Całą drogę zgodnie milczeli, więc Wilcze Serce czuł się bardziej jak eskortowany więzień, niż odprowadzany do medyka klanowicz. Raz na jakiś czas Spopielona Paproć rzucała mu podejrzliwe spojrzenia, które z uporem ignorował.
- Przecież to nie była jego wina, sama go sprowokowała. Gdyby nie to, gdyby nie ona, sprawy potoczyłyby się inaczej - myślał, ale w głębi serca wiedział, że to nieprawda.
Pozostałe dwa kocury znał tylko z widzenia. Na całe szczęście i oni milczeli.
Obóz. Zdążył odzwyczaić się od gwaru toczonych w różnych miejscach rozmów, od widoku krzątających się kotów. Wszystko, co tu widział, przypominało mu o popełnionych błędach. Skrzywdzonych klanowiczach, zranionych obcych. I samotności.
Nie takie emocje powinien wzbudzać powrót do domu, prawda?
Spuścił łeb i ruszył do legowiska medyczek. Turkawie Skrzydło jak zwykle załamała nad nim łapy, ale nie był w stanie skupić się na tym, co mówiła.Przytakiwał tylko od czasu do czasu. Kotka szybko zauważyła, że Wilcze Serce jej nie słucha i dała sobie spokój z próbami nawiązania rozmowy, czasami tylko mruknęła coś do siebie. Gdy skończyła go opatrywać, podziękował i wyszedł.
Przy wyjściu czekał na niego Błotnisty Pysk, czy raczej Błotnista Gwiazda. Jego nowy lider.
- Złamałeś Kodeks Wojownika. - Usłyszał na powitanie. - Zaatakowałeś wojownika własnego klanu, Iglasty Krzew. - Kocur czekał na reakcję Wilczego Serca, ale czarny stał nieporuszony, patrząc gdzieś w dal. - Musisz zostać ukarany. Jako lider Klanu Wilka, odbieram ci tytuł wojownika. Odzyskasz go, gdy wykażesz, że jesteś go godny. Twoim mentorem zostanę ja. Widzimy się jutro po wschodzie słońca, Wilcza Łapo - gdy wymawiał ostatnie słowa, jego oczy zalśniły niebezpiecznie.
Buck słuchał wszystkiego z nieodgadnionym wyrazem pyska. Gdy lider skończył mówić, po prostu go ominął i odszedł.
Przestał być wojownikiem. Nie dotarło do niego jeszcze, co to oznacza. Czuł tylko pustkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz