— Owca? Och, znam to lisie łajno. Jeszcze mnie popamięta — mruknęła z irytacją w głosie, na co Fiołkowa Bryza spojrzała na nią, swoim jednym okiem, trochę zdziwiona, a trochę zmartwiona.
— Jest niebezpieczny, Księżycowy Płatku... — powiedziała cicho, spoglądając na swój przypalony ogon. Nów parsknęła, słysząc to. "Niebezpieczny". Wyrwała mu pukieł futra przed księżycami. To nic więcej, jak zdegenerowany bachor. Taki sam, jakim ona była jeszcze niedawno.
— Należy do mojego klanu. Pogadam o nim z liderką. Chyba powinna wiedzieć, co jej uczeń robi w wolnym czasie... — stwierdziła, przewracając oczami, na słowo "uczeń". Rozumiała, czemu Czereśnia wzięła go pod swoje skrzydła. Zapewne chciała go mieć na oku. — Muszę się zbierać, Fiołeczku. Pewnie zaczną się zastanawiać, co ze mną. Ale nie zniknę, jasne? Możemy się spotkać, za kilka wschodów słońca. Znaczy, jeśli chcesz w ogóle spotykać się z kimś takim, jak ja... — dodała, trochę ciszej. Fiołek spojrzała na nią, zdziwiona. Trochę jej brakowało do tej wyniosłej, przemądrzałej kocicy, która opuściła obóz Klanu Burzy wiele księżyców temu. Może wtedy była bardziej zagubiona, niż teraz, ale sprawiała wrażene, jakby było odwrotnie. Jakby stała się zbłąkanym, zagubionym kociakiem.
— Trzy wschody słońca, Złote Trawy — ucięła krótko kocica, po czym liznęła szylkretkę w polik, prawie dotykając bliznę przecinającą je oko. — Do zobaczenia.
~*~
Przedzieranie się przez kłosa nie było wcale przyjemne, chociaż dawało dobre ukrycie. Właściwie, to Nów nigdy tutaj nie była, mimo że wielokrotnie widziała to miejsce. Raz na jakiś czas przebiegła tu jakaś polna mysz, ale asystentka medyka ani próbowała ich łapać. To ziemie niczyje, niech sobie żyją. Szylkretowa już jadła śniadanie.
W oddali usłyszała wesoły śmiech kocura. Przewróciła oczami, z irytacją. Ciekawe, co za młody, naiwny przygłup się tutaj przypałętał. Z każdym kolejnym biciem serca, był jednak coraz bliżej, a w dodatku towarzyszył mu głos kotki. Fiołkowa Bryza. Przyszła z kimś? Czy to Orzeł? Nie, na pewno nie. Nów rozpoznałaby Orła. Więc któż to. Czy to możliwe, aby w życiu Fiołeczka pojawił się ktoś nowy?
W oddali usłyszała wesoły śmiech kocura. Przewróciła oczami, z irytacją. Ciekawe, co za młody, naiwny przygłup się tutaj przypałętał. Z każdym kolejnym biciem serca, był jednak coraz bliżej, a w dodatku towarzyszył mu głos kotki. Fiołkowa Bryza. Przyszła z kimś? Czy to Orzeł? Nie, na pewno nie. Nów rozpoznałaby Orła. Więc któż to. Czy to możliwe, aby w życiu Fiołeczka pojawił się ktoś nowy?
Oczywiście, że tak, idiotko. Nie wszyscy mają tak swawolne życie uczuciowe, jak ty! Zresztą, Fiołek mogłaby mieć niejednego, w końcu jest kotką z prawdziwego zdarzenia, na pewno to jakiś...
...Idiota. To właśnie przeszło jej przez myśl, gdy u jej łap upadła głowa z powykręcanymi uszami.
— Ups, soreczka — stwierdził, podnosząc łeb i patrząc wesołymi oczami w dwukolorowe ślepia córki Ciernistej Gwiazdy — szukam mojej szwagierki, siostry tej ślicznotki, może ją widziałaś?
Między kłosami wyłoniła się rudo-niebiesko-biała głowa, której jedno oko rozbłysło radośnie, na widok szylkretowej kocicy.
— Już myślałam, że znowu wyparowałaś — stwierdziła z uśmiechem, zbliżając się do tortie. Ta pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.
— Witaj, Fiołeczku. Co to za adorator gruntu? — zapytała, wskazując łbem na wciąż leżącego na ziemi kocura.
— Ach, to ty! — Natychmiast się podniósł, po czym uśmiechnął się szeroko. — Cześć, cześć, jestem Zakręcone Ucho. Wybacz mi to... Powitanie — stwierdził, odwracając wzrok, trochę speszony. Nów kiwnęła powoli głową.
— Cześć — ucięła spokojnie, patrząc to na jedno, to na drugie. Poważnie, skąd ona wzięła takiego przegrywa?
<Fiołasku? <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz