— Nie. Powisisz sobie jeszcze trochę, będziesz miał więcej siły w łapach — zapewnił, ziewając i siadając wygodnie. — Ja sobie chwilę popatrzę, jak bawisz się w liścia — dodał. Arlekin był bezradny, nie miał innego wyjścia, niż słuchać jego poleceń. To było cudowne uczucie, mieć władzę, nawet nad i tak bezsilnym dzieciakiem
Wtem usłyszał ciche zaskomlenie, a po chwili trzask. Przed oczami przeleciał mu czarno-biały kształt.
— Ała... — jęknął obolały.
— Nie mamrocz, utkaj pysk i mnie nie denerwuj — wycedził wojownik, unosząc wzrok na leżące przed nim kocie. — - Jesteś z siebie dumny? Trafiłeś tam, gdzie twoje miejsce. Na samym dnie.
Ten położył po sobie uszy, patrząc na kocura.
— Już nie mogłem... ale... ale długo wisiałem! — rzucił na swoją obronę.
— Długo, ale czy wystarczająco? — mruknął, gwałtownie podrywając się na równe łapy. Zaczął obchodzić arlekina, z każdym okrążeniem zbliżając się coraz bardziej. — A co, gdybyś wisiał tak na gałęzi, a pod tobą byłaby sfora wściekłych i głodnych psów? Spadłbyś prosto w ich paszczę... — zniżył głos i kłapnął zębiskami przy jego uchu. — O tak. Jeden gryz i po tobie.
Malec skulił się, cofając mocniej uszy ze strachu.
— Ja... Umarłabym wtedy... — miauknął z niepewnością. Krwawnik skrzywił się z powodu jego głupoty, ale uczeń po chwili zrozumiał, co mentor chciał mu przekazać. — Ale na pewno wyrobie się jeszcze! To był pierwszy trening, panie
— I co z tego? — prychnął. — Spójrz na to z innej strony. Teoretycznie, dopiero jak ukończysz 6 księżyców, będziemy mogli wychodzić na prawdziwe treningi. Nikt się tobą nie przejmuje, więc zabieram cię tutaj już teraz. A wiesz dlaczego? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. — Bo jesteś słabszy. Gorszy od reszty, przez co musimy nadrabiać — syknął. — Dokładasz mi więcej roboty, niż mają inni mentorzy. Tacy, którym nie trafiły się ofermy.
— Bo ja nie urodziłem się jako bóg, jak ty panie. Jestem nikim i moja siła wam się nie równa — miauknął smutno. — Ale i tak cieszę się ze wspólnych treningów. To najszczęśliwsze chwile mojego życia
— To doceniaj je, bo patrząc na twoje postępy, nigdy nie wiadomo, czy nie będą ostatnimi — stwierdził, przewracając oczami i wpatrują się w skupieniu w ziemię. — Za co los mnie kara, że dostałem akurat ciebie jako ucznia? — westchnął, nawet nie oczekując wyjaśnień. To zapewne głupi przypadek, bo liderce znając życie, zależy, żeby każdy wojownik wytrenował chociaż jednego terminatora, ot, dla zasady. W końcu żyli w pełnym kłamstw klanie, gdzie wszystko było podkoloryzowane i przesłodzone. Wszystko musiało być idealne i trzymać się schematów.
— Na pewno później będzie mi lepiej szło. Słyszałem w obozie o tym wiele rzeczy... Znaczy... Bo... Bo jak mentorzy wracają ze swoimi uczniami do obozu, to często ich chwalą lub nie i ja... ja słyszałem — miauknął spięty, jakby zrobił coś złego.
Krwawnik na moment uniósł zaciekawiony wzrok.
— To dobrze. Jeśli masz lepszy słuch, to go wykorzystaj. Podsłuchuj innych, jeśli i tak nikt nie zwraca na ciebie uwagi, to nawet nie zobaczyliby, że stoisz blisko. Jeśli dowiesz się czegoś ciekawego, to zwróć się od razu do mnie — nakazał.
— Ja... słyszałem coś ciekawego... — Spojrzał na mentora z błyskiem w oku — Jakiś Krzemień komuś coś o tobie wspominał...
— Krzemień? — powtórzył, a wcześniej ogarniające go znudzenie całkowicie z niego wyparowało. — Ten czarny z bliznami? — prychnął. — Z kim gadał? I o czym dokładnie? — Wstał i zbliżył się do kociaka, nie spuszczając z niego wzroku.
— On... z jakimś czekoladowo-białym kotem rozmawiał. Nie znam jego imienia, panie. Mówił, że nie zaobserwował nic jeszcze podejrzanego i że ten drugi ma zachować uwagę i dalej mieć na ciebie oko. A potem wyszli gdzieś z obozu.
Gdyby był dwunożnym, to by pobladł. W tym momencie stał sparaliżowany, patrząc się z bezsilnością na kociaka. Krzemień i Agrest, cóż za duet upierdliwców się trafił. Śledzą jego każdy ruch? Świetnie, musi zachować ostrożność. Albo i nawet odwalić jakieś upokarzające sceny na środku obozu, by zmyć z siebie podejrzenia. Nie szło po jego myśli. To oni wykazywali mordercze podejście, nie on. Przecież był tylko niewinnym kocurem bez ojca, który stracił niedawno matkę i siostrę. Nie rozryczy się, nie da rady aż tak się zniżyć. Chociaż kto wie, może to był jedyny dobry pomysł? — Czy to wszystko, co wiesz? — spytał, formując w głowie plan.
— Tak — odparł.
Wojownik pokiwał głową, podnosząc łapę i widząc, jak kocię kuli się w oczekiwaniu na uderzenie. Zamiast tego Krwawnik lekko pogłaskał go po czubku głowy, starając się trzymać pazury schowane, choć kusiło go wysunąć je i wbić mu głęboko w czaszkę.
— Rozumiem. Dobra robota dzieciaku, trzymaj się blisko Krzemienia i słuchaj, co mówi. Na tego czekoladowego też zwracaj uwagę, Agrest się nazywa. Im więcej będziesz wiedział, tym bardziej zasłużysz sobie na miejsce jako mój sługa — zaoferował.
Uczeń uśmiechnął się do niego.
— Tak, panie. Podsłuchiwanie jest łatwe, bo jestem mały, to mnie nie widzą. Mogę się ukryć w jakimś krzaku nawet — dodał rozpromieniony.
— Zastanawia mnie tylko jedno — zaczął niebieskooki, spoglądając na niego w skupieniu. — Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? Widać, że nie myślisz. Jeśli ktoś mówi o mnie, powinieneś informować mnie o tym natychmiast, nie po takim czasie — upomniał ostrzej.
<Nikt?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz