Około księżyc temu
Słońce świeciło na niebie. Jednak nawet taki piękny poranek, nie mógł mnie uspokoić. Życie matki jest bardzo trudne! Nie minęła chwila, a już słyszałam moje kociaki. Żłobek wydawał się zatłoczony. A w klanie pojawiła się nowa twarz. Odetchnęłam. Wstałam i przeciągnęłam się. Wyszłam ze żłobka, a przede mną pojawiły się puszyste kulki.
— Mamo!! Bo ona mnie uderzyła! — lamentował Plusk.
— Nie! Mamo, to on zaczął! — piszczała Sztorm. Zachowują się jak dzieci... A nie, chwila, one nimi są! Pan młody nieboga, płaczka i moja ukochana Perełka. Ona jedyna jest spokojna i nie sprawia problemów. Czasami to cud, że mogę wyjść bez nich ze żłobka. Kleją się do mnie jak kora do żywicy! Mam nadzieje, że dziś będzie inaczej. Dziś przecież idę... Na co ja miałam iść? Nah, z biegiem czasu kot zapomina, co miał zrobić. Coś z Różaną Wonią... Dobra jak się wydostanę ze szponów tych małych kulek, sprawdzę co i jak.
— Mamusiu... — mruknął Plusk. Nie nie!! Dobrze poradzę sobie, gdzie jest Bulwa...
Nie minęła chwila, a do naszej rozmowy wkroczyła Perełka.
— Mamusiu? Czemu nie jestem taka jak tata? — powiedziała. Nie wiem, taty zapytaj... Co ja jestem medyk? Dobra wybrnąć jakoś z tego, co by powiedziała Mandarynka. Lepiej powiedzieć, żeby taty zapytała i z głowy.
— Jak widzisz, Sztorm jest podobna do taty, ty do mnie, a Plusk... Do mnie i do taty! — mruknęłam.
— Czemu jestem inna niż Sztorm i Plusk? Czemu nie umiem gadać z innymi? — pisnęła.
— Umiesz kochana. To kwestia czasu kiedy oswoisz się z pobratymcami. — Powiedziałam.
— Czemu Kotewkowy Powiew jest dla mnie niemiła? Powiedziała, że mam nieładne futro! — zamarłam. Żeby moje dziecko tak obrazić! To nie moja wina, że, takie są. Futro to futro, przez te głupie wierzenia moje kociaki będą niechybnie osądzane! I to za ich wygląd, niedowierzanie. Nie miałam nawet czasu myśleć o czym innym niż o moich dzieciach. Nie chciałam odpowiadać na pytania, na które nie znam odpowiedzi. Popchnęłam kociaki w stronę żłobka, kiedy weszłam u jego próg, położyłam się na legowisku, a kociaki wraz ze mną.
Księżyc pojawił się na niebie, wtedy się przebudziłam. Nie byłam zmęczona, jednak jakaś część mnie mówiła: ''pośpij jeszcze!'', ''nic się nie stanie, jak jeszcze na chwilkę się położysz!''. Oderwałam od tego myśli, jak zaburczało mi w brzuchu. Nic nie jadłam, a nie lubię, jak ktoś mnie widzi przy stercie zwierzyny. Sama nie wiem dlaczego. Rozprostowałam łapy i wyszłam się przewietrzyć.
— Proszę! — usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam mysz, leżącą przede mną. Kotewkowy Powiew!
— Dziękuje! Jestem bardzo głodna! - mruknęłam. Wstałam i podeszłam do kotki.
— Słuchaj... Co do moich dzieci. Nie chcę, żeby ktoś oceniał je, po wyglądzie. Rozumiesz? One mają szansę mieć lepsze życie niż ja. — szepnęłam.
— Świetnie, że się zgadzasz! Muszę wracać do dzieci papatki! — powiedziałam. Piastunka spojrzała na mnie pytająco. Potem się uśmiechnęła i poszła.
— Mamo!! Bo ona mnie uderzyła! — lamentował Plusk.
— Nie! Mamo, to on zaczął! — piszczała Sztorm. Zachowują się jak dzieci... A nie, chwila, one nimi są! Pan młody nieboga, płaczka i moja ukochana Perełka. Ona jedyna jest spokojna i nie sprawia problemów. Czasami to cud, że mogę wyjść bez nich ze żłobka. Kleją się do mnie jak kora do żywicy! Mam nadzieje, że dziś będzie inaczej. Dziś przecież idę... Na co ja miałam iść? Nah, z biegiem czasu kot zapomina, co miał zrobić. Coś z Różaną Wonią... Dobra jak się wydostanę ze szponów tych małych kulek, sprawdzę co i jak.
— Mamusiu... — mruknął Plusk. Nie nie!! Dobrze poradzę sobie, gdzie jest Bulwa...
Nie minęła chwila, a do naszej rozmowy wkroczyła Perełka.
— Mamusiu? Czemu nie jestem taka jak tata? — powiedziała. Nie wiem, taty zapytaj... Co ja jestem medyk? Dobra wybrnąć jakoś z tego, co by powiedziała Mandarynka. Lepiej powiedzieć, żeby taty zapytała i z głowy.
— Jak widzisz, Sztorm jest podobna do taty, ty do mnie, a Plusk... Do mnie i do taty! — mruknęłam.
— Czemu jestem inna niż Sztorm i Plusk? Czemu nie umiem gadać z innymi? — pisnęła.
— Umiesz kochana. To kwestia czasu kiedy oswoisz się z pobratymcami. — Powiedziałam.
— Czemu Kotewkowy Powiew jest dla mnie niemiła? Powiedziała, że mam nieładne futro! — zamarłam. Żeby moje dziecko tak obrazić! To nie moja wina, że, takie są. Futro to futro, przez te głupie wierzenia moje kociaki będą niechybnie osądzane! I to za ich wygląd, niedowierzanie. Nie miałam nawet czasu myśleć o czym innym niż o moich dzieciach. Nie chciałam odpowiadać na pytania, na które nie znam odpowiedzi. Popchnęłam kociaki w stronę żłobka, kiedy weszłam u jego próg, położyłam się na legowisku, a kociaki wraz ze mną.
* * *
— Proszę! — usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam mysz, leżącą przede mną. Kotewkowy Powiew!
— Dziękuje! Jestem bardzo głodna! - mruknęłam. Wstałam i podeszłam do kotki.
— Słuchaj... Co do moich dzieci. Nie chcę, żeby ktoś oceniał je, po wyglądzie. Rozumiesz? One mają szansę mieć lepsze życie niż ja. — szepnęłam.
— Świetnie, że się zgadzasz! Muszę wracać do dzieci papatki! — powiedziałam. Piastunka spojrzała na mnie pytająco. Potem się uśmiechnęła i poszła.
<Perełka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz