Zrównał krok z starym przyjacielem, wciągając do nozdrzy mroźne powietrze. Śnieg cichutko skrzypiał pod ich łapami, aczkolwiek nie zwracali na to uwagi. Czarnobiały kot nastroszył swoją długą sierść i postawił uszy na sztorc, rozglądając się uważnie dookoła. Wyraźnie słyszał, jak malutka myszka brodzi w bialutkim, jarzącym się w promieniach słońca puchu i w dodatku była niedaleko od pary znajomych. Borsuczy Goniec również ją zauważył, ale tylko przysiadł na zadzie, jakby dając pozwolenie wojownikowi, że może swobodnie zapolować. Motyle Skrzydło skinął mu z wdzięcznością potężnym łbem i rozpoczął skradanie. Jako terminator osiągał doskonałe wyniki w polowaniu, a Jaszczurzy Ogon był z niego dumny. Natomiast aktualnie lepiej szła mu walka, co przydawało mu się w wiecznych potyczkach z Klanem Burzy. Ocknął się z zamyślenia i wyskoczył w powietrze, rozniecając za sobą wręcz niewidzialny pyłek śniegu, po czym zanurzył kły w karku gryzonia, łamiąc mu kark. Mysz niczego nie poczuła, a Motyle Skrzydło szybko zmówił modlitwę w podzięce za taką ilość zwierzyny w rozpoczynającej się Porze Nagich Drzew. Zacisnął mocniej szczęki na brązowym stworzonku, jakby bał się, że mu ucieknie.
— Świetne polowanie! — pochwalił go Borsuczy Goniec, który prędko otrzepywał się ze śniegu.
Wojownik podszedł do młodszego kocura, uśmiechając się szarmancko i robiąc coś w rodzaju ukłonu. Ułożył sobie mysz pod masywnymi łapami i oblizał szybko pysk.
— Dam ją Wróbelkowi. — zamruczał cichutko, ponownie łapiąc ją w mordercze szczęki.
Wtedy dopiero zauważył spojrzenie zastępcy. Na początku na jego pysku malowało się zdezorientowanie, potem nastąpiło coś w rodzaju dezaprobaty, a potem roześmiał się serdecznie. Jego śmiech przypominał bardziej śmiech szalonego kocura, więc Motyle Skrzydło przekrzywił pytająco łeb.
— Nie mów mi, że lecisz na dwa fronty! — był rozpromieniony, jakby zadowolony z czegoś, o czym nie wiedział starszy wojownik.
Czarnobiały nie wiedział o czym mówi jego kolega, dopiero po około kilkunastu uderzeniach serca doszło do niego, co tak naprawdę to znaczy. Gorliwie zaprzeczył, czując, że jakby potrafił się rumienić, byłby czerwony niczym burak.
— Również nie zajmuję się miłością. — spróbował załagodzić napalonego kocura, ale zamiast tego Borsuczy Goniec uniósł dwie brwi w jakże zabawnym i nieprzyzwoitym geście. — Milcząca Gwiazda to moja najlepsza przyjaciółka, a Wróbelek potrzebuje dużo sił. Poród już niedługo.
— Tak, tak. — miauknął ze śmiechem Borsuczy Goniec, uśmiechając się szeroko. — Wracajmy do polowania, Wróbelek musi mieć dużo sił.
Motyle Skrzydło przewrócił oczami, popychając delikatnie kota. Point nie pozostawał mu dłużny i walnął go z barku, po czym zagwizdał przeciągle, jakby nic się nie stało. Wojownik z całej siły walnął w jego bok, a Borsuczy Goniec wpadł na drzewo. Potrząsnął łbem, a potem uśmiechnął się tryumfalnie. Jednak jego zwycięstwo nie trwało długo, ponieważ spadł na niego śnieg z gałęzi.
Motyle Skrzydło do końca dnia był w doskonałym humorze, a zastępca udawał, że jest na niego obrażony.
- - -
Polowanie było naprawdę udane, co cieszyło oczy każdego z kotów, które przywitały ich przyjaznymi miauknięciami i uniesionymi ogonami. Położyli zdobycze na stosik, obydwoje złożyli sobie szybkie gratulacje i pożegnali się dotknięciami nosów. Natomiast sam kocur skierował się ku żłobkowi, aby podarować ciężarnej porcję żywnościową.
W kociarni panowała przystępna temperatura, nie było czuć tak szczypiącego mrozu jak na zewnątrz. Zauważył, że Milcząca Gwiazda czyści legowisko Wróbelka i poczuł gwałtowne ciepło na sercu. Chciał coś jej powiedzieć, jednak szybko ugryzł się w język, wpatrując się w nią, jak pracuje. Powiększyła nieco leże z mchu, które zapewne było przeznaczone dla szylkretowej królowej. Było wyczyszczone, ba!, lśniło czystością, a Motyle Skrzydło kątem oka zauważył, że upchała tam również lawendę, zapewne ze zbiorów ziół Burzowego Futra. Stał tak w wejściu, marznąc od tyłu i rozkoszując się ciepłem od przodu, przyglądając się kocicy niczym ordynarny samotnik.
Był tak zapatrzony w przywódczynię, że nie zauważył braku ciężarnej kocicy. Ocknął się po wielu uderzeniach serca, gdy zauważył, że kotka wpatruje się w niego niepewnie.
— Motyle Skrzydło, czy coś się stało? — spytała, a jej głos rozbrzmiewał w jego uszach niczym echo.
Przecząco pokręcił łbem, jego futro na polikach żachnęło się wraz z właścicielem. Podszedł do przepięknie pachnącego legowiska, czując, jak zapach świdruje mu w nosie. Powtrzymał się przed kichnięciem i na zamszonym leżu położył gryzonia.
— Nie za dużo tej lawendy? — spytał rozbawiony, ocierając się o liderkę, która westchnęła.
Widocznie nie zrozumiała żartu, ponieważ pokręciła niewielkim łebkiem. Dołożyła jeszcze trochę mchu i zaczęła go ugniatać.
— Gdzie jest Wróbelek? — rozejrzał się po żłobku, ale nawet w najciemniejszym kącie nie dostrzegł chociażby zarysu byłej samotniczki.
— Wróbelek rodzi. — zamruczała i natychmiast jej oblicze się rozpromieniło. — To cudowne, że Klan Wilka rośnie w siłę, prawda? Kociaki staną się prędko uczniami, potem wojownikami, założą rodziny...
Na słowo "rodziny" nagle spochmurniała i wróciła do układania legowiska. Motyle Skrzydło westchnął cicho. Chciałby założyć rodzinę z taką kotką jak ona. Jako młodziak podobała mu się jej pewność siebie, majestatyczność i pazur. Jednak wtedy miał inną miłość. Lawendowy Płatek.
— Przekaż Wróbelkowi, żeby zjadła tę mysz jak wróci. Później ją odwiedzę. — zamruczał, liżąc Milczącą Gwiazdę w polik.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby w tym momencie nie wszedł Borsuczy Goniec.
<< Borsuczy Gońco? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz