Tak się cieszył z wnuków, naprawdę. Te dzieciaki były spełnieniem jego marzeń. Mądre i co najważniejsze rude. Nie potrafił odmówić Lew, która prezentowała sobą wspaniałe maniery. Zięba dobrze je wychowywała. Dziwił się, że jakaś samotniczka tak łatwo dała się przekonać na wiarę w wyższość rudości nad innymi maściami, ale to było im wszystkim na łapę. Potrzebowali kogoś kto przekaże młodzieży ich spuściznę, gdy już odejdą z tego świata. Patrząc na swoją wnuczkę wiedział, jak też wierzył, że wola Piaskowej Gwiazdy przetrwa nawet po jego śmierci. Już on się o to postarał.
Słysząc jak mała obraża nierude ścierwa, zaśmiał się.
— To prawda, że za jej rządów żyło się wspaniale. Pamiętam to jak wczoraj — odpłynął w przeszłość do wspomnień, gdy kremowa liderka, wciąż młoda i pełna werwy wprowadzała nowe zasady i tradycję, które ciągnęły się niczym jej spuścizna po dziś dzień. — Nierudzi nam służyli. My nie musieliśmy nic robić. Odpoczywaliśmy sobie, rozmawialiśmy i spacerowaliśmy, napełniając brzuchy pokarmem upolowanym przez nierudych. Nawet mieliśmy osobne legowiska, aby nie spać z tym pospólstwem. — Napuszył się dumnie. — A Piaskowa Gwiazda... Moja kochana babcia... Była niczym najjaśniejsza gwiazda w tym wszystkim. Rządziła twardą łapą. Każdy nierudy się jej bał, każdy bunt był tłumiony. Nie pozwalała im na samowolkę. Żyli w końcu po to, aby nam służyć. Ja. — Wskazał na siebie łapą. — Byłem jej ulubieńcem, ponieważ urodziłem się czystorudy. Jak widzisz moja sierść jest ognista, tak jak i moje oczy. Nie mam żadnej plamki, nawet bieli. Babcia mówiła mi, że zostałem wybrany przez sam Klan Gwiazdy do wielkich czynów.
— I jakie to były czyny? — zapytała zafascynowana wnuczka.
— Wielkie, oczywiście. Miałem szansę nawet zostać liderem, ale pojawiła się... Kamienna Gwiazda. — Wyraz jego pyska diametralnie stał się bardziej posępny. — Zabiła ją. Moją ukochaną babcię. To z jej winy nierudzi poczuli się wolni. Brała nawet udział w śmiesznym buncie przeciwko naszej kochanej liderce, ale dostała za swoje, uwierz. Piaskowa Gwiazda obiecała się nią zająć i może cię to zadziwi, ale naprawdę jej się to udało. Kamienna Gwiazda zdechła, lecz nie ma grobu. A szkoda, chciałem zbezcześcić jej miejsce pochówku. Tygrysia Gwiazda wrzuciła ją do rzeki, bo taka była wola tej czarnej wywłoki — prychnął. — A teraz mimo tego, że rudzi rządzą, to wielu jest zdrajców krwi, którzy popierają nierudy kolor futra i traktują nas gorzej, tak jakby mścili się za dawne krzywdy. Kiedyś przez Kamienną Gwiazdę głodowałem i zostałem zmuszony do katorżniczej pracy — wyznał ze złością w głosie. — To było okropne... Ja, prawdziwy rudzielec, wybraniec, zostałem tak upokorzony. I nie tylko ja. Teraz rudymi się gardzi. Ale wierzę, że czasy naszej świetności powrócą. Widzę to w tobie Lewku. W twoim spojrzeniu. Wiem, że nas nie zawiedziesz.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz