Dzieciak z dość neutralnego stworzenia przeszedł w upierdliwego kleszcza, gdy Szakal powiedziała prostą i niezmienną prawdę: będzie wojownikiem, nie medykiem. Czemu, do cholery jasnej, nie mogła tego zaakceptować? Aż tak czuła się podniecona wyimaginowaną pracą u boku Kuniej Norki, która nie miała prawa bytu? Najwyraźniej tak, sądząc po iskrzącej złością reakcji. Zastępczyni zawarczała, kiedy jej zdanie zostało bezceremonialnie przerwane w połowie przez przyszłego ucznia bez krzty zrozumienia. To nie był problem złotawej, że czyjeś ego zawaliło się od jednej niezbyt istotnej decyzji.
— Liczba uczniów nie jest i nigdy nie będzie równa liczbie wojowników. — burknęła — Tutaj nie ma czegoś takiego jak gwarancja przewidywanego miejsca. Klan Wilka szanuje sobie koty, które wykazują chęć wzmacniania społeczeństwa i walki do ostatniej kropli krwi. Tych, co żerują za darmo na innych, wyganiamy.
Spojrzała kątem oka na wijącą się czarną kuleczkę - nadal nie odpuszczała. Zamiast odejść posłusznie w swoją stronę wbijała niemal morderczy wzrok, oczekując lepszej odpowiedzi; odpowiedzi, która jej nigdy nie zadowoli.
— Nadal tego nie pojmuję! To tylko jeden uczeń mniej! — zawyła — Czy ty nie zauważyłaś naszego stanu zdrowotnego? Teraz choruje coraz więcej Wilczaków i im naprawdę potrzebny jest medyk.
— Chorujemy z powodu niedowagi, a pora nagich drzew zawsze bywała ciężka. Właśnie dlatego powinnaś szkolić się na wojownika - by móc polować dla innych i chronić słabszych przed głodem.
— A-ale kim wtedy się stanę? — kontynuowała lament — Bo ja uważam, że nikim! Pójdę za twym rozkazem, by być mięsem armatnim. Wiesz, że nie mam mięśni, wiesz że brak mi siły, a mimo tego wysyłasz mnie na ścieżkę, która nie zapewnia przyszłości. Błagam, zrozum to!
Szakal zatrzymała się z drugim zdaniem, nie wierząc w to, co słyszy. Nikim? Nikim?! W zielonych oczach, jeszcze niedawno całkiem spokojnych, pojawiły się błyskawice zwiastujące nadchodzącą burzę, która miała wywrócić światem rozgadanej Nocki. Czarna skuliła się i wykonała taktyczny odwrót, ale na ucieczkę zabrakło czasu. Zakpiła z majestatu i dobrze o tym wiedziała. Równie mocno zdawała sobie sprawę, że ma przesrane.
Nim kociak zdołał zwiać w dal, zastępczyni złapała pazurami za ogon, nie dając żadnego namacalnego wyboru. Walczyć z tym pomiotem nie musiała. Bez większej skruchy wciągnęła wyjący w przerażeniu okaz pod siebie, by wykreować iluzję lwa stojącego nad biedną sarenką; a iluzja ta wcale mocno nie odbiegała od rzeczywistości. Napuszony ze złości ogon w połączeniu z nastroszonym grzbietem i kołnierzem noszonym co dzień przybliżał kultystkę do dzikiego kota gotowego na rozszarpanie kopytnego roślinożercy, który nie jadł od kilku lat. Dla poprawienia efektu Szakali Szał wysunęła kły, pokazując rząd śmiercionośnych narzędzi. A po co? Od tak, żeby zademonstrować miejsce w hierarchii.
— Ah, czyli rozumiem! — cmoknęła z obrzydzeniem — Gdy lider wyśle cię na szkolenie wojownika, zginiesz w tłumie, a poprzez to nie dostaniesz pierdolonej atencji. Medyk to wyższa klasa i zazwyczaj jest tylko jeden, czasami dojdzie drugi. Byłabyś kimś, gwiazdeczką na ciemniejącym niebie.
— N-nie! Ź-źle m-mnie zrozu-
— MILCZ.
Nocka skuliła się jeszcze bardziej, choć górująca kotka myślała, że już drobniejszych rozmiarów nie da się osiągnąć. Parsknęła ni to w śmiechu, ni to w pogardzie. Gdyby tylko mogła, weszłaby do jej umysłu i zrobiła papkę z tych drobnych połączeń nerwowych, byleby nauczyć dzieciaka stawiania granic. I weź tu wychowuj własne pociechy, gdy widzisz rozwydrzenie kolejnego pokolenia - wywinęła sekundowo oczami.
— Wojownicy nie są nikim. — wysyczała już nieco bardziej pokojowo — Pomagają w rozwoju równie mocno co medycy. Bez nich granice zawaliłyby się pod napływem wrogich sił i niebezpiecznych zwierząt. Bez nich inne klany zmiotłyby nas z konkurencji. A choć owszem, jest ich wiele, każdy z osobna wkłada serce, byś ty mogła spokojnie spać w tym zasranym, dziurawym żłobku. — Splunęła na bok. — Tak kochasz Kunią Norkę? Wiedz, że zanim się urodziłaś, miała brata o imieniu Mysikróliczy Ślad. Był wojownikiem niemal jak każdy inny i zginął, walcząc o nowe tereny z Klanem Burzy. Jeżeli jest tam, gdzie być powinien, zapewne teraz patrzy na ciebie ze zniesmaczeniem, słysząc wystosowane ku niemu słowa pogardy.
Złotawa odsunęła się od galaretowatego, ciemnego cielska z dwoma pomarańczowymi punkcikami wgapionymi wprost w migoczące gwiazdy, które nigdy nie gasną. No tak, zmarli. Szakal złagodniała i również podniosła wzrok obserwując własnych wrogów z wielkim skupieniem, ale nie po to, by na nich syczeć. Zamiast tego... postanowiła oczami robić zdjęcia, ażeby nigdy nie zapomnieć tych pięknych, niecodziennych widoków barwiących czarny i bezwzględny świat. Skoro Mroczna Puszcza była jej przeznaczona, chciała korzystać z chwil na ziemi póki je trzymała w łapach. Potem tylko czerwień miała malować obrazy, odbierając z nosa różowe okulary.
— Jeszcze jedno, moja droga. — mruknęła zastępczyni — Może i poznałaś zioła oraz nauczyłaś się kilku nazw, ale to nic w porównaniu z odkryciem całościowego sensu roli medyka. Te koty nie podają tylko roślinek, także króliczki nie biegają wokół nich ozdabiając cię oślepiającą tęczą. Oni stykają się ze śmiercią, która jest nieunikniona. Patrzą na krew, układają kości przedziurawiające skórę, żegnają bliskich nie do uratowania. — Zamknęła oczy. — Najlepszy medyk to taki, który pozna anatomię. Zaś anatomię pod każdym calem można zbadać wyłącznie na martwych ciałach. Rozumiesz? Ci, co chcą poznać tajniki ziołolecznictwa i najlepiej służyć klanowi, muszą współpracować z tym, co odbiera życie. A taka praca... nie jest dla każdego.
Ruszyła tam, gdzie spać dzisiaj powinna była - do nieznośnego żłobka. Nie obejrzała się za siebie i nie czekała na to, czy Nocka wróci na swoje miejsce. Jeżeli chciała płakać na zewnątrz - niech płacze. Każdy potrzebował czasami samotności dla ostudzenia emocji.
Ona... liderem... Szakalą Gwiazdą. Jakoś to do niej nie docierało. Zapewne śmierć matki spowodowałaby szybszą akceptację własnego położenia, lecz Stokrotkowa Gwiazda bądź Stokrotkowa Polana postanowiła od tak sobie przekazać pałeczkę bez większych ceremonii i walki o pozycję, bo duchy jej otworzyły klapki na oczach. Czy to był sen? Wizja przyszłości? Nie, raczej teraźniejszość. Nowa przywódczyni z dnia na dzień budziła się w tej samej norze kompletnie sama, nie licząc własnych szkrabów; na skórze kota i z dala od przeludnionego krzewu chroniącego wojowników. Jaki z tego wniosek wypływał? Była w krainie mlekiem i miodem płynącym, gdzie nikt kompletnie jej nie przeszkadzał. Spokój i cisza. Wszystko, czego pragnęła, stało na swojej pozycji.
No... może prawie wszystko. Nie tak od dawna obserwowała uważnie dwójkę uczniów: Kukułczą Łapę i Cedrową Łapę, oczekując ich rychłego mianowania. Z przybraną córką Bieliczego Pióra jakoś jeszcze poszło: pokonała mentorkę i otrzymała imię Kukułczego Gniazda, co oznaczało, że już zbliżał się jej czas wstąpienia do kultu. Z kolei była samotniczka... nie radziła sobie. Przegrywała walkę za walką, przynosząc wstyd Klanowi Wilka. Szakala Gwiazda rozciągnęła się na legowisku, oceniając nowy dzień ze zdrowym błyskiem w oku. Nadeszła chwila, ażeby raz na zawsze rozstrzygnąć problem nieudolnego ucznia, posprzątać bałagan po mamie i wprowadzić zmiany w społeczeństwie Wilczaków.
Wyszła z nory przywódcy. Złotawe futro powitał mroźny wiatr z głębokim śniegiem, a liderka nie pozostawała dłużna, uśmiechając się szeroko do pnia wystającego z zimnego puchu. Słodkie, niedostępne dla niej kiedyś trofeum stało się jej własnością. Usiadła dumnie na wystającej korze i wyprostowała się, by wydać najgłośniejsze wezwanie; pierwszy i nie ostatni raz.
— Niech wszyscy, którzy potrafią polować i szkolą się na wojowników, zbiorą się pod pniem lidera!
Zaskoczone mordki kotów pojawiły się w mig na ustalonym miejscu, a wśród nich niczego nieświadoma niebieskawa kotka, córka Bukowego Pnia. Szakal wyłapała wzrokiem mentorkę - Ważkowe Skrzydło - i uśmiechnęła się serdecznie w jej stronę, oczekując od potomkini Bezzębnego Robala jak najlepszej postawy. Pomimo przeszłości, jaką miała, walczyła całkiem porządnie i przywódczyni była pewna, że to nie po stronie liliowej leżała wina w treningu.
— Cedrowa Łapo! — ogłosiła — Jesteś już z Klanem Wilka wystarczająco długo. Przeżyłaś dwie pory nowych liści, zielonych liści, spadających liści oraz nagich drzew, a mimo to wciąż nosisz imię ucznia, które powinno być już twoją dawną przeszłością. — Zerknęła w dół. Smród strachu kotki docierał nawet do nozdrzy liderki, napawając ją niejakim odczuciem wyższości. — W związku z tym udowodnij tu i teraz, że zasługujesz na stąpanie wśród nas. Jako, że nie ma żadnych uczniów w wieku powyżej piętnastu księżyców, zawalczysz o tytuł z Ważkowym Skrzydłem.
Obie kotki posłusznie wystąpiły poza tłum, rozmawiając z napięciem pomiędzy sobą. Szakal dosłyszała mruknięcie "powodzenia" i strzepnęła ogonem, dając znak Błękitnemu Ogniowi, ażeby obserwował ruchy walczących ze sobą person. To on miał powiedzieć charakterystyczne i oczekiwane słowo rozpoczynające pojedynek, kiedy pozycje zostaną zajęte. Jako nowy zastępca prezentował się idealnie, zachowując swój nieoddzielny spokój.
— Zaczynajcie!
Rzuciły się. Kurz unoszący się spod łap zasłonił chwilowo zarysy otoczenia, przez co kultystka straciła kotki z pola widzenia, a pierwsze uderzenia serca walki pozostały tajemnicą; lecz co mija, to mija. Nawet pył musiał kiedyś opaść, by ujawnić upragnionego zwycięzcę, więc Szakal czekała w skupieniu, nie dając się ponieść emocjom. Z neutralną miną wytężała wzrok i obserwowała makabrę typową dla walk pomiędzy Wilczakami, licząc na rychły koniec. Wiedziała bez większej analizy, jak się to potoczy.
Na górze dominowała córka pseudo-liderki, nie dając fory przeciwniczce. Leżąca pod nią Cedr wierzgała łapami i wreszcie strąciła liliową, by stanąć dzielnie na patykowate kończyny trzęsące się ze stresu. Rzuciła się w stronę nauczającej z wysuniętymi pazurami i... chybiła, trafiając na ziemię zamiast trzymać miękkie futro w palcach. Ten widok był do prawdy żenujący. Mentorka wykorzystała błąd i zadała sierpowy, strącając głowę uczennicy na glebę; tam, gdzie jej miejsce. Utrzymana szponami w jednym punkcie Cedrowa Łapa już nie wstała; poddała się. Walka została zakończona w mniej niż minutę.
— Koniec! — wykrzyczała — Wygrywa Ważkowe Skrzydło.
Tłum wstrzymał powietrze. Każdy dłużej żyjący Wilczak wiedział, czym tak niezadawalające umiejętności skutkowały - Szakal również. A ona, świeża władczyni, miała zamiar kontynuować wolę wprowadzoną przez Mroczną Gwiazdę ku nieszczęściu uczennicy. Niebieska klasyk skuliła się, przeczuwając nadejście najgorszej sentencji.
— Prze-przepraszam... — mruknęła cicho.
— Cedrowa Łapo. — zignorowała słowa kotki — Przegrałaś walkę. Twoja rodzina, szukając azylu, schroniła się tutaj miedzy innymi dla ciebie i zrobiła wszystko, by pokazać wdzięczność Mrocznej Gwieździe. Ojcowie dali tobie możliwość rozwoju, a także upragnione bezpieczeństwo; nawet Bukowy Pień oddał swe życie, lecz ty? Naplułaś na poświęcenie, nie ćwicząc i ignorując wskazówki wyszkolonego wojownika, a ja jako przywódczyni nie będę dłużej tolerować takiej postawy. — Podniosła głowę. — Jesteś balastem. Jesz tyle samo co inni i nie oferujesz nic w zamian. Pokazałaś to wczoraj, pokazałaś to dzisiaj i właśnie teraz nadeszła chwila, abyś usłyszała stosowne wypowiedzenie: nie jesteś już mile widziana w Klanie Wilka. Na granicę eskortują cię Gęsi Wrzask, Jadowita Żmija i Mętny Zawilec. Nie próbuj już nigdy przekroczyć naszych terenów. Jeżeli tego spróbujesz, zostaniesz potraktowana jako wróg.
Pomimo tego, że słowa wystosowane były w stronę Cedrowej Łapy, Szakala Gwiazda trzymała wzrok na Nocnej Łapie, dobitnie dając znać jak działają prawdziwi Wilczacy. "Pojmujesz?" - mówiła bezgłośnie - "Są jednostki słabsze od nas, które muszą odejść; które nie zasługują na miano wojownika. Ty poprzez starania zajmiesz ich miejsce: tych kotów, co wykruszają się poprzez własną głupotę".
<Nocna Łapo? Hihi>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz