Plan Brzasku był… i w zasadzie tylko był. Świt nie była co do niego względnie przekonana, bo jak matka ich złapie, to będą mieli przesrane. Jednakże wizja uprzykrzenia życia Jutrzence zdecydowanie była kusząca.
Podrapała się mini szkitką za uchem, podczas gdy jej głowę zalewały różnorakie myśli.
— A co jak to nie pomoże?
— Nie bądź taka — burknął czarny kocurek. — To mój pomysł, a każdy mój pomysł się sprawdzi. — Szturchnął siostrę nosem. — A jak się nie sprawdzi, to kulwa, nie wiem.
Brzask jeszcze nie nauczył się poprawnie mówić, ale za to świetnie radził sobie z przekleństwami. Kto go tego nauczył? Nie wiadomo, być może już taki się urodził.
Latorośle Szakalego Szału były jednak tak pojętne, że bardzo szybko łykały od siebie, na nieszczęście kocicy, większość złych nawyków.
— Dobla, to lobimy — rzuciła dziarsko, zerkając z nienawiścią w stronę siostry. Problem polegał tylko jednak na tym, JAK mają to zamiar zrobić. No bo jednak mimo wszystko podejście do niej i ostentacyjne wytarcie gili tak średnio wchodziło w grę.
Zaraz się skapnie, co w trawie piszczy.
— Zajdziemy ją może od tyłu? Jak będzie z kimś gadać? — zaproponowała. Serio, nie miała pomysłu, jak podejść tego cieloka, żeby się nie skapnęła. Może i Brzask, który podszedłby do kotki, byłby uznany za niegroźnego, tak jednak Świt, która niemalże codziennie uprzykrzała życie Jutrzence, już jednak lekkie podejrzenia by wywołała.
— To jest upierdliwe! — oburzyła się, lecz zaraz zniżyła ton głosu do szeptu. — Ile trzeba się męczyć, żeby ta… ta… uh… no wiesz! Dostała za swoje — niezadowolony pomruk wydobył się z jej gardła.
< Brzask? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz