Początkowo czuł się trochę nieswojo. Wszystko było takie nowe i tak... Śmiesznie łatwe. Nie do tego przywykł, jako drobmy wypierdek trzymający się starszej siostry. Tyle czasu głodowali, a tutaj... Tutaj po prostu miał wszystko podane na tacy. Jego brzuszek nie burczał bezustannie. Właściwie, czy w ogóle burczał przez ostatnie księżyce? Cisza. To było zbyt surrealistyczne. Zbyt komfortowe. Zbyt piękne, aby było prawdziwe. Był jednak pewiem gwoźdź, który utwierdzał go w przekonaniu, że świat nadal jest okrutny. Ważka. Ważka, której martwe ciało nadal widział przed oczami. Jego idiolka, bezwładna, nieruchoma. Już nigdy nie zobaczy jej, ani swojej rodziny. Już nigdy nie będzie malutkim, schańhionym Buraskiem.
Problem był jednak w tym, że teraz, kiedy wszystko było tak blisko, gdy wszystko było proste, on po prostu tego nie chciał. Jedzenie zjadał powoli, zazwyczaj też sporo zostawiał. Nie bawił się niemal w ogóle zabawkami, które podrzucała mu Ellie. No, może czasami machnął na którąś łapą, aby dziewczyna się ucieszyła, była to jednak żadna frajda. Był słaby i mizerny, a w całym tym szaleńskie ukojenie dawały mu jedynie dłonie, które głaskały go czule, oraz kolana, na których niejednokrotnie zasypiał.
Owłosienie dwunożnych było dziwne. Tylko jego pan posiadał włosy na rękach, Ellie i pani w ogóle prawie takowych nie miały. Na nogach zresztą też, a nawet jeśli - usuwały je. Z ich głów spływały jednak fale włosów, co było sytuacją odwrotną do pana - pan nie miał ich wcale.
Dwunodzy często mówili do niego jakieś niezrozumiałe słowa. Najczęściej padało "Lavik", więc uznał, że pewnie tak go sobie nazwali. Pan chyba jednak nazwał go "stary", gdyż niejednokrotnie wołał mu "Co tam, stary? Trzymasz się?" a później wierzchem dłoni klepał go po głowie.
Dwunogi miały jednak tendencję do znikania, a gdy tak się działo - nie było ich długie godziny i Lavik zawsze martwił się, że już nigdy nie wrócą.
Tego dnia również był sam. Siedział na parapecie, opierając łeb na szklanej barierze, oddzielającej go od reszty świata. Dwunogi miały jakieś dziwne zdolności i umiały ją wymijać, Lavik jednak jeszcze tego nie opanował, zresztą- nie widzisł potrzeby. Zaobserwował jednak, że gdy oddychał, na barierze robiły się smugi. Za oknem było szaro i ponuro, zupełnie tak, jak czuł się teraz młody kocur. Raz po raz za ścianą przemykały się potwory. Dojrzał także jedną kotkę, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Trzykolorowa przedstawicielka jego gatunku uśmiechnęła się, Lavik jednak nie był na siłach, aby to odwzajemniać. Westchnął jedynie, spuszczając wzrok. Wtedy jednak kotka, z którą miał do czynienia wskoczyła ochoczo na parapet z drugiej strony i zapukał łapą w barierę, przez co bury zadrgał delikatnie. Nieznajoma uśmiechnęła się.
Problem był jednak w tym, że teraz, kiedy wszystko było tak blisko, gdy wszystko było proste, on po prostu tego nie chciał. Jedzenie zjadał powoli, zazwyczaj też sporo zostawiał. Nie bawił się niemal w ogóle zabawkami, które podrzucała mu Ellie. No, może czasami machnął na którąś łapą, aby dziewczyna się ucieszyła, była to jednak żadna frajda. Był słaby i mizerny, a w całym tym szaleńskie ukojenie dawały mu jedynie dłonie, które głaskały go czule, oraz kolana, na których niejednokrotnie zasypiał.
Owłosienie dwunożnych było dziwne. Tylko jego pan posiadał włosy na rękach, Ellie i pani w ogóle prawie takowych nie miały. Na nogach zresztą też, a nawet jeśli - usuwały je. Z ich głów spływały jednak fale włosów, co było sytuacją odwrotną do pana - pan nie miał ich wcale.
Dwunodzy często mówili do niego jakieś niezrozumiałe słowa. Najczęściej padało "Lavik", więc uznał, że pewnie tak go sobie nazwali. Pan chyba jednak nazwał go "stary", gdyż niejednokrotnie wołał mu "Co tam, stary? Trzymasz się?" a później wierzchem dłoni klepał go po głowie.
Dwunogi miały jednak tendencję do znikania, a gdy tak się działo - nie było ich długie godziny i Lavik zawsze martwił się, że już nigdy nie wrócą.
Tego dnia również był sam. Siedział na parapecie, opierając łeb na szklanej barierze, oddzielającej go od reszty świata. Dwunogi miały jakieś dziwne zdolności i umiały ją wymijać, Lavik jednak jeszcze tego nie opanował, zresztą- nie widzisł potrzeby. Zaobserwował jednak, że gdy oddychał, na barierze robiły się smugi. Za oknem było szaro i ponuro, zupełnie tak, jak czuł się teraz młody kocur. Raz po raz za ścianą przemykały się potwory. Dojrzał także jedną kotkę, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Trzykolorowa przedstawicielka jego gatunku uśmiechnęła się, Lavik jednak nie był na siłach, aby to odwzajemniać. Westchnął jedynie, spuszczając wzrok. Wtedy jednak kotka, z którą miał do czynienia wskoczyła ochoczo na parapet z drugiej strony i zapukał łapą w barierę, przez co bury zadrgał delikatnie. Nieznajoma uśmiechnęła się.
<Tuniu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz