Zawaliła sprawę. Kocurek tylko się nakręcił na chęć znalezienia swojego brata, który na dobrą sprawę mógł już dawno nie żyć. A jeśli żył, to byłoby jak szukanie igły w stogu siana. Jaka jest szansa, że udałoby mu się wpaść na kocurka, skoro odszukanie jakiegoś kota w Betonowym Świecie stanowiło problem, to co dopiero poza nim.
— Amku — zaczęła, starała się brzmieć niezbyt srogo, nie chcąc brzmieć aż tak ostro jak przed chwilą, dostrzegła jak malec się wzdrygnął w momencie podniesienia głosu — Niestety nie wiem jak się tamten kocurek nazywa, Błotniste Ziele nie poinformowała mnie o tym. Najpewniej nie nazwała go, w końcu, dopiero gdy przyniesiono was do szopy nadała waszej trójce imiona. Dopiero później dowiedziałam się, że był jeszcze czwarty kociak... — położyła uszy po sobie, a głos jej uwiązł w gardle. Zaczęła rozważać powiedzenie kocurkowi prawdy, odnośnie tego, że nie ważne ile będzie szukać brata, to może go nigdy nie znaleźć, bo bardzo możliwe, że nie ma go już na tym świecie. Nie śmiała jednak otworzyć pyska, to powinien usłyszeć od matki bądź kogoś z Kamiennej Sekty. Nie miała prawa, by go informować o tym.
— Jesteś bardzo dzielnym kociakiem, najdzielniejszych ze wszystkich jakie przyszło mi poznać w swoim życiu. — podjęła ciepło, po czym dotknęła swą łapką Ametysta za plecy, przysuwając go nieco ku sobie — Obiecaj mi, że dopóki nie będziesz wystarczająco duży i nie skończysz treningu nie wymkniesz się poza ogródek. Wychodzeniu bez dorosłych mówimy "nie". Dobrze? — spytała czekając na odpowiedź kocurka. — Musisz urosnąć. A jak będziesz duży, będziesz mógł robić to co ci się podoba.
Ametyst dłuższą chwilę milczał, aż w końcu z jego pyska wydobyło się twierdzenie.
— Dobry dzieciak — odetchnęła z ulgą, to było łatwiejsze niż sądziła, to całe posiadanie kociąt. Nie myliła się, prawda? — No już, zmykaj do mamy i braci, bo mi się przeziębisz. Nie chcę brać za to odpowiedzialności — zaśmiała się i lekko popchnęła kocurka w stronę drzwi i zachęciła gestem głowy, aby wszedł do szopy
— A pójdziesz z nami na poszukiwaniem naszego zagubionego braciszka?
— Pójdę. Będę was pilnować razem z innymi kotkami, byście nie rozrabiali po drodze — oznajmiła
— A do twojego domu możemy jutro pójść?
— Tak, jeśli dwunożni opuszczą dom na dłużej. Chociaż jutro chyba to nie jest ten dzień, gdy od rana ich nie ma... No już, Amek. Bo się zdenerwuję, a chyba nie chcesz widzieć zdenerwowanego pieszczocha... — spojrzała się srogo na kociaka, który zaśmiał się z jej miny — Obiecałam ci, że jak tylko dwunożni opuszczą dom i uzyskam zgodę od twojej mamy to cię zabiorę byś mógł pozwiedzać mój dom.
— Dobrze, dobrze! — wciąż śmiejąc się skierował się w stronę szczeliny w drzwiach. Mina jednak mu zrzedła, gdy się zbliżył w stronę składzika. Nim przeszedł przez szczelinę, jeszcze odwrócił się w stronę pieszczoszki i intensywnie wpatrywał się nią swymi pomarańczowymi oczkami. W końcu jednak zniknął w ciemnościach. Cynamonka stała jeszcze chwilę chcąc się upewnić, że kocurek nie postanowi ponownie wyjść na zewnątrz, po odczekaniu paru minut podczas, których nie było żadnego śladu wskazującego na to, skierowała się w stronę klapki w drzwiach.
<Ametyst?>
[Trening med]
[Przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz