Wracali z mentorem z udanego polowania.
Przechodząc coraz bliżej obozu, kocur odezwał się.
– Weź je do Kwitnącej Stokrotki. Jestem pewien, że to doceni. W końcu musi wykarmić tyle kociąt. – odmruknęła mu potwierdzenie, że usłyszała polecenie.
Gdy weszli na teren zastępczego obozu, kocur od razu skierował się do żłobka, a ona potruchtała za nim.
– Dzień dobry, jak się czujesz? – zapytał formalnie na powitanie, a czarno-biała kotka uśmiechnęła się i znacząco spojrzała na brykające w dalszym kocięta.
Kminkowa Łapa położyła przed karmicielką piszczki i po raz pierwszy dokładniej przyglądnęła się kociakom, które widziała wcześniej tylko z granicy żłobka, niepewnie czując się w środku. Nawet nie znając ich wcześniej, bez trudu odróżniłaby, które należą do Trzcinowej Sadzawki; trawiaste barwy ich tęczówek od razu wyznaczały ich ojca. Podobne miała też Bylica…- szybko potrząsnęła głową.
– Mają twoje oczy. – powiedziała do burego kocura, podnosząc głowę, by spojrzeć na jego pysk.
– Wiem. Są piękne, prawda? – szeroko się uśmiechnął, obserwując je. Młode nie zawracały sobie głowy obecnością rodzica i dalej kontynuowały cokolwiek robiły.
Na szczęście Kruczej Gwiazdy nie było w środku i prawie zapomniała o jej istnieniu, gdyby nie jedna liliowa i trzy czarne kluchy, z czego jedna patrzyła badawczo w ich stronę. Ich spojrzenia się spotkały i Kminkowa Łapa, nie wiedząc co innego zrobić, uśmiechnęła się przyjaźnie do żółtookiego kociaka.
< Jaskier?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz