Czarnowron został nareszcie wojownikiem i ku jego nieszczęściu oboje skończyli w legowisku pełnym rudych i nierudych pysków. W legowisku uczniów przynajmniej było więcej miejsca i co najważniejsze; mniej oczu. Teraz cały klan będzie o nich plotkował. W sumie i tak to już robili, ale teraz będzie tylko gorzej, zwłaszcza że jego rodzeństwo mogło zauważyć jak się do siebie kleili. A raczej rudy do niego, zmuszając go wręcz do bliskości, której nie chciał. Ale jak miał mu się postawić, gdy jego czerń oczu przeszywała mu dusze na wylot? No i ta dziwna niemoc w łapach, nie pozwalała dać mu po pysku.
Był żałosny. Naprawdę zamienił się już całkowicie w kotkę. Nawet głos miał nieco bardziej piskliwszy niż zwykle, a ciało zrobiło się delikatniejsze. Chociaż po sytych posiłkach jakie fundował mu partner, jego wychudzenie zniknęło i nie wyglądał już jak kupka kości, a futro nabrało zdrowszego blasku. Jednak ile kosztowało go to nerwów! Mimo minionych księżyców, nadal nie czuł się z nim pewnie. Czarnowron nie przejmował się tym zbytnio, bo i tak wiedział, że mu ulegnie i zrobi co ten zechce. Dlatego go tak nienawidził.
- Pszczółko, patrol czeka - miauknął starszy, wybudzając go ze snu. Czuł zapach jego sierści, którym sam pewnie już przesiąkł, przez bliskie przebywanie z kocurem. Była to mieszanka ziemi i wiatru połączona z wodną bryzą, do której jego nos już przywykł.
Przekręcił łeb, wydostając go spod jego futra na piersi i unosząc go ku górze. Rudy obejmował go łapami, jak to miał w zwyczaju, lecz teraz go puścił, pozwalając mu wstać. Obserwował jak się przeciąga, a w jego kościach coś strzyka. Marzył mu się moment, w którym coś sobie złamie i będzie w stanie od niego uciec.
Jakby słysząc jego myśli, czerń oczu spoczęła na nim, powodując że aż się skulił. Nienawidził swojego ciała, które samo reagowało na te spojrzenie.
- Co się stało, kochanie? - Otarł się o jego bok, splątując jego ogon ze swoim. - Chodź. Nie dajmy im czekać. Później sobie porozmawiamy - dodał jeszcze, kierując kroki ku wyjściu, a on ze zwieszoną głową, zmuszony był za nim podążyć.
***
Patrol nie minął mu przyjemnie. Czarnowron skupiał się na terenie, odnawiając ślady zapachowe wraz z resztą kocurów, od czasu do czasu ich zagadując. Dziwnie było obserwować jego zacieśnianie kontaktu z innymi, ale musiał mu przyznać, że był bardzo charyzmatyczny i przekonywał do siebie nawet nierudych. Jego śmiech dźwięczał mu w uszach, gdy coś go rozśmieszyło. Zdawał się... normalny. Ale taki nie był. Czarny nie odzywał się przez ten czas do nikogo. Udawał, że nie istnieję i mogłoby to się udać, gdyby nie trzymający jego ogon, ogon wojownika. Nawet zawrócić, zatrzymać się czy zmienić kierunek nie dało rady, bo gdy zwalniał, Czarnowron dostosowywał się do jego kroku, a wraz z nim reszta patrolu. To było... dziwne patrzeć jak potrafił zręcznie manipulować tłumem, by ci chcieli kroczyć tuż obok niego, nawet gdy wlekli się jak ślimaki.
Po wygranej wojnie, terenów mieli teraz mnóstwo, przez co podróż im nieco zeszła. Wróciwszy do obozu, miał ochotę zniknąć w swoim legowisku, ale zapomniał, że nie miał już wolnej woli. Teraz należał do rudego, czy mu się to podobało czy nie. Żałował bardzo, że zgodził się na spotkanie z nim, wtedy gdy kazał mu to Pożar. Śmierć z łap Szczypiorkowej Łodygi mogła być przy tym wybawieniem.
Partner podszedł do stosu ze zwierzyną, chwytając soczystego królika. Zawsze jedli razem posiłek na pół, jak zakochane gołąbki. Przynajmniej sprawiali takie wrażenie co u niektórych. Już chciał skierować kroki, tam gdzie zawsze jadali, ale ogon kocura zatrzymał go. Rzucił mu zdziwione spojrzenie, a ten uśmiechnął się pod nosem, nadal z piszczką w pysku i wskazał mu nowy kierunek. Nie wiedział co knuł, ale jeżeli burzył ich dzienny szyk, to nie zanosiło się na coś miłego. Musiał jednak podążyć za nim, a gdy kroki zawiodły ich aż nad rzekę, tam Czarnowroni Lot położył posiłek, przytulając go do siebie.
- Spójrz jak tu pięknie, nieprawdaż? - miauknął.
Słońce odbijało się od tafli wody, migając ładnie, a okolica z paroma krzewami, zdawała się idealna na wspólny posiłek. Wspaniale... byli na kolejnej randce... Skrzywił pysk, a widząc to, jego partner uniósł jego podbródek łapą, by ten spojrzał mu w oczy.
- Nie podoba ci się? Jesteśmy tu sami, tak jak zawsze tego pragnęłaś, Pszczółko.
Odwrócił wzrok, ale szarpnięcie jego głową spowodowało, że ponownie patrzył w ten jego mrok w oczach.
- P-p-odoba - miauknął, czując powoli jak się cały napina ze stresu.
Kocur puścił jego pysk, po czym wskazał mu na posiłek. Pochylił się nad nim i zaczął jeść. Tuż obok starszy uczynił to samo, aż oboje nie skończyli wymazani krwią królika. Widząc to, Czarnowron zaśmiał się.
- Ależ się ubrudziłaś kochanie, chodź - Wstali i podeszli do brzegu rzeki, gdzie kocur z matczyną troską, wymył mu pysk wodą, oczyszczając również swój.
To go zdziwiło. To dzisiaj nie miał ochoty na czułości? Może rzeczywiście zaczął się przejmować jego pragnieniami? Kolejne jego słowa jednak temu całkowicie zaprzeczyły.
*tw przemoc fizyczno-seksualna*
- Sądzę, że pora na kolejny krok w naszym związku - obwieścił.
- J-jaki k-krok? - miauknął zdumiony.
Nigdy nie miał partnera, więc był zielony w tym o czym kocur mówił.
- Coś więcej, moja ty urocza.
Słysząc to zamarł i spojrzał na niego z przerażeniem. On chyba nie miał na myśli... Pokręcił głową.
- Ja... ja nie chcę. T-to za szybko - starał się przemówić mu do rozsądku.
- A czy ja pytałem cię o zdanie? - Uśmiechnął się, liżąc go po nosie. - Już wystarczająco zwlekaliśmy. Chodź. - Pociągnął go, by oddalić się od brzegu. Nie ruszył się jednak ani o krok. Nie chciał. Nie. Wpadł w panikę. Zirytowany wzrok rudego spoczął na nim. - No dobrze, skoro tak chcesz, to zrobimy to tutaj - miauknął, zbliżając się z demonicznym uśmieszkiem.
***
To było potworne. Zalewał się łzami, nie mogąc się uspokoić. Wrócili do obozu, a on drżał tam, próbując oddalić się od rudego, który nie zamierzał na to pozwolić. Przytulił go mocno, przez co zmuszony był moczyć jego futro.
- Co się stało? - zwróciła się Wiśniowa Iskra.
No tak zapomniał, że od razu tu przyleźli. Nawet nie wiedział po co. Chciał zapaść się pod ziemię i zniknąć z tego świata raz na zawsze.
- Moje skarbie nadal przeżywa strasznie karę, którą wydał na nią lider. Przypadkiem rozpocząłem ten temat. Nie było mnie wtedy wśród was, a zapomniałem jakie to mogło być dla niej traumatyczne. Przepraszam kochanie - Polizał go po głowie, a ten jeszcze bardziej się rozryczał, drżąc na całym ciele. - Nie może się teraz uspokoić. Pomożesz nam?
- Och, oczywiście - medyczka przyniosła zioła, przekonując go do ich wzięcia. - Po nich będzie lepiej - zapewniła.
Lepiej?! Gdyby tylko wiedziała, że wojownik wciska jej kit! Nie był w stanie jednak skleić żadnego zdania, czując się tak, jakby wpadł w jakiś atak paniki.
- Kochanie, zjedz zioła - poprosił go kocur, chwytając ziarna maku, którym przyjrzał się najpierw uważnie, po czym przyłożył do jego pyska. Korzystając z tego, że łapie oddech, wsadził mu je do buzi, przez co zmuszony był je przełknąć, zanosząc się kaszlem.
- Mogę z nią zostać? Przy mnie szybciej dojdzie do siebie - miauknął do kotki.
- No nie wiem... - zaczęła.
- Nie będę przeszkadzać - obiecał, przytulając się do czarnego i pomagając mu się położyć.
Zaczął szeptać mu uspokajające słowa, liżąc po głowie, aż oddech mu się nie wyrównał. Coś czuł, że medyczka pewnie sądziła, że rzeczywiście to dzięki niemu powoli pozbywał się paniki, widząc jego troskę. Każdy tak myślał. Słyszał jak mówią do niego, że jest cudownym partnerem, ile ktoś by dał za kogoś takiego jak on. Nienawidził go. Chciał by go od niego zabrali. Nie chciał już być kotką. Nie po tym co ten mu zrobił. Zioła pomogły pozbyć się jego łez, jednak nie wymazały wspomnień i tego całego bólu.
***
*koniec tw*
- Pszczółko, musimy porozmawiać - miauknął do niego na ucho, gdy byli sami w legowisku wojowników. Bał się poruszyć, udawał, że śpi, że wcale nie słyszy jego słów. Ten jednak nie przejął się tym, kontynuując. - Jak wiesz... Nie lubię, gdy ktoś rozsiewa na mój temat plotki. Jeżeli zaczniesz uciekać ode mnie, zachowywać się co do mnie podejrzanie i płakać, będę zmuszony podawać ci zioła na uspokojenie. Chcesz tego? Żyć w wiecznym śnie? - Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie, a ciało napięło. Groził mu?! Na to wyglądało. Skulił się odruchowo, a gorący oddech omiótł jego ucho. - Dlatego dzisiaj... pobawimy się w grę, dobrze? Będziesz szczęśliwa. Masz opowiadać wszystkim jakim jestem troskliwym partnerem i przy świadkach powiedzieć, że mnie kochasz. Przekonująco skarbie. Czy to jasne?
Pociągnął nosem, czując się przegranym. Zawsze tak było. Będzie teraz taki jak mama. Złamana z psycholem na karku.
- Czekam na odpowiedź - Trącił go nosem w policzek.
- T-tak... - zaskomlał.
- W takim razie weź się w garść, bo zaraz wychodzimy na patrol. - mruknął, wstając i oczekując na to samo z jego strony.
Otarł pysk łapami, po czym wstał, czując drżenie łap. Ruszył za nim, tak jak co dnia, jakby nic wczoraj się nie wydarzyło.
***
Szli w grupie, a on zmuszony był się odzywać, ku zaskoczeniu wojowników. Zawsze zachowywał ciszę, jednak Czarnowron sam zaczął temat, jak to popełnił błąd, wspominając o karze od Zajęczej Gwiazdy w jego towarzystwie.
- N-nic nie szkodzi, k-kochanie - miauknął słabotliwie, zmuszając się do krzywego uśmiechu. - Ni-nie jestem już o to zła... Cieszę się, że... że mam k-kogoś ta-akiego jak ty.
- Jak na was tak patrzę, to aż robi mi się słodko - powiedział Orlikowy Płatek. - Bardzo się musicie kochać.
- Ja... - Widząc spojrzenie rudego, szybko pokiwał głową. - T-t-tak. Bardzo go kocham - Otarł się łbem o rudego, a ten zamruczał zadowolony, liżąc go w policzek.
Jak nic wojownicy to kupili. Dziwił się, że zawsze szło z nimi ich aż tyle. Jednak w połowie drogi zawsze się rozchodzili, patrolując inną część terytorium. Ale i tak... to było straszne, że chcieli rozmawiać nawet przez chwilę z rudym. Ta cała jego pewność siebie, aura dobrego, uczynnego kota... jak oni nie mogli zauważyć prawdy? Starał się uśmiechać cały czas, chociaż pragnął tam się poryczeć. Naprawdę był żałosny. Kocur go skrzywdził i musiał go bronić. To... był najgorszy koszmar. I to nawet większy od Szczypiorkowej Łodygi, bo ją nie czuł codziennie obok swojego boku. Teraz jednak siedział w tym bagnie tak głęboko, że powrót nie byłby już możliwy. Nie, jeżeli chciał zachować przytomność umysłu.
***
– Wszystko w porządku? – spytała Tygrys. – Dawno z tobą nie rozmawiałam, a widzę, że wiele... – ucięła, szukając odpowiedniego słowa – się zmieniło. Cieszę się jednak, że w końcu uzyskałaś swoje szczęście i poznałaś prawdziwą siebie – przyznała.
- Tak ja... Jestem teraz szczęśliwa. Mam cudownego partnera, który się o mnie troszczy... Na imię ma Czarnowroni Lot, pewnie go kiedyś widziałaś - miauknął do niej. - Spędzamy miło czas i... i czuje, że w końcu żyje. Chociaż... czasem dopada mnie niezbyt dobry humor... Ale on zawsze jest, by mnie pocieszyć - wciskał jej kit, czując jak partner wbija w niego wzrok, nachylając uszy w ich stronę. Dał im przestrzeń do rozmowy, ku jego widocznemu niezadowoleniu. Starał się więc, nie zezłościć go bardziej, pamiętając o jego groźbie.
- A ty...? Jak... u ciebie? - zapytał.
- Cóż... w porządku - odpowiedziała. - Patroluje tereny, ale nikogo nie mam - na to lekko się speszyła. Nie dopytywał jednak, bo coraz bardziej odczuwał niepokój, że kocur zaraz do nich podejdzie i narobi szumu. Czy to źle, że miał takie wrażenie i wolał go obok, by nikogo nie skrzywdził? Chociaż nawet jak siedział mu nad uchem, to również było przerażające doświadczenie. Przez chwilę porozmawiali jeszcze o nic nie znaczących sprawach, po czym Tygrysia Smuga odeszła. Od razu, niczym duch, zjawił się za nim rudy, ocierając się o niego głową.
- No i co chciała? - zapytał.
- A... a tak pogadać... - Zaszurał łapą w ziemi.
Nie dopytywał. Było to dziwne. Czyżby słyszał? A może zaczął mu ufać? Nie miał pojęcia. Ta niewiedza była jednak gorsza niż przypuszczał.
***
- No dobrze, ale na chwilę. Tygrysia Smuga musi odpoczywać, słońce - miauknął do niego partner, kiedy poprosił o spotkanie z rudą. Pokiwał głową wchodząc, o dziwo sam do żłobka. Czarnowron usiadł przy wejściu, dając im przestrzeń, ale na sto procent podsłuchując ich rozmowę. Uśmiechnął się do brzemiennej, siadając naprzeciw niej.
- Hej. Słyszałem o nowinach i przyszłam cię odwiedzić - zaczął. - Jeżeli mogę spytać... Kto jest ojcem?
<Tygrysia Smugo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz