Zakazy były zdecydowanie czymś, co młodej zdecydowanie przeszkadzało. Nie rób tego, tamtego, siamtego ble ble ble. Niezadowolona Świt obserwowała ukradkiem, jak jej matka zajęta czymś, nawet nie zwraca uwagi na najstarszą córkę.
Ta głupia Jutrzenka czasem się jednak do czegoś przydawała, swoim rykiem doskonale odwracała uwagę od złotego futra, które jak tylko nadarzyła się okazja - czmychnęło z legowiska liderki, przedzierając się szlakiem między zaspami śniegu.
Nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić, jednak wiedziała, że z pewnością nie chce wiecznie siedzieć w norze matki. No ile można było? Owszem, Brzask, Poranek i Zmierz byli idealnymi kompanami siania chaosu, jednakże Złota potrzebowała w życiu czegoś nowego. Bo na łeb można dostać.
Jej celem do dręczenia został niejaki Pierzasta Łapa, od którego matka kazała trzymać się z daleka. Dokładniej od niego, jego siostry i całej rodzinki młodego ucznia. Liderka nie wyjaśniła tego zbyt dokładnie, po prostu powiedziała, że nie są oni odpowiednim towarzystwem dla niej… że mogą wcisnąć jej brednie do głowy.
Tylko właśnie, jakie brednie?
Świt tego nie rozumiała ani trochę.
Uczeń zajęty posiłkiem, nawet nie zwrócił uwagi na małego koczkodana, który jak gdyby nigdy nic usiadł przed nim, wyczekując odpowiedniego momentu.
— Um… nie powinnaś być w legowisku matki? — czarny skrzywił się nieznacznie, przenosząc wzrok na kociaka. Świt obruszyła się na jego słowa. Była już na tyle duża, że sama o siebie umiała zadbać! — Pewnie cię szuka.
— Mama mówi, że jesteś be. A twoja siostla ciągle lycy. Dlaczego? — przechyliła główkę w zaciekawieniu. — Cemu mama was nie lubi? — powtórzyła, tak dla pewności. W razie jakby ten był głuchy albo głupi.
< Pierzasta Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz