Kroczył przez obóz klanu z opuszczonym ogonem. Łapa za łapą, krok po kroku. Brązowe ślepia bacznie obserwowały otaczające go koty, jak i samo serce klanu klifu. Mimo trzymania się na uboczu, rudy kocur doskonale widział, co jego pobratymcy robią. Gdzieś w tle przemknęła Berberysowa Bryza wraz z Żywiczną Łapą, żywo o czymś opowiadając, zaś kocurek trzymał w mordce piszczkę w postaci gila. Lis przysiadł na skrawku zielonej trawy, obsesyjnie wpatrując się w otaczające go koty, szukając przy tym swojego celu.
Wiewiórcza Łapa.
Młoda kotka właśnie obrzucała obelgami Tęczową Zatoczkę, która to jedynie położyła po sobie uszy i czmychnęła czym prędzej. Tortie napuszyła futerko niczym paw, po czym pełna dumy podreptała w tylko sobie znanym kierunku.
- Jest irytująca i nieznośna, gorsza od kleszcza na ogonie - gruby i niski głos Martwego Cienia dotarł do kocura z lekkim późnieniem, Lis strzepnął uchem, po czym nadal będąc zgarbionym, polizał swą przednią prawą łapę.
- Ta, wiem - chrząknął, kiwając lekko łbem na powitanie Jodłowemu Brzaskowi, która wyłoniła się z leża medyka.
- Pozbyć się problemu?
Martwy Cień przesunął pazurami po piasku, tworząc na nim podłużne ślady. Rudzielec zaśmiał się ponuro. Oh, stary i poczciwy kocur jak zwykle był na jego rozkazy. Jego słowa mimowolnie połechtało i tak wysokie ego lidera, który ani myślał, by zaprzestać obserwacji obozu. Pokręcił jedynie łbem, zwężając źrenice swoich ślepi w szparki.
"Jeszcze nie" - tak brzmiała jego odpowiedź.
- Lisia Gwiazdo! Lisia Gwiazdo! - Zachodzący Promyk dysząc z lekka, podbiegła doń. Na mordce buraski widniał rezolutny uśmiech. Skinęła delikatnie głową na powitanie, po czym ponownie otworzyła mordkę, by coś powiedzieć - I co z tą wyprawą do księżycowej zatoczki? - miauknęła, przystępując z łapki na łapkę.
Ach tak, wyprawa do zatoczki. Jak on śmiał zapomnieć! Planował to już od dłuższego czasu, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że sny związane z klanem gwiazdy męczyły go ostatnio bardziej, niż kiedykolwiek. Skinął łbem, wstał, po czym zwołał zebranie klanu, na którym podjął decyzję o tym, kogo zabierze. Tym razem padło na Bluszczowy Poranek, Żywiczną Łapę oraz Zachodzący Promyk.
Obóz opuścili w porze zachodzącego słońca, jeden za drugim z Lisią Gwiazdą na czele przedzierali się przez chaszcze, by niedługo później dotrzeć do zatoczki. Rudzielec podszedł do tafli wody najbliżej jak tylko się dało, po czym z ogromnym obrzydzeniem napił się odrobinki słonej wody. Ułożył się wygodnie, wysuwając przed siebie łapy i nim zmorzył go sen, zdążył się jedynie przeciągnąć.
***
Ocknął się w bardzo dobrze znanym sobie miejscu. Wstał, otrzepał się i nastawił uszu, oczekując na kolejne bezsensowne psioczenie tych parszywych umarlaków. Jednakże tym razem zamiast sylwetki Potokowej Gwiazdy czy Ciernia, jego oczom ukazała się Cyprys.
Jego Cyprys.
Jego ukochana uczennica.
Stał jak wryty, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Gula rosnąca w gardle sprawiała, że nawet nie wiedział, co ma powiedzieć. Pierwszy raz w życiu poczuł potężne uderzenie tęsknoty, które nieomal zwaliło go z łap.
- C- cyprys - wymamrotał w końcu, jednakże było to bardziej stwierdzenie faktu, aniżeli pytanie. Członkini klanu gwiazdy skinęła łbem, podchodząc bliżej młodego lidera, zaś sam Lis otarł się o stwierdzenie iż Cyprysowy Gąszcz wyglądała jeszcze piękniej, niż kiedykolwiek przypuszczał. Jasna poświata emanująca od postury kocicy, oraz swego rodzaju ukojenie działało wręcz usypiająco na pręgowanego.
- Stąpasz po cienkim lodzie, zwróć, albo klan gwiazdy odbierze ci wszystkie życia - miauknęła, a jej głos był ostry i zimny niczym sopel lody, który trafił Lisa prosto w gardło. Miał wrażenie, że traci powietrze w płucach, że zaraz skona tu na oczach swej byłej uczennicy. Tak się jednak nie stało. Ból minął, a on znów mógł oddychać swobodnie, czuł jednak, że niedługo się obudzi, postanowił więc zadać pytanie, na które odpowiedź miała być niczym plaster na jego rany.
- Dlaczego odeszłaś? Co się stało? Wtedy...w obozie, jak leżałaś bez życia - mamrotał niczym mantrę, spoglądając na swe wysunięte pazury - Mów kto to zrobił - wysyczał wściekle. Takie przypadki nie zdarzają się same. Ktoś musiał do tego przyłożyć łapę, a gdy tylko się dowie... niech ta wronia strawa lepiej się dobrze skryje.
- Chcesz wiedzieć? - kotka poruszyła niecierpliwie końcówką ogona. Przytaknął skinieniem łba - Księżycowy Pył on... - nim zdążyła skończyć Lis już się wybudził wzburzony niczym morze falą nienawiści oraz chęci zemsty.
***
Biegł najszybciej jak tylko potrafił, nie zważając zupełnie na fakt, że po przebudzeniu musi być ostrożny. Przez kilkadziesiąt kroków zataczał się, jednakże uparcie parł na przód. Żywica, Bluszcz oraz Zachód z początku oszołomieni zachowaniem lidera, w końcu ruszyli za nim, starając się dotrzymać kroku owładniętemu żądzą mordu kocurowi.
Droga powrotna do obozu zajęła im zdecydowanie mniej czasu, niż ta do księżycowej zatoki, gdy tylko klanowicze spostrzegli rudą sylwetkę na horyzoncie, jak zawsze nastawili uszu oraz wytężyli wzrok, w nadziei, że syn Czaplego Potoku uchyli chociaż rąbka tajemnicy, co też zdradził mu klan gwiazdy.
Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy Lisia Gwiazda jak tylko wpadł do obozu, rzucił się na Księżycowy Pył drapiąc wściekle i szarpiąc ciało czarnego kocura. Z mordem w oczach przetoczył się po piasku, a gdy były zastępca znalazł się na górze, odepchnął go z całej siły, aż ten uderzył grzbietem o głaz, z którego przemawiał rudzielec.
- MORDERCA! - wrzasnął w końcu, czując jak krew z rozcięcia na łbie spływa mu między oczy. Wzrok miał nieobecny, źrenice zwężone do granic możliwości. Adrenalina robiła swoje, mimo silnego wymęczenia organizmu, rudzielec czuł się pełen sił i wigoru - ZABIŁEŚ CYPRYSOWY GĄSZCZ! - zamachnął się łapą, uderzając Księżycowy Pył prosto w pysk, starszy z kocurów nie pozostał jednak dłużny, postanowił się bronic przed napastnikiem, na przemian gryząc i drapiąc - JAK ŚMIAŁEŚ! ZABIŁEŚ MOJĄ CYPRYS! - Lis był w amoku, mimo ran atakował dalej, za każdym razem starając się dobrać do gardła i brzucha syna Czereśni - ZDRAJCA! MORDERCA!
Nie wiadomo jak ta bitwa by się skończyła, jednakże dzięki szybkiej reakcji Borówkowego Nosa i Sroczego Żaru, nie doszło do tragedii. Obie kotki podtrzymywały swojego lidera za boki, jednocześnie uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch w przód. Barani Łeb natomiast stanął między Lisem a Księżycem, dla pewności, że któryś z nich nie rzuci się na drugiego.
- WYNOŚ SIĘ Z TEGO KLANU! ROZUMIESZ?! ZABIERAJ KOPCIUSZKA I WIEWIÓRKĘ I WYNOCHA! ŻEBYŚ ZDECHŁ NĘDZNA POCZWARO! ZABIJĘ CIEBIE I TE DWIE WRONIE STRAWY, JEŚLI TYLKO ZNOWU SIĘ TU POJAWICIE!!!! - uderzał ogonem na boki, cały czas starając się wyrwać z uścisku swoich klanowiczy. Gdzieś na dnie zniszczonej psychiki kocura tliła się rozpacz po poznaniu prawdy. Wiedział jednak dobrze, że tylko zemsta przyniesie mu ukojenie. Zdziczałymi oczami wpatrywał się jak trójka kotów opuszcza obóz. Zwiesił łeb, czując jak z jego nosa spływa stróżka krwi.
- Zabić ich - wycharczał, nim wycieńczony przysiadł na łapach.
< Ktoś z klanu klifu? GUESS WHOSE BACK BBY!!! >:) >
Klep Żywicą
OdpowiedzUsuń