"Do zobaczenia, przyjacielu. Niedługo tu wrócę" Te słowa lidera zbudziły go ze snu. Jego pierwszą reakcją był ścisk w brzuchu spowodowany strachem. Rozejrzał się po dziurze, ale to nie była dziura w Klanie Wilka. Ta była większa i zadbana. Na dodatek czuł miły ciężar na żołądku, który informował go o tym, że był syty, chociaż chęć zjedzenia czegoś go nie opuszczała. Dopiero po takim długim czasie, gdy wrócił do Klanu Burzy, przypomniał sobie o liderze wilczaków. Złapał się na tym, że instynktownie zerka w górę, jakby miał go zaraz ujrzeć. Na szczęście jednak... Ten niepokój był tylko wymysłem jego wyobraźni i sennej mary, która nawiedziła go, gdy spał. Teraz był bezpieczny. Miał w końcu Pożara! Jego oko spoczęło na śpiącym kocurze, do którego boku się tulił. Był taki mięciusi i cieplusi. Przy nim świat nabierał nowych barw. I mimo tego, że był burzakiem i powinien go zjeść, nie potrafił. Nie, gdy na powrót był szczęśliwy.
Chciał odciąć się od przeszłości. Zostawić mroczne piętno daleko za sobą, ale nigdy już się od tego nie uwolni. Od tego piekła, które przeżył. Wciąż czuł jak śmierć zagląda mu w oczy. To jak tracił zmysły, zamieniając się w rozszalałą bestię. Teraz... Teraz nieco jego stan się ustabilizował, lecz wciąż to się za nim ciągnęło. Wciąż i wciąż. I mimo tego, że pragnął zapomnieć o krzywdach wyrządzonych mu przez pana, nie potrafił. Jego głos, jego wzrok, jego pazury na jego ciele, to wszystko w nim wciąż było.
Skulił się, ponieważ poczuł się bardzo malutki i słaby. Tak jakby właśnie był obserwowany przez swojego oprawce. Leśny Pożar nie wiedział co przeżył. Nie zdawał sobie sprawy z tego jakie to było okropne piekło i ile łez wylał, i co takiego robił, aby przeżyć. Nie był dobrym kotem. Był złym Puszkiem. I chociaż odzyskał dawne imię, było dla niego obce i odległe. Jedyne czego teraz pragnął to bliskości, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Że wcale jego demony nie powrócą. Ale co zamykał oczy bał się, że zaraz to wszystko co widział zniknie, a on obudzi się z powrotem w Klanie Wilka, walcząc o przetrwanie, o każdy oddech i o każde marzenie, by spotkać ukochanego.
Załkał cicho, budząc tym sposobem rudego. Kocur ziewnął i rozejrzał się zaskoczony.
— Co się dzieję, Jelonku? — zapytał go, na co rozkleił się bardziej.
— O-on znów mi się śnił. Ja nie chcę do niego włacać, Pożał. Ułatuj mnie, płosze — wychlipiał, przytulając się do jego boku.
— Nie wrócisz. On... nie żyje. Odszedł. Jesteś już wolny — szepnął mu do ucha, uspokajając.
Był wolny? To wydawało się snem... Ale ufał partnerowi. Wierzył w jego słowa, ponieważ... Ponieważ on nigdy by go nie zdradził. Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz