Blask zachodzącego słońca osłaniał jego sierść. Kocur niósł w pysku
dużą, beżową mysz, którą po chwili odłożył na stos ze zwierzyną. Był z
siebie dumny. Pierwszy raz, co prawda z niewielką pomocą mentora
upolował coś. Czuł się, jakby niósł ze sobą ogromny, złoty puchar za
swoje osiągnięcie. Szedł z wysoko uniesioną głową, dumnie krocząc i
machając lekko ogonem.
— Dobrze ci dzisiaj poszło — mruknął bury.
Nie spodziewał się takiej wiadomości z ust mentora. Zawsze był dla niego niemiły, a tu taka niespodzianka.
— Dziękuje — miauknął i uśmiechnął się do niego.
— To koniec na dzisiaj, możesz odpocząć — odparł Wiatr, po czym ruszył powoli w kierunku legowiska wojowników.
Kremowy
również miał zamiar odsapnąć po tak wymagającym dniu. Już miał wchodzić
do uczniowskiego legowiska, kiedy na drodze jednak stanął mu ten
obrzydliwy kot znaleziony dziś w krzakach. Czyli jednak ten brudny
samotnik został tutaj!
Z pyska Lukrecji wydało się zirytowane syknięcie. Co ta liderka sobie myślała?!
— Cześć, obrzydliwcu — warknął, popychając czekoladowego na ziemię.
— P-p-przestań... — wyjąkał pomarańczowooki, podnosząc się.
— Nie tak prędko! — fuknął, dociskając go do ziemi. — Gdzie uciekasz, smarkulo?
— S-s-smarkulo? — spytał, wbijając swój wzrok w oczy kremowego.
—
A tak, bo jesteś przebrzydłą samotniczką, a nie kotem Owocowego Lasu —
zaśmiał się. — Widzę, że polowanie ci nie wychodzi, ja dzisiaj złapałem
już trzy myszy! — skłamał, by zasmucić pomarańczowookiego.
— N-nie jestem k-kotką, n-nie nazywaj m-mnie tak — czekoladowy wydusił z siebie po chwili.
— Jak nie? — spytał zdziwiony Lukrecja. — Przecież pachniesz jak ona, brzmisz jak ona i zachowujesz się jak ona.
— N-nie prawda — mruknął czekoladowy.
— Prawda — syknął mu prosto do ucha.
Jak niby jest kocurem? Co ona wygadywała? Tę samą bzdurę, co Cyprys, który twierdzi, że jest kotką? Nie rozumiał tego.
— Lukrecjo! — z głębi obozowiska wydał się krzyk.
Kremowy rozejrzał się i spostrzegł truchtającą w jego stronę Plusk. Jej sierść była zjeżona. Co ona do cholery chciała zrobić?
— Puść ją! — syknęła przez zęby.
Kocur puścił czekoladowego. Uciekł do uczniowskiego legowiska jak mysz w krzaki, uciekająca przed kocimi pazurami.
— Przestań znęcać się nad innymi — warknęła ruda.
—
Ale to jest włóczęga — odpowiedział, trzepiąc ogonem. — Może wreszcie
się stąd wyniesie. Ona tutaj nie pasuje. Dziwoląg z niej!
— Twój m-mentor też kiedyś był włóczęgą — mruknęła, odwracając się od syna.
— C-co?!
Wiatr
— silny i utalentowany wojownik był wcześniej jakimś zapchlonym
samotnikiem? To jakieś nieporozumienie! To było niemożliwe. Co ona
wygadywała? To bzdury. Bzdury!
Fuknął sam do siebie i wszedł do legowiska. Nie chce dzielić powietrza z tym mysim bobkiem.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz