Biegnąc zaczęła obierać trasę bliżej ściany budynku, mając zamiar odbić się od jego ściany jak od pnia drzewa. Kiedy jednak jej tylna lewa łapa uderzyła o ceglastą ścianę i odepchnęła się od niej, okazało się, iż nie było to takie proste, jak się cętkowanej dotąd wydawało. Nie była w stanie pomóc sobie drugą nogą, jednocześnie zwiększając siłę wybicia, aby doskoczyć do stojącej nieopodal wywalonej przez dwunogów sofy, co jej się nie udało. Krokus uderzyła pyszczkiem o bok mebla, po czym zsunęła się na ziemię. Od razu wstała i uniosła głowę. Nie może zgubić celu! Jakim by była samotnikiem, gdyby jej się to nie udało?!
Dlatego z determinacją ruszyła dalej. Wskoczyła na pozostawione luzem deski, po czym szybko przeskoczyła po nich, ignorując to, iż przez nią krucha konstrukcja zrobiona z rzuconych byle gdzie drewnianych kawałków z hukiem spadła na kostkę brukową. Ona jednak nie została przez nie przygnieciona, bo nim te się zawaliły wskoczyła na następny obiekt, jakim był kosz na śmieci. Ale okazało się, iż był on lekki, przez co zachwiał się i z metalowym trzaskiem spadł na ziemię razem z Krokus, której udało się jednak jakimś cudem wylądować na czterech łapach. Ta szybko pomknęła za drugim kotem, nie chcąc stracić go z oczu. Przy akompaniamencie kropel deszczu, które z każdą chwilą stawały się coraz większe w efekcie dudniąc jeszcze mocniej o podłoże.
Uciekająca zaczęła wskakiwać na kolejne stopnie kamiennych schodów. Kiedy tylko Krokus dobiegła zamiast marnotrawić czas na wchodzenie po stopniach obrała inną taktykę. Błyskawicznie niczym wiewiórka wspięła się po pniu drzewa, po czym weszła we wnętrze jego korony. Żółtooka dostrzegła, iż druga kotka zatrzymała się dysząc ze zmęczenia.
Potem wszystko działo się w zawrotnej prędkości.
Niespodziewanie dla drugiej Krokus zeszła z drzewa i niczym strzała rzuciła się na swój cel. Przygniotła jednolitą do ziemi, jednocześnie unieruchamiając kończyny i szybko unosząc łapę z wysuniętymi pazurami, która poszybowała w górę a następnie w dół, prosto na ślipię przeciwniczki…ale zatrzymała się tuż nad powieką młodszej, która z automatu zamknęła oczy.
- Dobrze, Krokus. Udało ci się. – usłyszała dźwięczny, nieco zachrypnięty głos srebrnej kocicy, powoli wychodzącej z cienia. Młoda nie wiedziała, jakim cudem starsza kocica tak szybko tu dotarła, przecież ona sama pędziła jak burza! Zeszła ze swej zmęczonej siostry, Deszczyk, jednak w żyłach obu córek Sadu nadal pulsowała adrenalina, tak samo jak krew w uszach, a serca biły w zastraszającym tempie, jakby zaraz miały wyskoczyć im z klatek piersiowych. Zmęczona Deszcz wstała z ziemi, po czym stanęła tuż przed matką.
- Dobrze wam obu poszło. – miauknęła Bylica. – a ty Krokus, świetnie wykorzystałaś otoczenie. Deszcz wybrała natomiast kamienne stopnie. Dlaczego?
– spytała dziko pręgowana, przenosząc wzrok na szarą koteczkę.
- Bo…nie zauważyłam drzewa… i chciałam też, żeby Krokus zmęczyła się…przechodząc po schodach…żebym ja mogła się ukryć gdzieś w pobliżu.
- Niezła taktyka, ale i tak zatrzymałaś się na za długo dysząc. – miauknęła bura. – gdybyś wspięła się na drzewo, to nawet nie zorientowałabym się, że poszłaś w tamtą stronę.
- Tak, wiem – odparła Deszcz. Krokus zdawało się iż słyszała w głosie siostry trochę…jakiejś negatywnej emocji. Zirytowania? Ale ona chciała tylko powiedzieć siostrze, co mogła by zrobić lepiej! Co prawda tak, ostatnio cętkowana stała się bardziej wyczulona na swoje błędy podczas treningów, może też na błędy rodzeństwa. Ale co miała poradzić na to, że chciała aby byli jak najbardziej kompetentni sztuce, jaką była walka? Że nie chciała aby coś im się stało? W końcu gdyby jakiś gangster schwytał tak Deszcz to jednolita już by była martwa albo nie miała oka! A poza tym, Krokus chciała, aby ona i jej rodzeństwo zaimponowali matce, a co ważniejsze – nie zawiedli jej, bo to by był jej koszmar – rozczarowanie Bylicy. Chciała być dla srebrnej podporą, chciała sprawić, aby ta nie musiała się o nią martwić. Chciała zawsze być w stanie obronić ją i swoje rodzeństwo, pomóc dawnej burzaczce, sprawić, by ta była zadowolona, szczęśliwa.
- Dobrze kochane, na dziś to wystarczy – miauknęła Bylica, przerywając rozmyślania burej i sprawiając, że ta od razu skupiła na niej całą swą uwagę. – Wróćmy do naszego zaułka – rzekła starsza, po czym spokojnym krokiem ruszyła w stronę ich obecnej kryjówki. Cętkowana od razu podążyła za nią, razem z Deszcz oczywiście.
Razem kotki, już nieco przemoczone, bo w końcu padało, dotarły do ich krzaka i ułożyły się w jego wnętrzu razem z resztą ich familii, która na nie czekała. Zaczęły wylizywać swoje futra, aby móc później po prostu położyć się w legowisku i odpocząć.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz