Stokrotka nie musiała się trudzić z budzeniem Róży. Ta już od dawna miała niespokojny i raczej czujny sen, więc gdy tylko kocięcy głosik podrażnił jej uszy, otworzyła oczy zaalarmowana. Zmarszczyła brwi i rozejrzała się bacznie dookoła, jednak niczego groźnego nie znalazła. Więc co, o co chodziło? Spróbowała sobie przypomnieć słowa które skierowała do niej Stokrotka. Historia, tak? Westchnęła głęboko. Jak miała opowiadać, dobrze by było opowiedzieć wszystkim, by weszła im do łbów historia. Znajomość historii przestrzega przed popełnianiem tych samych błędów, jednak reszta wydawała się być już rozbudzona, chociaż marudna, więc nie widziała większych przeszkód.
- A o czym chciałabyś posłuchać? Którym rozdziale z życia klanu? Przed przeprowadzką czy po?
- To była jakaś przeprowadzka? - zapytała młoda, a jej oczy zalśniły - Chce się dowiedzieć, co było przed!
- Hmmm, więc tak - zamyśliła się, podczas gdy oczy powędrowały do góry - Stary obóz miał mnóstwo szczelin skalnych. Niewiele różniły się tereny od tych obecnych, chociaż nie graniczyliśmy z klanem klifu. Co ciekawsze, pod spodem, pod całymi terenami, rozciągały się tunele. Nie jestem pewna kto je wykonał, jednak świetnie się sprawdziły, kiedy chowaliśmy się w nich razem z Węgielkiem przed wojownikami Klanu Wilka - Mruknęła ostatnie słowa przybarwiając o jakąś rozbawioną melancholię, chociaż wtedy do śmiechu im nie było. Wilczaki mogły ich rozerwać, jeśli tylko dostaliby się w ich łapy. Poza tym, stracili wtedy Klona, niezbyt ciekawe doświadczenie, jeśli na to spojrzeć poprzez pryzmat rozsądku.
- Węgielkiem? A kto to?
- A, chyba wam nie mówiłam - mruknęła. Dla niej ta wiedza wydawała się być dość oczywista, dlatego fakt, że ktoś mógłby nie wiedzieć, zdawał się być dla niej dość dziwny - Zwęglony Kamień to mój brat, a wujek was wszystkich. Niestety zginął z łap Czarnowrona. Rudego przybłędy, który jakimś cudem się u nas zadomowił - Ogon Różanej zadrgał z rozdrażnienia na to wspomnienie, jednak zaraz lekko dodała - Szczęście nie miał po tym czynie okazji, by zbyt długo pooddychać. A idąc dalej tym tropem, macie jeszcze dwójkę cioć. Jedną na pewno kojarzysz, jest nią Czajkowe Zaćmienie, dzięki czemu macie również dwójkę kuzynów. Koniczynową Łąkę i Ostowego Pęda. Drugiej z nich nie możecie kojarzyć, zniknęła przed waszym urodzeniem z klanu. Pasikonikowy Nów ma z kolei Słoneczną Łapę szkolącą się w tym momencie na medyka, oraz Gepardzią Łapę, który w tym momencie najpewniej złości się, że jego trening pod moją łapą się przeciągam, bo utknęłam w żłobku - Wyjaśniła, niezbyt zadowolona z wizji grymasu na jego pysku. Niby załatwiła mu zastępstwo, ale na jak długo to starczy?
- Biedny wujek... - miauknęła cicho i skrzywiła pyszczek, gdy do jej uszu doleciały krzyki rodzeństwa - Nie cieszysz się, że jesteśmy i możesz spędzać z nami czas w żłobku? - zapytała i spojrzała na mamę.
- Czy się cieszę - zastanowiła się przez chwilę. Skomplikowane pytanie, nigdy się nad takimi rzeczami nie zastanawiała, po prostu nie musiała - Nie było to nigdy szczytem moich marzeń, ale skoro już was mam, to korzystam z tej szansy. Więc jeśli miałabym na to odpowiedzieć, to tak, w pewnym sensie się cieszę.
- W pewnym sensie..? - powtórzyła niczym echo i zjeżyła sierść. W jej zielonych oczach pojawiły się łzy, które po chwili spłynęły jej na policzek. Oh rany, Róża lekko spanikowała, spinając mięśnie i rozglądając się za Powiewem. Gdzie ten olbrzym był, kiedy akurat był potrzebny? Co miała teraz z tym zrobić? Pocieszyć? Jak?
- Nie, nie... Znaczy TAK, cieszę się, nie możesz brać wszystkiego tak do siebie - Mówi zestresowana, czując się teraz bardzo niekomfortowo. O rany, to bardziej skomplikowane niż myślała. Miała nadzieję, że to jakoś młodą uspokoi, bo nie miała pojęcia co zrobić, jakby rozpłakała się bardziej. Odstawić do Powiewa i powiedzieć, by się nią zajął? Kociak lekko się uspokoił i wtulił w sierść matki.
- Nie będę... - powiedziała przez łzy i otarła pyszczek. Zastępczyni westchnęła z ulgą, nieco przeciągle, czując jak część stresu z niej ulatuje.
- To dobrze. Jeśli będziesz tak wszystko chłonąć, będzie tobą łatwo zmanipulować - mruknęła już nieco bardziej zamyślona. Musiała jakoś uodpornić swoje kocięta przed złem poza żłobkiem (chociaż w żłobku już jakaś jego część się znajdowała), a pracę należało zacząć już od teraz.
- A o czym chciałabyś posłuchać? Którym rozdziale z życia klanu? Przed przeprowadzką czy po?
- To była jakaś przeprowadzka? - zapytała młoda, a jej oczy zalśniły - Chce się dowiedzieć, co było przed!
- Hmmm, więc tak - zamyśliła się, podczas gdy oczy powędrowały do góry - Stary obóz miał mnóstwo szczelin skalnych. Niewiele różniły się tereny od tych obecnych, chociaż nie graniczyliśmy z klanem klifu. Co ciekawsze, pod spodem, pod całymi terenami, rozciągały się tunele. Nie jestem pewna kto je wykonał, jednak świetnie się sprawdziły, kiedy chowaliśmy się w nich razem z Węgielkiem przed wojownikami Klanu Wilka - Mruknęła ostatnie słowa przybarwiając o jakąś rozbawioną melancholię, chociaż wtedy do śmiechu im nie było. Wilczaki mogły ich rozerwać, jeśli tylko dostaliby się w ich łapy. Poza tym, stracili wtedy Klona, niezbyt ciekawe doświadczenie, jeśli na to spojrzeć poprzez pryzmat rozsądku.
- Węgielkiem? A kto to?
- A, chyba wam nie mówiłam - mruknęła. Dla niej ta wiedza wydawała się być dość oczywista, dlatego fakt, że ktoś mógłby nie wiedzieć, zdawał się być dla niej dość dziwny - Zwęglony Kamień to mój brat, a wujek was wszystkich. Niestety zginął z łap Czarnowrona. Rudego przybłędy, który jakimś cudem się u nas zadomowił - Ogon Różanej zadrgał z rozdrażnienia na to wspomnienie, jednak zaraz lekko dodała - Szczęście nie miał po tym czynie okazji, by zbyt długo pooddychać. A idąc dalej tym tropem, macie jeszcze dwójkę cioć. Jedną na pewno kojarzysz, jest nią Czajkowe Zaćmienie, dzięki czemu macie również dwójkę kuzynów. Koniczynową Łąkę i Ostowego Pęda. Drugiej z nich nie możecie kojarzyć, zniknęła przed waszym urodzeniem z klanu. Pasikonikowy Nów ma z kolei Słoneczną Łapę szkolącą się w tym momencie na medyka, oraz Gepardzią Łapę, który w tym momencie najpewniej złości się, że jego trening pod moją łapą się przeciągam, bo utknęłam w żłobku - Wyjaśniła, niezbyt zadowolona z wizji grymasu na jego pysku. Niby załatwiła mu zastępstwo, ale na jak długo to starczy?
- Biedny wujek... - miauknęła cicho i skrzywiła pyszczek, gdy do jej uszu doleciały krzyki rodzeństwa - Nie cieszysz się, że jesteśmy i możesz spędzać z nami czas w żłobku? - zapytała i spojrzała na mamę.
- Czy się cieszę - zastanowiła się przez chwilę. Skomplikowane pytanie, nigdy się nad takimi rzeczami nie zastanawiała, po prostu nie musiała - Nie było to nigdy szczytem moich marzeń, ale skoro już was mam, to korzystam z tej szansy. Więc jeśli miałabym na to odpowiedzieć, to tak, w pewnym sensie się cieszę.
- W pewnym sensie..? - powtórzyła niczym echo i zjeżyła sierść. W jej zielonych oczach pojawiły się łzy, które po chwili spłynęły jej na policzek. Oh rany, Róża lekko spanikowała, spinając mięśnie i rozglądając się za Powiewem. Gdzie ten olbrzym był, kiedy akurat był potrzebny? Co miała teraz z tym zrobić? Pocieszyć? Jak?
- Nie, nie... Znaczy TAK, cieszę się, nie możesz brać wszystkiego tak do siebie - Mówi zestresowana, czując się teraz bardzo niekomfortowo. O rany, to bardziej skomplikowane niż myślała. Miała nadzieję, że to jakoś młodą uspokoi, bo nie miała pojęcia co zrobić, jakby rozpłakała się bardziej. Odstawić do Powiewa i powiedzieć, by się nią zajął? Kociak lekko się uspokoił i wtulił w sierść matki.
- Nie będę... - powiedziała przez łzy i otarła pyszczek. Zastępczyni westchnęła z ulgą, nieco przeciągle, czując jak część stresu z niej ulatuje.
- To dobrze. Jeśli będziesz tak wszystko chłonąć, będzie tobą łatwo zmanipulować - mruknęła już nieco bardziej zamyślona. Musiała jakoś uodpornić swoje kocięta przed złem poza żłobkiem (chociaż w żłobku już jakaś jego część się znajdowała), a pracę należało zacząć już od teraz.
<Stokrotka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz