Jakiś czas temu
Zalotna Krasopani od ostatniego czasu we własnym obozie czuła się dosyć nieswojo, jakby wcale nie pasowała do reszty wilczaków. Koty, z którymi wcześniej przebywała na co dzień i nie miała do nich żadnych wątów – teraz wydawały się irytujące, a w szylkretce gotowało się na sam ich widok. Często uciekała więc na długie spacery albo na granice, aby poznawać inne klany i koty z nich, chciała trochę wrażeń, emocji. Chciała czegoś innego niż nudnej, zwykłej rutyny. Ostatnio udało jej się spotkać jasnofutrą kotkę na granicy z Klanem Burzy, przedstawiła się jako Knieja – pierwszego członu nie podała. Z początku ich rozmowa była całkiem napięta, ale potem się uspokoiło. Obca była dosyć specyficzna, ale mimo tego udało jej się zdobyć choć minimalny respekt w oczach wojowniczki Klanu Wilka. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że Knieja jest jakimś krnąbrnym uczniem, ale jednak była w miarę bystra.
W każdym razie, teraz Zalotka stwierdziła, że uda się na ponowne poszukiwania obcych, być może wartych rozmowy kotów. Znalezienie znajomych w innych klanach wydawało się korzystne, opłacalne. W końcu wtedy nie będzie musiała siedzieć samotnie na zgromadzeniach, a będzie mogła szybko nawiązać z kimś kontakt. Na swoim pierwszym zgromadzeniu chyba cudem wpadła na inne koty! Ale mimo tego w pewnym momencie poczuła się delikatnie wykluczona z rozmowy, może to dlatego, że wtedy była dosyć cicha, a ta dwójka obcych kotów wydawała się być całkiem głośna?
***
Zalotna Krasopani znajdowała się teraz tuż przy granicy z Klanem Klifu, rozmawiając z jedną z ich uczennic. Napotkana przez nią kotka miała brązowe futro, pomarańczowe ślepia i była… nawet miła, czy coś. Zachowywała się trochę jak mały kociak, ciekawe ile miała księżyców? Może dopiero opuściła żłobek? Cóż, Pietruszkowa Łapa nie zdradziła wieku szylkretowej kotce. Kotkom udało się jakoś nawiązać nić porozumienia, rozmowa się kleiła, więc szylkretka postanowiła, że może spróbuje jakoś zachować pozytywne relacje z klifiaczką.
— Hm... wiesz, jeśli chcesz możemy się jeszcze kiedyś spotkać, albo będę cię wyczekiwać na zgromadzeniu — zaproponowała. Jej głos był pozbawiony emocji, jakby nie miało dla niej znaczenia ile już ma przyjaciół, jakby wcale nie potrzebowała ich więcej. Wojowniczka zauważyła, że jej towarzyszka rozmowy wstaje na cztery łapy, jej wąsy poruszyły się z ekscytacji. Trochę nie spodziewała się takiej reakcji, to była zwykła propozycja!
— Tak, byłoby super! Zgromadzenie będzie za jakiś czas, może wybiorą nas na nie. Chociaż ta wyspa mnie trochę przeraża — przyznała i usiadła na trawie spoglądając gdzieś w dal. Szylkretka podniosła jedną brew.
“Jak można się bać tej wyspy? To jakiś zwykły głaz! Może jest tam trochę ślisko i czasami niebezpiecznie, ale żadne zjawy tam nie fruwają” pomyślała. No dobra, wracając, Zalotna Krasopani uważała, że reakcja Pietruszkowej Łapy była dość mocno przesadzona! Może nie miała zbyt wielu przyjaciół w swoim własnym klanie? Przykre.
— Może. Ja na zgromadzeniu w całym swoim życiu byłam tylko raz... — westchnęła, przesuwając pazurem po ziemi. Chciałaby być wybierana częściej na zgromadzenia, wydawało jej się, że Syczek był na prawie każdym! Za jakie grzechy ona zawsze musiała grzać tyłek w obozie? Miała już ponad 20 księżyców na karku, a tak rzadko wybierała się posłuchać wieści z innych klanów. Trochę głupio.
— Trochę, w końcu to tylko ogromny głaz, bez żadnych roślin! — przewróciła oczami, w jej głosie można było wyczuć nutkę ironii.
— O naprawdę? Ja już dwa razy byłam na zgromadzeniu... ciekawi mnie od czego to zależy, że ktoś jest wybierany na zgromadzenia — Pietruszka postawiła zaskoczona uszy do góry, po czym mruknęła coś do siebie.
— Tak! I jeszcze się wyłania zawsze gdy księżyc jest w pełni. Klan Gwiazdy to ma moc — miauknęła lekko strosząc futro na karku, kotka uważała, że siła przodków była ogromna, co trochę nie spodobało się Zalotce. Postanowiła jednak najpierw zająć się innym zdaniem wypowiedzianym przez kotkę. Nie mogła przecież wyjść na jakiegoś słabeusza.
— Nie wiem. Właściwie wybrali mnie więcej niż raz, ale po prostu nie chciało mi się iść — burknęła, jej głos był lekceważący, jakby próbowała zgrywać tajemniczą. Tak naprawdę na początku bała się chodzić na zgromadzenia, dlatego zawsze przed nimi udawała, że źle się czuje. Teraz już by tak nie zrobiła, oczywiście, bo zgromadzenia były fajne!
— Och, rozumiem — miauknęła krótko. Zalotna Krasopani westchnęła, przypominając sobie wzmiankę o Klanie Gwiazdy. Jej od zawsze wpajali wiarę w Miejsce, Gdzie Brak Gwiazd, ale najwyraźniej w innych klanach było inaczej. Skrzywiła nieco swój pysk i pokręciła głową.
— W ogóle to nie moc Klanu Gwiazdy odsłania głaz, tylko natury — mruknęła ponuro. Taka odpowiedź mogła być kontrowersyjna, ale trudno. Szylkretka po prostu nie wierzyła w moc gwiezdnych przodków! Trudno byłoby wierzyć, gdy wychowują cię wilczaki. Pietruszkowa Łapa wyglądała na wielce zaskoczoną odpowiedzią szylkretki.
“Och! Co za świętoszka się znalazła” miała ochotę miauknąć, ale ugryzła się w język. Brązowa kotka ponownie zamrugała zaskoczona.
— E, ale jak to natura? Przecież to Klan Gwiazdy ją zatapia lub odsłania gdy trzeba — mruknęła i przechyliła głowę w prawo pokazując, że nie rozumie logiki wojowniczki. Szylkretka parsknęła. Pietruszkowa Łapa najwyraźniej była bardzo wierząca. Szylkretce nie bardzo się to podobało i chętnie naprowadziłaby ją na właściwą drogę, ale teraz nie miała na to czasu i ochoty.
— Pfff — mruknęła, po czym machnęła łapą. Nie ma po co kłócić się z klifiakiem na temat wiary. Uczennica wyglądała na taką, która szybko nie przyswoi do siebie nowej wiary. Szkoda.
— Dobra, już nie ważne
— Chcesz pogadać o czymś innym? — zaproponowała. Cisza, która zapanowała między nimi, gdy przytoczyły tak ważny temat, była krępująca. Uczennica znowu zamrugała dwa razy.
“Czy to jej mruganie to jakiś dziwny nawyk?” pomyślała.
— Jasne, bardzo chętnie! To może... co lubisz robić? Masz ulubione jedzenie? — zapytała nagle. Zalotna Krasopani uśmiechnęła się pod nosem, dobrze, że temat został już zmieniony. Zalotka zastanowiła się na chwilę.
— Nie, chyba nie. Ale zawsze chętnie zobaczę na stosie jakiegoś pulchnego wróbla. Są dobre... — westchnęła, ale po tych słowach nieco się zirytowała.
— Nie, nie. Ta rozmowa schodzi na pogadankę o pogodzie, a ja nie mam czasu na takie lanie wody — burknęła w pewnym momencie. Nigdy nie zastanawiała się nad rzeczami typu ulubiona zwierzyna, pogoda czy kolor. Nie chciała gadać o takich zbędnych bzdetach.
— Jasne rozumiem, możemy zmienić temat! — klifiaczka mruknęła nadal nie tracąc entuzjazmu.
— Możemy porozmawiać o czymś innym, na przykład... o miłości! — zaproponowała, chcąc wylać wszystkie swoje żale dotyczące Prążkowanej Kity, a właściwie to nie tylko żale, pozytywy chętnie też wymieni. Nie miała jak rozmawiać teraz z Syczkiem, dlatego musiała łapać się innych kotów. Pietruszkowa Łapa wyglądała na dobrą towarzyszkę do takich rozmów, w sensie, pewnie dobrze wysłucha innych – sama jednak nie wygląda na taką, co by miała teraz partnera. Była w końcu raczej całkiem młoda.
— Masz kogoś na oku? Bo tak się składa, że ja mam i jest nim wojownik z mojego klanu, mój najlepszy przyjaciel... — odparła po jakimś czasie.
— Nie ja nie mam nikogo na oku, w klanie mało jest kotów w moim wieku, z którymi rozmawiam, lub które podobają mi się z wyglądu. Też myślę, że o tym nie myślę! — wyjaśniła, a na jej wzmiankę o miłości poruszyła uszami.
— O to chyba dobrze... wiesz ja się na tym nie znam. Więc jaki on jest? — zapytała. Wojowniczka przewróciła oczami. Czy w Klanie Klifów był jakiś deficyt kotów?
— Aha, no dobrze. W takim razie miejmy nadzieję, że do Klanu Klifu niebawem dołączą jacyś... no nie wiem - samotnicy? — mruknęła. Taka sytuacja wydawała się jedyną szansą na przybycie kandydatów dla Pietruszkowej Łapy do jej klanu.
— Tak to chyba jedyna opcja, albo ktoś z innego klanu. — mruknęła ściszając głos. Wojowniczka pokręciła głową, teraz był czas na opisanie cudownego kocura, jej przyszłego partnera!
— Cóż, nazywa się Prążkowana Kita! — mruknęła, jej pysk od razu wyraźnie się rozpogodził.
— On dołączył jako samotnik do klanu. Patrol znalazł go jak miał tylko 4 księżyce, najwyraźniej matka go tam podrzuciła, albo ktoś go od niej porwał. Był bardzo silny i miał zadatki na idealnego wojownika Klanu Wilka, dlatego zabrali go do obozu — westchnęła rozczulona.
— Nigdy mi nie opowiadał o tym, co działo się przed jego dołączeniem — przyznała.
— Ogólnie... to on jest taki delikatny! Jest bardzo miły, pomocny, ale także potrafi dobrze walczyć — wychwaliła go. To była tylko niewielka cząstka jego pozytywnych cech. Mogłaby gadać o nim godzinami, ale pewnie zdążyłaby zanudzić Pietruszkową Łapę na śmierć.
— Może jak się z nim kiedyś wybiorę na zgromadzenie, to ci go przedstawię — zaproponowała, chociaż z lekką nutą lęku w głosie. Nie chciała w końcu, aby Pietruszka jakkolwiek próbowała odbić od Zalotki cętkowanego kocura. Byli co prawda z innych klanów i dzieliło ich trochę księżyców, ale kto tych klifiaków zna!
— O brzmi jak ideał! Chętnie go poznam. A jaki ma kolor futerka? — zapytała zaciekawiona. — Tak... — mruknęła na słowa Pietruszkowej Łapie o ideale. Poczuła jak zazdrość kłuje ją w serce, ale szybko wzięła głęboki oddech i pozbyła się tego uczucia.
— Jest biały w liliowe pręgi — odparła, po czym odwróciła głowę od swojej rozmówczyni.
— Wiesz co... chyba muszę już wracać. Powiedziałam Prążkowanej Kicie, że możemy się dziś przejść na jakiś spacer — miauknęła, na szybko wymyślając jakąś wymówkę. Pietruszkowa Łapa uśmiechnęła się.
— Jasne! To do zobaczenia, kiedyś! — mruknęła, pomachała łapą i zniknęła w krzewach należących do Klanu Klifu.
— Tylko nie zapędzaj się znowu tak daleko na tereny Klanu Wilka! Inni mogą być mniej łaskawi niż ja— krzyknęła za nią, po czym zaczęła iść w swoją stronę. Nie śpieszyła się za bardzo.
Koniec sesji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz