Pisnął, gdy poczuł jak mokry palec młodszego kociaka ląduje mu w uszku. To było... obrzydliwe uczucie! Gdy dzieciak uciekł, zaczął trzepać łepkiem, wycierając łapkami zwilżoną małżowinę. Najgorsze jednak było to, że ślina pociekła mu głębiej i nie mógł się jej pozbyć. Wpadł w ryk, chociaż nie powinien tak się zachowywać i wiedział, że dostanie bure od mamusi, pobiegł do niej ze łzami w oczach, tłumacząc co się stało. Kocicy chwilę zajęło uspokojenie spanikowanego malca i oczyszczenia jego uszka od flegmy nierudego. Tak właśnie znielubił kocurka jeszcze bardziej. Liczył na to, że ich drogi nigdy więcej już się nie zetkną, co było oczywiście trudne, bo żyli pod jednym dachem.
***
Zachwycał się spadającymi płatkami śniegu. Tym razem mamusia pozwoliła mu usiąść przed wejściem, gdzie miała na niego oko. Pyszczek otwarty miał w wyrazie prawdziwego szczęścia, a gdy jakiś zimny płatek opadł mu na nosek, zaczynał się śmiać. Chciał przekroczyć niewidzialną granicę i poszaleć, a nawet polepić w białym puchu tylko, że... nie powinien. Musiał się zachowywać. Nie mógł być tak jak inne kocięta. On i jego rodzeństwo w końcu byli wyjątkowi. Coraz bardziej słowa kocicy do niego przemawiały. W końcu nie powinien się jej buntować. Zła mama to były kłopoty, których nie chciał.
— A masz! — usłyszał znajomy głos, a zaraz poczuł jak dostaje kulką śniegu w pyszczek.
Zamarł na moment, zwracając głowę na Szept, który właśnie cieszył się z tego, że udało mu się w niego trafić. Położył po sobie uszka. Był obrażony na młodszego, ponieważ kocurek zrobił mu tego obrzydliwego psikusa z uchem, po którym wciąż się nie pozbierał.
— Przestań! — burknął obrażony. — Nie zachowuj się jak kociak!
— Ale jestem kociakiem, jak ty! — przypomniał mu o tym, znów próbując w niego rzucić śniegiem.
Uniknął tym razem tego pocisku, podchodząc bliżej liliowego.
— Nie. Wcale nie. Ja umiem się zachowywać, a ty nie. Tak nie wolno. Jak będziesz tak się zachowywał to nigdy nie znajdziesz sobie przyjaciół!
<Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz