BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

27 lipca 2023

Od Niedźwiedziej Siły (Puszystego Niedźwiadka) CD. Srokoszowej Wzgardy (Srokoszowej Namiętności)

[Czasy przed Aksamitną Gwiazdą]

Wiele osób szantażowało go, gdy żył w Betonowym Świecie, ale nigdy nie spotkał się z tym, że dla ochronienia własnej skóry musiał udawać kotkę. To był... chyba szczyt debilizmu, aby wpaść na taki pomysł, ale co się dziwił... Srokosz odznaczał się intelektem, który przypisałby kocięciu. Ale sam fakt, że wiedział o jego niecnych czynach powodował, że musiał mieć się na baczności i nie traktować go z góry. Zdawał sobie sprawę, że w taki sposób mógł się łatwo przejechać. Wszak wroga trzeba było traktować z dużą rezerwą i ostrożnością, a nie pozwalać sobie na samowolkę. Dlatego też nie miał wyjścia. Chociaż perspektywa bycia kotką przez księżyc brzmiała strasznie upokarzająco, co zapewne miało na celu, by podnieść ego niebieskiego, tak jakoś się tym niezbyt przejmował. Wystarczyło zmienić zaimki na żeńskie, więc sprawa była dość prosta. Na dodatek uważał, że zasłużył na karę za odebranie życia tamtej niewinnej istocie. Nie lubił mordować, ale gdy lider wydał rozkaz, nie umiał mu się sprzeciwić. Złamałby wtedy kodeks... A to... To niosło ze sobą przerażające konsekwencje, na których wspomnienie zadrżał instynktownie. Rybitwa postarał się, aby wizja tych co łamią święte prawo wszczepiła mu się na zawsze w pamięć, nie pozwalając mu o tym nigdy zapomnieć. Dlatego też to co go spotykało uznawał za swego rodzaju karmę i zapłatę za winy. Podchodził więc do sprawy neutralnie, wiedząc że odkupienie win będzie wiązało się z upokorzeniem i bólem. Ale zasłużył. Zasłużył i zaakceptował ten szantaż, to wyzwanie, przed którym postawił go niebieski wojownik. 
Nie martwiło go jednak wyśmianie. Opinie publiczną miał gdzieś zwłaszcza, że w przeszłości krążyły plotki o nim i Lamparciej Gwieździe, które dość irytujące, dało się przeżyć. W takich sytuacjach stosował metodę wyparcia, która zawsze się sprawdzała podczas załatwiania brudnej roboty, której nie chciał wykonywać. Polegało to na odcięciu się od świata i uznawaniu własnego ciała za obce, nienależące do niego. Wystarczyło być po prostu kimś martwym, kto obserwuje wszystko z boku. To był najlepszy sposób na radzenie sobie ze stresem.
Jednakże tego czego się obawiał to Aksamitki i jej wiecznego optymizmu do każdej dziwnej zmiany. Partnerka mogła zareagować w bardzo różny sposób. Dlatego też, gdy przyszło mu wytłumaczyć jej sprawę, po prostu nie rozwodząc się nad tym, powiadomił ją, że teraz będzie kotką, bo taką ma aktualnie chęć. No i jak się spodziewał, partnerka wręcz zapowietrzyła się z zachwytu. 
Jej piski towarzyszyły mu przez cały wieczór, gdzie ta od razu zaczęła zwracać się do niego jak do swojej psiapsi. Znosił to ze stoickim spokojem, nie zwracając uwagi na dziwne spojrzenia wojowników, z którymi dzielili przestrzeń. Ale jak to się miało w Klanie Klifu, plotka szybko rozniosła się po każdym zakamarku jaskini, a jego funkcja królowej dodawała temu wszystkiemu bardziej szyderczego wydźwięku. 
Chociaż nie ruszały go komentarze współklanowiczów to umierał wewnętrznie przy swojej partnerce. Znał ją na tyle dobrze, że obawiał się, że nie zaakceptuje zmiany zdania, gdy minie ten okropny księżyc i na zawsze zostanie już "Misią". Dlatego też przeżywał tortury nie od wojowników czy Srokoszowej Wzgardy, a od własnej ukochanej, która rozkręcała się tylko coraz bardziej. Już samo to, że piszczała uradowana, że będą wspaniałymi lesbijkami napawała go... niewytłumaczalnym skurczem w brzuchu. Każdy kto go znał domyśliłby się, że nie robił tego z własnej woli, ale Aksamitka była na takie sprawy ślepa. Może pomyślała, że to wina opieki nad kociętami? Wszak musiał zastępować im matkę. Ta rola w końcu nie należała do kocura... 
Przemyślenia przerwało mu pojawienie się Srokoszowej Wzgardy, który niósł bukiet. Czerwona lampka zapaliła mu się w głowie. Nie zdziwiłby się, gdyby przez to, że go skotkował, chciał odebrać mu ukochaną. Zazdrość... to dość okrutne uczucie, a on właśnie teraz je czuł najintensywniej na świecie. Dlatego też, gdy z pyska padły pierwsze słowa, które nie były skierowane do pointki, a do niego, kamień spadł mu z serca. 
Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że to była kolejna próba mająca na celu zabawienie się jego kosztem. Gdyby nie to, że Srokosz miał na niego haka, bez przeszkód pozbyłby się go na jakimś patrolu. Musiał jednak grać swoją role, aby kocur nie stwierdził nagle, że się nie stara. Ostatnie czego potrzebował to afera na cały klan o coś, co zrobił w przeszłości. 
— To takie kochane z twojej strony, Srokoszku! — krzyknęła radośnie Aksamitka. — Misia też jest przeszczęśliwa, prawda kochanie?  
Wymamrotał jedynie coś pod pyskiem, kiwając sztywno łbem. Znów to przedziwne uczucie skręcania trzewi go nawiedziło. To był wstyd? A może umierał wewnętrznie? Nie wiedział, ale wiedział za to, że to była najgorsza tortura jaką przeżywał. I to niby nękanie fizyczne uchodzi przez co poniektórych sadystów za te najbardziej bolesne, a tu wychodziło na to, że właśnie odwrotnie. Psychika była krótszą trasą do złamania nawet twardej skały.
— Mam pomysł. Powinniśmy ci je wpleść w futerko! By już każdy wiedział, jak delikatną i kochaniutką osóbką jesteś! — stwierdziła energicznie Aksamitka, chwytając kwiatki. Aż go zemdliło na te słowa. Powoli tracił wiarę w partnerkę i jej poczytalność. Pragnął zwinąć się na ziemi w kulkę i rozerwać swoją pierś na strzępy, tak to uczucie w nim się kumulowało. — Pomożesz, Srokoszku. 
Niebieski posłał mu prześmiewcze spojrzenie. 
— Oczywiście.
Oczywiście, że pomoże. Taki był w końcu jego cel. Zniszczenie jego godności. Nie wiedział dlaczego ten się tak na niego uwziął, ale mógł podejrzewać, że chodziło o Aksamitke. Pewnie nie potrafił znieść tego, że kotka wybrała jego osobę za partnera, a Srokosz został odstawiony na boczny tor. 
Jego mina zwykle normalna przybrała bardziej ponury wyraz. Od razu ukochana go za to zbeształa, zapewniając, że będzie piękny, a Srokosz oczywiście jej przytaknął, lizus... 
Położył się, aby niżsi mieli dostęp do całego jego futerka i zaczął wgapiać się pusto przed siebie. Kotka nuciła jakąś piosenkę, miłą dla ucha, wplątując w jego sierść kwiatki. Nie chciał za bardzo w tamtym momencie na siebie patrzeć. Zastygł niczym posąg, poddając się zabiegowi skotkowania bez żadnych sprzeciwów. 
— Ale uroczo wyglądasz — skomentował niebieski wojownik, parszywie się uśmiechając, gdy ostatni kwiatek przyozdobił jego ucho. 
— Moja cudowna dziewczyna! — Szylkretka dała mu całusa na co zamruczał zadowolony i nawet lekko się uśmiechnął. Bądź co bądź, kochał ją z całego serca i uwielbiał jej pieszczoty. — Ojej! Musimy jeszcze zabrać się za twoje pazury! Nie obraź się, ale są strasznie zaniedbane! — stwierdziła unosząc jego łapę, oceniając ją krytycznie. 
Srokoszowa Wzgarda przysiadł się do jego drugiego boku i mógłby przysiąc, że przez chwilę dostrzegł w jego wzroku złość, że na jego pysku zalśnił uśmiech. No tak. Liczył na jego cierpienie, a dostał nieco odmienny efekt, chociażby chwilowy. 
— Misio poczekaj tu ze Srokoszkiem, pójdę po taki kamyk co ładnie wygładza pazury. Krewetka mi to pokazała, gdy chodziłyśmy na ploteczki! Właśnie! Będziemy musiały także urządzić sobie babskie pogaduszki — wymiauczała, szybko kierując kroki po ów przedmiot.
Został sam na sam ze swoim "oprawcą", który szczerzył się jak mysz do sera. 
— No, Misio... Jak ci się podoba nowa ty? 
Wzruszył ramionami.
— Jeżeli sądzisz, że mnie to rusza to niezbyt — odparł dość pusto. — Wytrzymam ten księżyc — zapewnił go. Nie chciał, aby sobie pomyślał, że łatwo go było złamać. Właśnie nie. 
— Nie wiem o czym mówisz. Pytałem o co innego — rzucił mu sugestywne spojrzenie świadczące o tym, że powinien bardziej przyłożyć się do swojej roli.
Westchnął cierpiętniczo.
— Jestem teraz taka piękna i wspaniała. Moja dziewczyna bardziej mnie przez to kocha. Och, dziękuję, że pytasz Srokoszku — wymruczał do niego, chcąc przy okazji mu dogryźć. Bo może i wygrał i miał przeciwko niemu naprawdę silne dowody, tak nic nie stało na przeszkodzie, aby pokazać mu, że to jego dziecinne zachowanie działało na jego korzyść. — Ty za to... Och... Biedactwo. — Dotknął łapą jego sierści ze zdegustowaniem na pysku, cofając ją zaraz jak typowa baba, która zanurzyła ją w jakimś syfie. — Strasznie o siebie nie dbasz. Te kocury... — Przewrócił oczami. — Przy damach należy chociaż udawać, że się zna na higienie. 
Niebieski prychnął zirytowany, a na jego pysku wymalowało się wkurzenie, które zaraz zniknęło pod fasadą wrednego uśmieszku. 
— Najwidoczniej musisz mnie nauczyć. 
Zamrugał zaskoczony, bo tego się nie spodziewał. Co... 
— Jak wróci Aksamitka to się za ciebie weźmiemy. Nie poznasz siebie — zapewnił go, licząc na to, że jeszcze pożałuje tych słów. 
— Och, a ja wolałem, abyś to ty Misio mi pokazała — wyszczerzył się bardziej, zbliżając się o krok bliżej. 
Co... To przestawało go bawić... Gdzie podziała się zastępczyni? Rozumiał, że był kocurem i nie powinien cykorzyć przed takim wypierdkiem sowy, ale ten drań miał go w garści, a wciąż nie dowiedział się jak poznał tą dość cenną informację. 
— Musisz się wylizać — wyjaśnił, dając mu kwiatka za ucho, który wcześniej spoczywał na tym jego. — I wytarzać w kwiatach. Śmierdziele nie mają szans na uwagę żadnej z nas. 
— Mam! — Aksamitka wpadła do nich z powrotem jak burza, kładąc zadowolona kamień. Od razu nie pytając nawet o zgodę, uniosła jego łapę i zaczęła mu piłować pazury. Nigdy w życiu nie dopuściłby do tego, gdyby jeszcze żył w Betonowym Świecie. Przytępione pazury w końcu nie nadawały się do... no niczego. Tutaj jednak nie walczył o każdy oddech, a jedyne co robił to opiekował się dziećmi, więc tym bardziej jakoś nie zrobiło mu się ich żal. Zresztą i tak odrosną.
— Moja ukochana. Rozmawiałam sobie ze Srokoszkiem i chciałby również podreperować swój wygląd. A od kogo ma się uczyć jak nie od nas, prawda? 
Oczy pointki zabłysnęły. 
— Wspaniale! Zrobimy kółeczko przyjaźni! — zaćwierkała uradowana, przyciągając niebieskiego bliżej, widząc jak chciał się ulotnić słysząc te słowa.
— Ja... jestem zajęty. Nie będę wam dziewczyny przeszkadzał — próbował się wykręcić.
— Ależ nie przeszkadzasz, prawda Aksamitko? — Teraz to on mógł pozwolić sobie na fałszywy uśmiech. Czasami trzeba było dostosować się do warunków i słabość przemienić w siłę. 
Zastępczyni pokiwała łbem, zapewniając kocura, aby z nimi został i się zabawił w salon piękności. Liczył na to, że wojownik pożałuje, że w ogóle ośmielił się zrobić z niego kotkę. 

***

— Misia? Ha, ale dobre! Widać, że godności to ty nie masz. Znaczy wiedziałam, że puszczasz się z liderem, no ale nie, że z ciebie baba! — Najgorsza zmora Klanu Klifu - Północny Szlak, właśnie zaczęła swoje drwiny. Kotka nie potrafiła usiedzieć ze spokojem, rzucając raz po raz te swoje słabe przytyki i żarty. Ignorował ją zmęczony, nie nawiązując żadnej dyskusji. Arlekinka podrwi, podrwi, a gdy nie będzie miała żadnej reakcji to odpuści. To zwykle działało. Musiał jednak przyznać, że nieco odzwyczaił się od plotek na swój temat. Teraz znów był na pyskach wszystkich. I chociaż starał się o tym nie myśleć, to Aksamitka psuła jego kamienny mur, który wznosił, by odciąć się od rzeczywistości. Praktycznie to ona jak i Pluskająca Krewetka, która została włączona do ich trójkąciku przyjaciółek, przekazywała mu wieści jakie krążyły po klanowiczach. Stąd też do jego uszu dotarło, że Srokosz nie był bez skaz, bowiem migdalił się na boku z Wilczym Zewem. Ciężko było odgrywać kotkę, lecz czasem należało podjąć się tej roli, by zdobyć informacje. Teraz udając jedną z nich, miał dostęp do zakazanej wiedzy, którą osobniczki tej płci, nie dzieliły się chętnie z samcami. I co się dziwić... Rozmowy o chłopakach to nie był jego konik, zwłaszcza, że jak Aksamitka zgadzała się z Krewetką, że ktoś jest przystojny, włączała mu się zazdrość. 
— No co milczysz? — Trąciła go łapą, szukając jakiejkolwiek reakcji. Widać było, że strasznie się irytowała, że nie zamierzał się bronić. — Może ty gej, co? Udajesz, że jesteś z Aksamitną Chmurką, a znów łasisz się do kolejnego lidera — zakpiła. — A może migdalisz się do Srokoszowej Wzgardy? Wiecie, że takie jednostki jak wy zasługują na ostre lanie? — zamilkła oczekując na słowa, których się nie doczekała. Wkurzona prychnęła tylko wrogo, spluwając mu na nos, odchodząc. 
Wytarł ślinę z obrzydzeniem, akurat w idealnym momencie, ponieważ na horyzoncie pojawiła się jego ukochana. 
— Misio, ale to takie fajne! Nasze dzieci mają dwie mamusie! To takie uroczeee. — Kotka przytuliła się do niego na co zamruczał. Wewnętrznie jednak go skręcało od tego całego cyrku, ale przeżył pierwszy tydzień to jeszcze trzy da radę znieść. 
— Ty jesteś urocza — skomplementował ją, chcąc odwrócić jej uwagę od tych spraw.
— Awww jesteś kochana. Ty także jesteś urocza. A te kwiatki ci tak pasują. Pachniesz przepięknie — Kocica zanurzyła pyszczek w jego futrze, a on otulił ją swym ogonem. 
I właśnie w takiej pozycji przyuważył ich Srokosz, który wydawał się bardziej zirytowany, chociaż drwiący uśmiech nie znikał z jego pyska widząc i słysząc, że jego opinia w klanie runęła w spektakularny sposób, a coraz więcej kotów zwracało się do niego jak do kotki. Po tym księżycu jak nic, będzie ciężko wymazać ten epizod z jego życia z pamięci wielu. Będzie się to za nim ciągnęło być może do końca życia. 

***

Przeżył księżyc jako kotka. Było to okropne doświadczenie. Nigdy tak bardzo nie zmęczył się psychicznie i nie zamknął w sobie jak przez ten czas. Czuł się niczym na początku, gdy stawiał pierwsze kroki w Klanie Klifu. Niezbyt miło odbierany, odrzucający każdego kto do niego podszedł. Wyjątkiem była oczywiście Aksamitna Chmurka, którą kochał całym sercem. Tylko przy niej jego spięte ciało uspokajało się, a pysk zanurzony w jej miło pachnącym futrze, wracał do swojego normalnego stanu. Nie dość, że zajmował się kociętami to jeszcze psychicznie miał już tego wszystkiego dość. 
Gdy nastał kres jego męczarni, z nietęgą miną udał się do Srokosza, który siedział przy swoim kochasiu. Niebieski widząc go wyprostował się dumnie, by go przerosnąć, lecz nie przyniosło mu to żadnego efektu. Był od niego znacznie większy. 
— Możemy porozmawiać? — zapytał, na co wojownik skinął łbem.
— Oczywiście, Misio. — Gdy odeszli na ubocze kontynuował. — O co chodzi? 
— Minął księżyc. Czy jesteś z siebie zadowolony i mogę wrócić już do bycia kocurem?
— Och... Sądziłem, że ci się spodobało i zostaniesz taki na zawsze... — Pokręcił nosem z udawanym zawodem.
Nie skomentował tego, nie chcąc go denerwować i bardziej sobie u niego nagrabić. Widząc jego chłodny wzrok i brak reakcji, cętkowany machnął łapą.
— No dobra. Mam to czego chciałem. Powodzenia w odkręcaniu tego, Misio — zachichotał, dając mu ogonem po pysku. 
Ugh... prawda. Prawdziwe piekło dopiero przed nim. 

***

Tak jak się spodziewał, Aksamitka nie chciała przyjąć jego zmiany zdania. Powiedział jej, że teraz chcę być kocurem, na co kręciła nosem nieco zawiedziona. Naprawdę podobał jej się w takim wydaniu? To było przerażające. Wiedział, że kotka była specyficzna, ale że aż tak, by pragnąc widzieć go w takim upokarzającym wydaniu?  
— Ja chcę mieć dziewczyneee, Misiuuuu. Nie bądź taki samolubnyyyy — płakała mu nad uchem. 
On samolubny? Z jakiej racji? Nie zamierzał być kimś kim nie był, ponieważ partnerka miała taki a nie inny kaprys. Raczej psychicznie by tego nie wytrzymał. 
— Ugh... wybacz. Na ten moment czuje się na powrót kocurem. Proszę. Uszanuj to. 
Kocica zrobiła smutną minkę, ale pokiwała głową.
— Pewnie niedługo ci przejdzie i znów będziesz kotką — stwierdziła, przywracając na swoją mordkę radosny wyraz. 
Ona naprawdę w to wierzyła? Miał nadzieje, że już nigdy nie będzie postawiony w takiej sytuacji. Udawanie kotki i upokarzanie się w ten sposób bardzo nadszarpnęło jego nerwy i co najważniejsze dumę. 

***

[teraźniejszość]

Że co takiego. Rozszerzył oczy w szoku słysząc jak Aksamitna Gwiazda mianowała na nowo wojowników. Rada nie mogła się na to zgodzić. To brzmiało tak absurdalnie i niedorzecznie, że wątpił, aby byli tacy szaleni. Każdy nie dowierzał, gdy ich imiona były słodko zdrabniane, a uczniowie zamiast Łapami byli Łapusiami. 
Na imię Srokosza jego sierść się najeżyła. Co?! Jaka Namiętność?! Czy Aksamitka tym sposobem starała się mu coś przekazać? Że kocur stał się dla niej bardziej bliższy, bo pełnił funkcje zastępcy? Na swoje imię nie zwrócił uwagi. Brzmiało okropnie słodko, jak gdyby był małym kiciusiem, ale i tak było lepsze od co niektórych. 
— No... Puszysty Niedźwiadku... Twoja partnerka zaszalała — usłyszał za sobą głos zastępcy. 
Rzucił mu srogie spojrzenie, znów spoglądając w stronę kotki. Wiedział, że to nie skończy się dobrze. Na zgromadzeniu będą przecież pośmiewiskiem! Wojownicy nie dopuszczą do tego. Sprzeciwia się władzy, a to... to mogło źle się skończyć dla jego partnerki. Wizja jak ktoś ją morduje z zimną krwią sprawiła, że wbił pazury w ziemię. Nie mógł do tego dopuścić. Musiał ją chronić. 
— Nie mogę... — szeptał, biorąc głęboki i ciężki wydech. — Nie mogę nic zrobić... — gorycz w jego głosie bardzo go zdziwiła, ale dawno nie czuł takiej słabości. Chciał ją ochronić, ale zdawał  sobie sprawę, że będzie jedynym przeciwko wielu. 
Na dodatek Srokoszowa Namiętność napawał się jego smutkiem. Grał z nim w jakąś chorą grę, a Aksamitka zdawała  się w niej świetnie bawić. Jak miał ją uratować? Była niewinna, była delikatna i słodka. Świat nie mógł jej skrzywdzić. Nie chciał tego. A mimo to... Jak widział ich dwoje na skale... To jak się dogadują... W jego wnętrzu rozpala się rozpacz. W końcu to Aksamitka pokazała mu czym jest miłość i uczucia. To ona wyzwoliła je spomiędzy twardego muru. To ona była sensem jego życia. 
Pierwsze uniesione i niezadowolone głosy rozległy się po jaskini, ale liderka ich nie słuchała. Zniknęła zadowolona w swoim legowisku, dając wszystkim czas na przetworzenie nowych informacji.
— Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha Niedźwiadku — zadrwił niebieski. 
— Powiedz mi... Co was łączy... Dlaczego nadała ci takie imię? — Wbił w niego ostre spojrzenie. — Nie baw się ze mną w zagadki. Co robicie, gdy nie patrzę? Proszę powiedz mi prawdę — zniżył się nawet do błagalnego tonu, by w końcu poznać jak się sprawy miały. Czy już go nie kochała? Znudziła się nim? Uznała, że Srokosz zasłużył na jej miłość? Czy on wiedział co zamierzała zrobić? Przytaknął jej w tej sprawie? Czuł się tak jakby nie znał własnej partnerki. Jak gdyby na powrót był kocięciem, które straciło wszystko na czym mu zależało. Bał się odtrącenia. Bał się, że to teraz Srokosz zajmie jego miejsce u jej boku... Chociaż w zasadzie tak poniekąd było, gdy siedział z nią podczas przemów czy zgromadzeń.

<Srokoszku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz