kota, a pochylając się, zdołała zauważyć wpatrzone w nią ze skrępowaniem żółte oczy. Rozpoznała od razu sylwetkę Gągoła.
― Jak ty to zrobiłeś? ― pokręciła głową zszokowana. Wiedziała, że ma różne pomysły, ale ten był na wagę mysiego móżdżku. Odwróciła pysk w stronę wojownika, z którym tutaj przyszła. ― Może go wciągnę? To nie może być trudne, a lepiej szybko coś zrobić, zanim się udusi.
― Udusi?! ― mruknął przerażony Gągoł, akurat w chwili, gdy Szyszka pochyliła się dość nisko, by chwycić go za skórę na łapie. Było to trudne, biorąc pod uwagę rozmiar nory. Brat Leszczynki spróbował jej pomóc, niestety był zbyt ciężki, by tak łatwo im poszło. Czarna koteczka prawie straciła równowagę. Szyszka spojrzała błagalnie na Sokoła.
― Pomożesz mi? ― rzuciła prosząco.
<Sokole? Co ty na too?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz