— To nic. Żyję...
Co oni mu zrobili... Patrzenie na jego rany sprawiały, że miała ochotę się rozpłakać. Żadne łzy jednak nie wyleciały z jej oczu, a jedynie zmęczony, matowy blask, gdy napotkała się z nim spojrzeniem.
— Klanie Gwiazdy... — zdążyła tylko wyszeptać, zanim bez słowa podeszła do niego i przytuliła go, czując, że oboje takiej bliskości potrzebowali.
Odważny. Odważny kocur.
* * *
Jakiś czas wcześniej zaprosiła do siebie Czarnowroni Lot i Zwęgloną... Pszczółkę do siebie do legowiska, na tą samą porę. Chciała z nimi porozmawiać. Nie spodziewała się, że czarny, a raczej czarna, znajdzie sobie partnera. I to rudego. Niemal od razu była podejrzliwie nastawiona, dlatego też chciała go poznać. Wciąż dziwiło ją, że brązowooka chciała zmienić płeć. Akceptowała to, jednak... samo imię cholernie ją drażniło. Zmieniłaby jej je, gdyby nie fakt, że być może kotka je lubiła. Mimo to, sam fakt, że zostało nadane przez Piaskową Gwiazdę już jej coś sugerował.
— Miło w-widzieć cię na tym stanowisku — Czarny powitał ją z uśmiechem.
Kotka także się uśmiechnęła, spoglądając w oczy mentorowi i jednocześnie uczniowi.
— Dziękuję. Ciebie też dobrze widzieć wreszcie w lepszym nastroju — miauknęła, zanim skierowała czarny łeb w kierunku Czarnowrona, a jej spojrzenie stało się bardziej srogie. Tym bardziej, że kocur był rudy. — To ty jesteś tym nowym partnerem mojego ucznia? — spytała, powstrzymując się od wypowiedzenia słowa ,,mentora". To by było dziwne dla kogoś tak niewtajemniczonego.
— Tak. Czarnowroni Lot, miło mi cię wreszcie poznać. Moje kochanie dużo mi o tobie opowiadała, ale nie mogłaś znaleźć dla nas chwili. Ale nareszcie się widzimy — miauknął Czarnowron z uśmiechem.
Był zaskakująco miły.
Jak na rudego.
To ją cholernie irytowało, ale nie dała tego po sobie poznać.
— Tak... to o nim ci mówiłam — zwróciła się do niej Zwęglona Pszczółka.
"Mówiłam"...
No tak. Zwęglony Kamień stał się Zwęgloną Pszczółką. To było tak niepodobne do niego. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić, ale zamierzała akceptować go.. a bardziej JĄ taką, jaką jest.
Czarnowroni Lot był niepokojąco miły, czyli nie to, czego mogłaby się spodziewać po ładnym, czystym rudzielcu. Podejrzliwe spojrzenie nie zeszło z jej pyska.
— Tak. Zwęglona Pszczółka dużo o tobie mówiła. Miło poznać — odpowiedziała w końcu. — Jak się wam żyje? Mam nadzieję, że się o nią troszczysz, Czarnowroni Locie.
Nie mogłaby pozwolić NIKOMU na skrzywdzenie Zwęglonego Futra.
— Jak mógłbym się nie troszczyć o moje skarbie? — miauknął rzucając czarnemu wzrok pełen miłości i ocierając się o Węgielka głową. — Jak ją poznałem była strasznie wychudzona, a teraz spójrz. Nasza miłość do tego się przyczyniła.
— T-tak... Już nie jestem... taki chudy. Czarnowron dba o mnie i się naprawdę stara... on... chronił mnie przed... Szczypiorkową Łodygą i innymi, którzy robili mi źle za... za czasów Zajęczej Gwiazdy...
— Banda głupców — rudy machnął ogonem. — Tak znęcać się nad takim cudem. Nie pozwoliłbym nikomu cię skrzywdzić — miauknął do kocura.
Nie chciało jej się wierzyć, że ten typ naprawdę był... Dobry.
— I obym nie musiała się zawodzić — miauknęła twardo, chociaż była zmuszona się uśmiechnąć. — Węgielek jest... Delikatna i potrzebuje dużo opieki. Nie tylko pieszczot. — powiedziała. — A jak z twoją wiarą, Czarnowronie? Nie pochodzisz z klanu. — zauważyła. Jak już ich zwołała na dywanik, to chciała wiedzieć o tym rudzielcu jak najwięcej.
— Zauważyłem, że jest delikatna. Nie przeszkadza mi to jednak. Będę kochał cię zawsze - przyznał rudzielec w kierunku Zwęglonej Pszczółki, po czym zwrócił się do niej. — Prawda, nie pochodzę. Nie znam dobrze waszej wiary, ale co nieco słyszałem od wojowników z klanu. Nie przeszkadza mi to, jeżeli o to pytasz. Jestem tolerancyjny w tych sprawach. A moja wiara? Cóż... uznajmy, że jestem ateistą. Mogę jednak się nawrócić, jeżeli zechcę tego moja Pszczółka.
Rozważała jego słowa, po czym skinęła lekko głową. Nie podobało jej się to przezwisko. Pszczółka... Spośród wszystkiego, Piasek musiała przechrzcić Węgielka na Pszczółkę? Zwęgloną Pszczółkę? Chciała jeszcze bardziej ją tym dobić? Pokazać, że wie, co zrobiła? Skrzywdzić tak jej ukochanego mentora?
— Chcesz tego? — miauknęła w kierunku Węgielka.
Czarny spojrzał na mentorkę zdumiony.
— Ja... Nie wiem. Nie myślałam nad tym... Nie chcę go do niczego przymuszać... Jak nie chcę to nie widzę w tym problemu — miauknął.
Skinęła głową.
— Jak sobie życzysz — odparła i znowu spojrzała na rudego. — Jaki dla niej jesteś? Byłbyś w stanie poświęcić dla niej życie i wesprzeć, gdy tego potrzebuje? Porozmawiać nawet na te trudne tematy? — zaczęła go zasypywać pytaniami.
— Jestem do jej usług. Rozmawiamy dużo, więc wiem co się działo w czasie, gdy mnie przy niej nie było. Staram się ją wspierać najbardziej jak potrafię i tak, moje życie jest w jej łapkach — mruknął Czarnowron, patrząc na czarnego. — Och, raz poruszyłem trudny temat, ale już ją przeprosiłem za to.
— Tak... nie lubię trudnych tematów... — węgiel spuścił łeb.
— W porządku, Węgielku. Pamiętaj, że jeśli coś, zawsze możesz do mnie przyjść — miauknęła, a jej głos i spojrzenie znacznie złagodniały. Spoważniały jednak, gdy znów spojrzała na Czarnowrona. — Nie oczekuj od niej zbyt wiele. Dużo przeżyła. Dużo poniżania i odepchnięcia, nawet ze strony rodziny. Masz moje słowo, że będę wam dobrze wróżyła związku, jeśli obiecasz się nią opiekować. Któregoś dnia mnie tu zabraknie, bez względu na to, czy szybciej, czy później, i muszę wiedzieć, że ktoś zaopiekuje się nią, gdy ja nie będę mogła być u jej boku.
— Masz moje słowo Kamienna Gwiazdo. Nie zostawię jej, nigdy. Chyba, że śmierć nas rodzieli. — obiecał jej Czarnowron. — Pod moją opieką rozkwitnie niczym piękny kwiat. Jestem cierpliwy, a po tylu księżycach, bardzo dobrze się poznaliśmy, prawda skarbie?
— Tak... Minęło bardzo dużo czasu, Kamienna Gwiazdo. Nie jesteśmy razem od wczoraj — uświadomiła jej to Węgiel. — Jest... dobrze. K-kochamy się. Jestem szczęśliwa.
Miała ochotę prychnąć lekko pod nosem na te poetyckie porównania. Czarnowron zdawał się partnerem jak z marzeń, a każdy kto zna ją dłużej wiedział, jakie miała podejście do ideałów - nie istniały. Zawsze był jakiś haczyk. Życie nie było tak piękne. Związki nigdy nie będą idealne, ale nie chciała też z góry zakładać, że ten będzie zły. Czarnowron o dziwo zdawał się mieć to coś, co przekonywało ją, że będzie odpowiedni dla jej mentora, ucznia czy też przybranego syna, bo tak go wręcz czasami traktowała.
— Chcę zamienić jeszcze słówko ze Zwęgloną Pszczółką, Czarnowroni Locie. W cztery oczy — zaznaczyła Kamień.
Chciała zapewnić czarną, że może odezwać się do niej po wpierdol w każdym dowolnym momencie.
— No dobrze. Czekam na zewnątrz kochanie — Czarnowron polizał córkę Wilczej Zamieci po pyszczku i wyszedł.
Węgiel spięła się, gdy kocur odszedł, zaniepokojona patrząc na nią.
— O co... o co chodzi? — spytała.
Córka Króliczego Susu skierowała na nią wzrok.
— Słuchaj, Węgielku. Dużo się działo między nami. Wiesz, zmiana płci, imienia. — westchnęła, spoglądając jej w oczy. — Jesteś pewna? Nigdy mi nie mówiłaś, że czujesz się kotką. Ale oczywiście nie mam nic przeciwko.
— T-tak jestem pewna. Już... przywykłam. I tak nie pachnę j-już jak kocur. Wolałam... nie być dziwadłem, więc zrobiłam to by... by lepiej czuć się we własnym ciele.
— Rozumiem, skarbie. Ale pamiętaj, że to co ci zrobiła Szczypiorkowa Łodyga nie znaczy, że jesteś gorsza. I nie przymusza cię to zmiany płci. Jednak jeśli tak ci lepiej, to zrozumiem to. — miauknęła i zbliżyła się do niej, liżąc lekko po łebku, tak jak matka wylizująca własne kocię. — Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek będzie cię krzywdził, przyjdź do mnie. Nikt nie ma prawa cię krzywdzić, a jeśli to robi, to może pożegnać się z klanem, albo przynajmniej z godnością. Póki jestem liderką, nie zamierzam na to pozwalać. Teraz już jest okej. Bez Piaskowej Gwiazdy. Więc jeśli ktokolwiek ci dokucza, zwłaszcza rasiści, to niech liczą się z moim gniewem.
— Nikt... mi nie dokucza już... — odparła Zwęglona Pszczółka, wbijając wzrok w łapy. — Ale zapamiętam. Cieszę się, że... że teraz ty rządzisz klanem.
— Też się cieszę. A Piaskowa Gwiazda może żreć gruz — prychnęła. — I nie musisz bać się ze mną rozmawiać szczerze, kochana. Nie odrzucę cię. Nigdy. Jak zobaczę na własne oczy, że ktoś podnosi na ciebie łapę, to już do końca życia będzie bał się na ciebie spojrzeć — warknęła, a jej wzrok złagodniał. — Możesz wracać, Czarnowron pewnie na ciebie czeka.
Nie blefowała. Była gotowa zrobić WSZYSTKO, by uchronić tych, których kocha. I niech tylko by zobaczyła, że jakiś kretyn znęca się nad Węgiel. Wiedziała, że nie mogła uchronić wszystkich, ale chciała zrobić co w jej mocy, by byli bezpieczni.
<Węgiel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz