- Hej…Krokus…możesz… - usłyszała zaspany głos Fiołka. O nie! Obudziła brata…
- Przepraszam, już wychodzę – wyszeptała, liżąc kocura za uchem. Następnie podążyła w stronę wyjścia, aby potem zejść z drzewa i znaleźć się na ziemi.
W norze między korzeniami drzewa dostrzegła srebrny bok swej matki, rytmicznie unoszący się i opadający. Między łapami srebrnej leżały dwa kocięta – ten przeklęty Wypłosz i Skaza.
Bura odwróciła się, po czym cicho podreptała w stronę głębin lasu, aby coś upolować.
Idąc przez las i wąchając powietrze w poszukiwaniu tropu zwierzyny, Krokus potknęła się o jakiś wystający korzeń. Ugh! Wstała, otrzepując się. Nie powinna była się wywalić! Gdyby był tu lis to pewnie by ją już zeżarł!
Nagle dostrzegła wiewiórkę siedzącą na innym korzeniu. Rude zwierzątko zakopywało jakiegoś orzecha. Młoda zaczęła się zbliżać do zwierzątka. Skoczyła w jego stronę, jednak spudłowała, ponownie lądując na ziemię. Stworzenie o rudej kicie szybko wspięło się na drzewo, znikając Krokus z oczu. Może i bura była bardzo dobra jeśli chodzi o chodzenie po drzewach, ale wiewiórka to wiewiórka, złapanie jej pośród gałęzi było praktycznie niemożliwe mimo to.
Kotka wstała, po czym poszła dalej. Dopiero kiedy słońce było już w połowie drogi do zenitu, i pewnie większość jej rodziny już się obudziła, dostrzegła mysz. Szybko upolowała szaro-brązowe zwierzątko. Następnie udała się w stronę domu, szukając wzrokiem dalej jakiejś nowej ofiary. Im więcej jedzenia tym w końcu lepiej.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz