Mała świt spojrzała na swoją matkę, przekrzywiając łeb. Niby rozumiała, co kocica do niej gada, lecz z drugiej strony jednak nie. Taki fifty-fifty, pół na pół. Marszcząc nosek, przesunęła się, by być bliżej jej łap, czy czym nadepnęła Jutrzence na ogon, co miała wesolutko w dupie.
— Aaaaa lozumiem! — odezwała się donośnie — Czyli to takie kochanie innej osoby! Na psyklad blata! A zatem my się... Polanku, jak to odmienić?
— NIE!
Lecz było już za późno. Krzyk matki przepadł w wielkim harmidrze, a wraz z nim nadzieja na przekazanie, choć odrobinki mądrości tym małym wypierdkom. Dzieciarnia natychmiast wkręciła się, że może określać tak swoje uczucie do rodzeństwa, co wywołało lekki horror na pysku zastępczyni.
— Eeee... Seksujemy? — podsunęła niebieska
— Tak, to jest to! — wykrzyczała uradowana — My się seksujemy! Powtarzać za mną! SEKSUJEMY SIĘ, SEKSUJEMY SIĘ, SEKSUJEMY SIĘ!
Szakali Szał zasłoniła oczy łapami, nie mogąc patrzeć na swoją porażkę. To był koszmar w świecie żywych! Poddała się i położyła na boku, licząc na zbawienie zesłane prosto z piekła. Niech ją kiedyś wreszcie ten piorun pierdolnie albo jej własne pociechy rozwalą klan od środka.
— O, mamo! Mamo! — zawołał Brzask, wskazując łapą w stronę liliowego kocura, który przechodził nieopodal żłobka. — Ten pan nas uczył! — mówiąc to, wypiął dumnie pierś, jakby chwalił się złapaną myszą.
— No ten pan mamo! Ten kacz… Kaczo… Kaczy… NO TEN NO! — pisnęła Świt, uderzając matkę łapkami, byleby tylko ta spojrzała.
Nadęła policzki, gdy to nie podziałało
— BO POGLYZE!
No, dopiero teraz cokolwiek na starą zadziałało. Złota wojowniczka podniosła ociężale łeb, wbijając ślepia w liliowego pointa. Ten chyba zauważył, że ktoś może coś od niego chcieć, bo zaraz zawinął dupę.
— Mamusiuuuu… A co to musi bob… bobek? — kolejne pytanie padło z mordki Świtu, dobijając tym samym Szakal.
< Mother? 💀>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz