Srebrna Łapa był jej uczniem i gdy mianowała go na wojownika, widziała w nim świetlaną przyszłość Klanu Wilka. Niezwykle zdolny, były samotnik, który nauczył się czegoś takiego jak "lojalność", właśnie cofnął się do fazy kocięcia. Prychnęła, wsuwając pazurki i wstając, rozejrzała się wokół, szukając drogi, którą pobiegł były wojownik. Krzewy nadal szeleściły pod jego łapami, więc nie mógł być daleko.
Skoczyła w pobliski krzak głogu, idąc jego śladem. Uszy jej zadrżały, kiedy usłyszała ciche stęknięcie, soczyste przekleństwo i głośny chlupot wody. Tylko w odwrotnej kolejności. Wyskoczyła jak szalona, sama wskakując w warto i raźno płynący strumyk, lądując na srebrzystym kocurze. Ten zrobił oczy niczym dwa księżyce, krztusząc się wodą. Milcząca Gwiazda zeskoczyła z niego przerażona, otrzepując się, a sam terminator wstał, chwiejąc się. Również się otrząsnął, nietrzeźwo rozglądając się dookoła. Następnie utkwił wzrok w liderce... i zaczął się śmiać. Kocica również.
Śmieli się tak, nie wiadomo z czego i wyglądali, jakby pająki zasnuły im mózg. Kiedy się w końcu uspokoili, Srebrna Łapa spuścił łebek.
— Przepraszam, Milcząca Gwiazdo — przełknął głośno ślinę, a samej kotce wydawało się, że zaczyna delikatnie drżeć. — Nie powinienem się tak zachować, ponieważ nie była to postawa godna lojalnego wojownika Klanu Wilka. Po prostu nie mogę uwierzyć, że zostałem zdegradowany do rangi uczniaka i na dodatek straciłem Orlą Łapę. To była najgorsza kara, jaką mogłem sobie wymarzyć.
W pewnym stopni niebieska poczuła, jak musi czuć się Srebrna Łapa. Nie będzie z nim podczas mianowania na wojownika, czuł się upokorzony, gdy Burzowy Kwiat próbował mu rozkazywać i dokuczać, sam mając z tego uciechę. Jednak, mimo tych myśli, liderce nie drgnęła nawet powieka i nadal siedziała niczym kamienny posąg, jakby rozważając i analizując wypowiedziane słowa srebrzystego, byłego wojownika.
Natomiast sam Srebrna Łapa wpatrywał się w wartko płynący strumyk, śliskie kamyczki pyszniące się tysiącami refleksji słonecznych i wiotkie, zieloniutkie krzewy po drugiej stronie. Wiatr cichutko zaszeleścił wątłymi listkami, poruszając je subtelnie. Srebrzysty w końcu zwrócił pysk ku swej przywódczyni, popatrzył na nią. Aczkolwiek wzrok był wręcz wypruty z uczuć, pełen głębokiego smutku. Zadrżały jej duże uszy, gdy wypowiadała te słowa:
— Wydaje mi się, że w końcu zrozumiałeś — wymruczała, oblizując pyszczek. — Cieszę się ze zmiany twojej postawy. Myślę, że pora zakończyć twoje "męki" i możesz ponownie stać się Srebrnym Deszczem, a trening z Orlą Łapą zakończysz jako jego prawowity mentor. Żywię szczere chęci, że taka sytuacja się już nie powtórzy na Zgromadzeniu.
Kocurowi wąsy zadrżały z podniecenia, gdy schylił jej łbem na znak szacunku. Próbował opanować drżenie mięśni, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Uśmiechnął się tylko, mrużąc z radości swe zielone, niczym wiosenny las, oczy.
— Nigdy już się na mnie nie zawiedziesz, Milcząca Gwiazdo.
- - -
Zakrwawione łapy piekły niemiłosiernie, nie pozwalając stanąć w miejscu chociażby na kilka uderzeń serca. Mimo jej wewnętrznego bólu, upokorzenia i gorzkiego posmaku porażki, w jej krystalicznie błękitnych ślepiach błyszczał czysty gniew i nienawiść oraz ogień, który tlił się zawsze. Ogień, który nie zgaśnie, póki nie pójdzie polować z Klanem Gwiazdy. Stawała nierówno, chociaż dalej szła. Gdzieś w tyle słyszała zdławione zawodzenie Różanego Pola, która musiała uciekać ze żłobka wraz ze swoimi kociętami. Milcząca Gwiazda powstrzymała chęć wpicia pazurów z glebę.
Kiedyś pożałują. W tej niedalekiej przyszłości zrównają obóz Klanu Burzy z ziemią, ponieważ tylko na to zasługują. A sam Lamparcia Gwiazda będzie wąchał kwiatki od spodu i oby ziemia lekką mu była. Prychnęła, ponownie źle stając, a pieczący ból sparaliżował całe jej smukłe ciało.
— Milcząca Gwiazdo! — usłyszała krzyk, dochodzący od przodku orszaku. — Poranny patrol nas znalazł! Burzowi opuścili obóz, możemy wracać!
Kocica obróciła kształtny pyszczek, widząc jej byłego partnera biegnącego w jej kierunku. Niczym malutki kociak wtulił się w jej zabrudzoną krwią sierść i poczuła, jak wdycha jej zapach. Aczkolwiek teraz nie pachniała leśnymi owocami, tą spokojną mieszanką, tylko zatęchłą krwią swoich wrogów.
Borsuczy Goniec uniósł ku niej swe błękitne ślepia, w których dostrzegła blask strachu. Za nim stała jego terminatorka, która również drżała na całym ciałku i próbowała nie skręcić się w torsjach. Natomiast Zroszony Nos unikała jej wzroku, a sama przywódczyni miała złe przeczucia. I słusznie.
— Lawendowy Płatek... — zaczął zastępca, a z jego krtani wydobył się skowyt, najgorszy jaki słyszała. — ... ona nie żyje! Nie żyje! Nie żyje!!! Lawendowy Płatku!!! Błagam, nie, nie, nie, nie, nie... nie! Klanie Gwiazd! Zapłacą nam za to!...
Niebieskiej kocicy przed oczami zatańczyły czarne plamy, poczuła, że nie może czym oddychać, a do gardła podchodziła jej mysia żółć. Próbowała nie charknąć i nie pogrążyć się w torsjach, aczkolwiek nie miała już sił. Wyprana ze wszystkiego, upadła i próbowała powstrzymać łzy gromadzące się w kącikach jej oczu.
— Borsuczy Gońcu, proszę, zaprowadź klan do domu — miauknęła, patrząc się bezsilnie w pustą przestrzeń przed sobą.
Ale nie mogła okazać cholernej słabości! Była liderką potężnego Klanu Wilka, a tymczasem czuła się jak kocię, porzucone przez matkę podczas srogiej zimy. Potrząsnęła niewielkim łebkiem, wstając z syknięciem, które było przepełnione bólem. Jaszczurzy Ogon pozwolił jej się podeprzeć, ale również miał załzawione ślepia. Pysk wykrzywił mu się w brzydkim grymasie, który liderka w pełni rozumiała.
Gdy weszła przez tunel z kolcolistu, złość nawróciła się w niej i stała się niczym aktywny wulkan, zdolny w każdej sekundzie wybuchnąć. Medyczka leżała tam, z rozrzuconymi łapami, oczami obróconymi ku niebu, które w dodatku były puste i jakby zamglone. Jej gardło było w opłakanym stanie, całe poszarpane i widocznym na rzut oka było, że ktoś umyślnie ją udusił. Milcząca Gwiazda była niesamowicie rozsierdzona i doskonale wiedziała, że gdy spotka jakiegokolwiek kota z Klanu Burzy, zabije go. Pomści Lawendowy Płatek, jej przyjaciółkę, którą kochała całym swym sercem.
Teraz została jej tylko Liliowa Łodyga i Motyle Skrzydło, a strach, że może ich stracić, jeszcze bardziej się skumulował.
— Burzowe Futro — zaczęła łamiącym się głosem, nie zwracając uwagi na pełnoprawną już medyczkę. — Proszę, opatrz rannych.
Mimo bólu, ruszyła bez sprzeciwu. Spełniała rolę medyczki idealnie, więc martwa cętkowana winna być z niej dumna. Uśmiechnęła się słabo, przypominając sobie Lawendową Łapę i Księżycową Łapę, ostatni miot Nietoperzego Skrzydła, która zmarła w epidemii Czarnego Kaszlu. Siostry kochały się, a Lawendowa Łapa długo się nie mogła pozbierać, a pomogła jej Milcząca Gwiazda. Były dobrymi przyjaciółkami i niebieskawa kocica nie wiedziała, jak sobie bez niej poradzi.
Bez namysłu zaczęła wylizywać jej zakrwawione futerko, aby wyglądało na czyste i za kark przyniosła ją pod miejsce przemówień. Ciało medyczki bezwładnie zwisało z jej szczęk, jakby niosła najzwyklejszego zająca. Kontynuowała pielęgnację martwej koteczki, łykając łzy. Przypomniała sobie wszystkie wspomnienia, wszelakie chwile i te dobre, i te złe. Przymknęła powieki, a w jej łbie pojawił się idealny obraz koteczki.
Miała lśniąca sierść, a jej łapa był zdrowa! Żadnych blizn, gardło było w najlepszym porządku, a sierść jarzyła się, jakby wplecione były w nią gwiazdy. Rzeczywiście tak było, zamiast ledwo widocznych cętek posiadała gwiazdy, wyglądała, jak duch z Klanu Gwiazd. Może to znak, że jest szczęśliwa?
Wybacz, Lawendowy Płatku, ale ja nie będę szczęśliwa bez ciebie.
Potem ułożyła ją w pozycji, jakby kocica smacznie spała. Ogon zasłaniał paskudną, śmiertelną ranę, przymknęła jej powieki, a sierść błyszczała i nie było na niej ani jednej kropelki krwi. Była z siebie dumna, że zostanie pogrzebana tak, a nie inaczej. Westchnęła cichutko, liżąc ją pieszczotliwie w polik. Następnie wskoczyła na skałkę, obrzucając spojrzeniem koty zgromadzone w obozie. Byli wszyscy, bez wyjątków. Różane Pole spoglądała na nią bacznie z wejścia do kociarni, natomiast Nocka i Borsuczek byli skryci za jej długimi łapami. Mieli mokre ślepka, cali drżeli, jakby właśnie zobaczyli potwory. Bo, istotnie, Klan Burzy był potworem, wielkim, rudym i złowieszczym lisem, który postanowił zaatakować zdradziecko, aby wygrać i poczuć wyższość. Nie walczyli w imię terenów, jak zrobiła to Malinowa Gwiazda i Milcząca Gwiazda, tylko dlatego, aby poczuć krew Wilczaków. Wzniosła bojowy okrzyk, a pozostali wojownicy zareagowali dokładnie tak samo, chociaż niektórzy nieco ciszej.
— Klanie Wilka, każdy z was przeżywa stratę naszej mądrej i spokojnej medyczki, jaką jest Lawendowy Płatek — zaczęła na pozór spokojnym, aczkolwiek łamliwym głosikiem. — Klan Burzy zamordował ją z premedytacją, jakby była to zwierzyna łowna! Obiecuję wam, że pomścimy Lawendowego Płatka! Te potwory nie będą straszyć naszych kociąt, zabijać naszych medyków, ani ranić wojowników! To był cios prosto w nasze wojownicze serca! Nie poddamy się! Zaatakujemy honorowo, ponieważ nie ma co brać przykładu z tych kotów o lisich sercach. Oni zginą w otwartej bitwie.
Koty podniosły ogromną wrzawę, zaczęli zdzierać swoje gardła, a pobliskie ptaki odleciały z łopotem skrzydłem z drzew, na których siedziały. Ciało Lawendowego Płatka nadal spoczywało pod skałą, więc Milcząca Gwiazda popatrzyła na nie z widocznym smutkiem.
— Lawendowy Płatek jest dumna ze swojej wychowanki. Burzowe Futro odwiedzi Księżycową Zatoczkę, aby poznać przepowiednię od Klanu Gwiazd i stać się pełnoprawną medyczką. Tej nocy będzie można podzielić języki z Lawendowym Płatkiem i po raz ostatni się z nią pożegnać, aby jej dusza mogła spokojnie ulecieć do Klanu Gwiazd. Potem odbędzie się pogrzeb.
Tym razem każdy zamilkł, ciszą czcząc żywot świetnej medyczki. Mimo swojej niepełnosprawnej łapy, zawsze była na czas i każdemu potrafiła poprawić humor. Nie zasłużyła na tak hańbiącą śmierć. Sam Burzowy Kwiat nie mógł powstrzymać się od jednej łzy, więc szybko potrząsnął potężnym łbem i odwrócił wzrok.
— Mam również dwie dobre wiadomości, którymi chciałam podzielić się z wami wcześniej. — tym razem koty spojrzały na nią zaciekawione, a sama liderka kontynuowała. — Srebrna Łapo, podejdź. Myliłam się co do ciebie i pragnę, abyś wrócił na pozycję wojownika. Będziesz zwany Srebrnym Deszczem i odzyskujesz wszelkie prawa, które ci odebrałam.
Srebrzysty podszedł do przywódczyni, delikatnie dotykając jej szarawego nosa. Następnie odsunął się, podchodząc do swojej szylkretowej partnerki i wtulił się w jej sierść. Odwzajemniła gest, liżąc go w ucho.
— Chciałabym również mianować na wojowników Orlą Łapę, Popielatą Łapę i Jaskółczą Łapę. Pokazali lojalność i honor wojownika, a ich mentorzy uznali, że są gotowi.
Po mianowaniu terminatorów, poszła do swojego legowiska. Czekała na swoją kolej, ponieważ Burzowe Futro zajmowała się jeszcze Burzowym Kwiatem, który był w najgorszym stanie. Walczył niczym członek Klanu Lwa i Milcząca Gwiazda miała pewność, że był jej wierny aż do swojej śmierci. Owszem, był gburem oraz często marudził, ale nikt nie miał wątpliwości co do jego lojalności. Nigdzie nie widziała swojej córeczki, więc uznała, że pewnie nie brała udziału w bitwie, co jeszcze bardziej ją cieszyło. Nie traciła również nadziei, że nie wróciła jednak do Klanu Burzy i zdecyduje się na dojście do rodzimego Klanu Wilka, ponieważ nie wybaczyła jej "ojcu". Splunęła.
Ułożyła się wygodnie, gdy kątem oka zarejestrowała jakiś ruch. Srebrny Deszcz stał przy wejściu, młócąc wątłym ogonem powietrze i niepewnie się jej przyglądając. Wygodniej się ułożyła, końcówką ogona pozwalając mu podejść. Uśmiechnęła się do niego słabo, kładąc łebek na przednich łapach, które wyglądały jak dwa wielkie bąble.
— Tak? — spytała, aczkolwiek jej głos był pusty, nie tak dźwięczny jak zazwyczaj.
<< Srebrny Deszczu? >>
Czu ja dobrze widzę!? Orla Łapa zostaję wojownikiem czy mi się wydaję?
OdpowiedzUsuń