— Jak chcesz — kocur wzruszył ramionami na jej słowa.
Wstał i odwrócił się, zmierzając do swojej siostry. Kamienna Gwiazda odprowadziła go wzrokiem aż do momentu, gdy całkowicie zniknął z jej pola widzenia. Odwróciła się, siadając gdzieś w cieniu. Nie czuła się wcale bezpiecznie, wiedząc, że Żar tu jest i może coś knuć za jej plecami. Ale może teraz, po wypędzeniu Piasek, coś się zmieni. Nikt już nie będzie wpajał mu bzdur o rasizmie. Bo przecież to, jaki się stał, było w głównej mierze JEJ winą. Wszystko było jej winą. Wszystko, co złe, a co działo się wokół nich. Westchnęła. Chwilę odpoczęła, ale w końcu, w czasie gdy Żar zniknął z jej oczu, podniosła się z zamiarem udania się do legowiska starszyzny, wcześniej biorąc ze sterty zwierzynę.
Dawno nie odwiedzała Słonecznikowej Łodygi. Ostatni członek starszyzny niedawno zmarł. Bycza Szarża. Przez pewien czas, gdy była w ciąży, dzieliła z nim legowisko. Na samą myśl o tym wspomnieniu przeszedł ją dreszcz. Nie lubiła kocura. Za to, co zrobił. Nie potrafiła mu przebaczyć. Pomógł Piaskowej Gwieździe w tylu rzeczach. Okropnych rzeczach.
Teraz trójłapy Dziki Gon, Szybka Łania i Słonecznikowa Łodyga przenieśli się do starszyzny. Na samą myśl zrobiło jej się źle. Wiedziała, że zaczynała się starzeć, a koty, które znała z młodości, w większości już powymierały. To była zła myśl. Nie chciała nawet wiedzieć, co czeka ją po śmierci.
Położyła królika przed łapami dawnego mentora Glinianego Ucha, spoglądając na niego spod zielonych oczu. Kocur uśmiechnął się niezręcznie.
— Witaj, Kamienna Gwiazdo.
Obróciła się. Dziki Gon i Szybka Łania spała, z czego ten pierwszy wydawał z siebie nieprzyjemne odgłosy pokrewne chrapaniu.
— Cześć — miauknęła w odpowiedzi, siadając obok.
— Miło mi, że o mnie pamiętałaś. Przykro mi z powodu Zajęczej Gwiazdy — westchnął cicho.
— Wilczej bardziej należą się kondolencje.
— Jak sobie radzisz na nowej pozycji? Gratuluję awansu — miauknął chrapliwie po dłuższej ciszy. Kotka ściślej owinęła ogon wokół swoich łap.
— Nie mam powodów, by narzekać. Staram się przywrócić klan do równowagi. I miejmy nadzieję, że tym razem Piaskowa Gwiazda zniknęła już na zawsze z przyszłości Klanu Burzy.
— Wciąż nie mogę uwierzyć, że była tam przez cały czas. To... to dziwne. Ale Zajęcza Gwiazda zachowywał się jak nie on. Splątane Futro na zastępcę, na zgromadzenia chodzą tylko rudzi, a ty... ta ciąża to też była jej sprawka, prawda?
— Mimo to jakoś nie pomyślałeś, żeby mnie odwiedzić. Zupełnie jak Jałowy Pył — spochmurniała. Starszy spuścił wzrok.
— Cały klan mówił, że się puściłaś. Plotkował na twój temat. A po zniknięciu kociąt Obłocznej Myśli...
Czarna prychnęła cicho.
— Czy klan kiedykolwiek mówił o mnie prawdę. — mruknęła. — To Piaskowa Gwiazda załatwiła mi brzuch i cholernie męczące księżyce w kociarni, ale oczywiście łatwiej jest zwalić wszystko na jednego kota. Przyzwyczaiłam się już. Nie jestem zła. Przy tym wszystkim nie dziwię się, że wierzyłeś.
— Przepraszam. — westchnął, jednak świeża liderka nie zareagowała.
— Nie masz za co. Nie ma sensu znowu dzielić klanu. Piaskowej Gwiazdy już nie ma. Przeszłość nie zniknie, ale nie ma sensu ją rozpamiętywać, skoro i tak tego nie zmienimy — wzruszyła ramionami. — Smacznego, Słonecznikowa Łodygo.
Mówiąc to, odwróciła się i pozostawiła starszyznę samą, znikając w wyjściu. Udała się do swojego legowiska, kątem oka patrząc na legowisko medyka. Ciekawe, czy Żar sobie radził. Mogłaby się założyć, że przez to jak był rozpieszczany padłby po zwykłej wyprawie po zioła.
Nie miała nawet chwili spokoju. Zdążyła tylko przez kilka minut umościć się w legowisku i przymknąć powieki, pozwalając sobie odpocząć od klanowego tłoku i spraw, jakie miała na głowie, zanim nie poczuła malutkiego bólu głowy, który później przeszedł w nieco większy.
— Kamieeeeń, Kamieeeeeń — przeciągły i znajomy, ale wciąż równie nieprzyjemny głos rozszedł się po umyśle.
Skrzywiła się na głos, który rozszedł się po jej głowie. Stale się rozchodził. Za każdym razem, gdy tego nie chciała.
— czego? — syknęła naburmuszona w myślach.
— Co jesteś taka niemiła? Jesteś liderem, Kamień. Nie cieszysz się?
— Nie mówię, że się nie cieszę. Może cieszyłabym się bardziej, gdybym nie zabiła ukochanego mojego brata i jednocześnie brata mojej ukochanej, jako cenę w zamian za tą pozycję.
Chyba nie musiała mówić, jak bardzo była zirytowana. Przyzwyczaiła się do tego głosu. Przyzwyczaiła się do jego obecności, a mimo to nie mogła pogodzić się z faktem, że nie wygrała tej walki.
— Jesteś na mnie za to zła? To nie ze mną zawierałaś umowę. — miauknął.
— Jaki sens jest być na ciebie złym, skoro i tak nic ci nie mogę zrobić? A ty pewnie byłbyś w stanie przypierdolić mi piorunem w łeb w losowej chwili, skoro Bezgwiezdna Ziemia jest teraz tak potężna. — zadrwiła, chociaż nie podobało jej się, że być może miała rację.
Wzdrygnęła się i strzepnęła ogonem, słysząc paskudny śmiech we własnej głowie.
— Oj, Kamień. To do ciebie tak nie podobne, ulegać. Ale czy to nie cudowne uczucie mieć w końcu sprawiedliwość? Twoi wrogowie drżą przed tobą, pozbyłaś się dyskryminacji. Zajęcza Gwiazda na pewno tego by chciał. — usłyszała znów jego głos.
Czy Zajęcza Gwiazda chciałby, żeby wzbudzała strach? Nie wiedziała, ale cieszyła się, że jej wrogowie się jej boją. Nie była jednak pewna co do tego, czy kocur postąpiłby tak samo, co ona.
— Zajęcza Gwiazda chciałby, żebym rządziła sprawiedliwie. Więc póki co to mój cel. Zaatakowałeś Nocniaków u boku Piaskowej Gwiazdy, a teraz stoisz po mojej stronie? — odpowiedziała mu wreszcie.
— Pragniesz dowiedzieć się dlaczego ją zdradziłem?
— Jeśli raczysz użyczyć mi tej informacji - tak. — mruknęła.
— Dla ciebie. Jakoś tak się złożyło, że widziałem cię jako lidera już od bardzo dawna, a Piaskowa Gwiazda zepsuła moją cudowną wizję. Nie lubię, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Jestem wtedy... bardzo niezadowolony.
Zdziwiła się, i to nie mało. On? Pomagać jej? Jeden z największych wrogów, który towarzyszył jej przez niemal całe życie, a nawet po śmierci? Czemu miałoby mu zależeć na tym, żeby miała wysoką pozycję? Zważając także na to, że rozmawiała z mordercą i psychopatą, nawet nie chciała myśleć, jak wyglądało to niezadowolenie. A bardziej jak się kończyło na kotach, które psuły jego plany.
— Po tych wszystkich księżycach naprawdę chciałeś dla mnie dobrze? Dlaczego miałbyś chcieć, żebym została liderką?
Przez dłuższą chwilę towarzyszyła jej cisza.
— A któż to wie, Kamień? Po prostu miałem taką chęć.
— Jasne. Wciąż nie znudziło ci się zgrywanie tajemniczego? Jak już zawracasz mi dupę, to mógłbyś chociaż powiedzieć coś pożytecznego. Czy Zając jest bezpieczny? — miauknęła, bo w końcu przy tym co się działo z Klanem Gwiazdy nigdy nic nie wiadomo. Nie chciała myśleć, że przez durny przypadek skazała kocura na dalsze cierpienie.
— Jaka to byłaby frajda, gdybym podał ci wszystkie sekrety podane na tacy? Och on? Ma się... cóż... powiedzmy dość mokro.
Dreszcz przeszedł przez jej ciało.
— Co mu zrobiliście, kretyni? Jest ranny? — warknęła gwałtownie.
— Nic. Po prostu wpadł w bagno, w dosłownym tego znaczeniu. Posiedzi tam, aż wszyscy o nim zapomną. To lepsze egzystowanie, uwierz. Niektórzy tu... zjadają siebie nawzajem, a tak cóż... Jest bezpieczny.
Skrzywiła się. Jedli siebie nawzajem. Co to było w ogóle za miejsce... Poczuła jak żółć podchodzi jej do gardła. Jak Jastrząb mógł mówić o takim obrzydlistwie z takim spokojem?
— Jesteście obrzydliwi. I okropni. Nie chciałabym być wśród was.
Okropny chichot kocura znów rozszedł się po jej głowie.
— Ale tu będziesz Kamień. Wiesz to. Klan Gwiazdy nie wpuszcza do siebie morderców. Przywykniesz. Pogadasz z Zajęczą Gwiazdą, spotkasz mamę, tu też masz rodzinę, Kamień.
Wiedziała to, a mimo to czuła, jak jej serce kruszy się na kawałki. W pewnym sensie była już wciągnięta w to miejsce. Czy chciała, czy nie. Będzie musiała ponieść konsekwencje. Przełknęła ślinę.
— M-mamę? — powtórzyła. Przecież króliczy sus była niewinna! Wysunęła pazury. — Dlaczego oni to robią niewinnym kotom. Nie zasłużyła na ten cholerny pierdolnik. Zajęcza Gwiazda też nie zasłużył. Byli dobrymi kotami!
— Ale czynili wiele złego. Dlatego tu trafili. Nie byli zbyt... czyści, by Klan Gwiazdy ich do siebie wpuścił. Wielu tu jest samobójców. Oni też nie zrobili przecież nic złego. Chcieli tylko odpocząć...
Wydała z siebie warkot.
— Więc to jest ten "Klan Gwiazdy", o którym nam mówiono w dzieciństwie? To ma być ta sprawiedliwość? Może wsadzą tam jeszcze Wilczą Zamieć, co? Ona też w końcu zabiła. Nieważne, jak bardzo jest poszkodowana przez los — prychnęła kpiąco. Wierzyła w Klan Gwiazdy, starała się utrzymywać resztki tej wiary, ale w obliczu tego co się działo... nie potrafiła.
Nie potrafiła pogodzić się też z myślą, że są całkiem spore szanse, że będzie się tam piekła razem z nim. Razem z tym potworem. W miejscu, gdzie koty kanibalizowały się nawzajem, w miejscu, gdzie nie istniały jakiekolwiek zasady moralności. I będzie musiała tkwić tam już na wieki.
Jej rodzina. Została nieprawidłowo osądzona.
— Trafi i tu, do swojego brata. Odpoczną — mruknął beznamiętnie, a kotce wręcz opadła szczęka. Wilcza na to NIE ZASŁUGIWAŁA.
Nie mogli jej tam posłać, prawda?
Prawda?
Sama jednak ledwo już wiedziała w co powinna wierzyć. Co było dobre a co złe. Czy w ogóle istniała jakaś różnica między dobrem a złem. Gubiła się, cholernie się gubiła.
— Odpoczną? Żartujesz sobie? Mają odpocząć razem z trupami? Jesteście wszyscy chorzy na łeb. Mówisz tak, jakby trafienie do mrocznej puszczy nie było niczym niezwykłym.
— Żyję tam, Kamień. Da się tu odpocząć. Jest cicho i spokojnie. Słabi giną i odchodzą w nicość. Silni żerują i odpoczywają, oglądając ten cyrk, który dzieję się na ziemi. A trupy... każdy tam jest trupem, Kamień.
Wzdrygnęła się.
— Nie jestem taka jak ty czy oni. Chcę świętego spokoju, a nie żerowania na niewinnych duszach.
— Będziesz miała spokój Kamień. Nauczę cię przetrwania. Nikt nie spojrzy na ciebie jak na posiłek, masz moje słowo — obiecał jej.
Westchnęła, przełykając ślinę i więcej się już nie odzywała, próbując rozważyć słowa członka Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd. Może miał rację? Może tam nie było tak źle?
Na samą myśl, że chciałby ją tam chronić zrobiło jej się źle. Nie potrafiła go zrozumieć, jego emocje były dla niej nieodczytywalne, a zachowanie trudne do przewidzenia. Nie potrafiła myśleć o nim jak o wrogu, gdy używał takich słów, ale też nie jak o sojuszniku.
Przerażała ją myśl, że gdy śmierć zawita w jej progi, być może nie spotka już nigdy bliskich, a za to przez całą wieczność będzie u boku kocura. To takie dziwne, że obiecał jej współpracę. Pomoc. Pomoc w przeżyciu w tej obrzydliwej puszczy.
* * *
Weszła do legowiska medyków, gdzie dostrzegła Wiśniową Iskrę i Blady Zmierzch. Zapytała kotki, gdzie jest Żar, a gdy otrzymała odpowiedź, skinęła głową i odwróciła się, rozglądając się po obozie. Weszła do legowiska uczniów i rude przerośnięte futro od razu rzuciło jej się w oczy.
— Rozżarzona Łapo? — miauknęła w jego stronę, ciesząc się niezmiernie, że mogła mówić jak do ucznia do tego kretyna. — To jeszcze nie czas na odpoczynek. Pomóż swojej mentorce w kociarni, przynieś jej trochę wilgotnego mchu czy patyk do gryzienia od Wiśniowej Iskry. Pomóż w opiece nad obecnymi kociętami.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz