— W-wiesz… T-ty jesteś dzielny, a j-ja nie… J-jak ja m-mam ciebie o-ochronić? — zasmarkał cicho Kuklik. — J-ja naprawdę n-nie chcę, b-byś umarł, w-wiesz.
W tej deklaracji jednak było coś, co chwyciło Agresta za serce.
— Ja też nie chcę, żebyś umarł, ale teraz już nie ma się o co martwić, poradzimy sobie — zapewnił i wskazał ogonem na wyjście z legowiska — Chodź, pójdziemy na polowanie, to poczujesz się lepiej.
— J-ja nie w-wiem… — wymamrotał cicho szylkret. — B-bo ja jestem b-beznadziejny, i-i tak niczego n-nie złapię…
— Jak beznadziejny? — Zmarszczył brwi. — Nie możesz tak mówić, kiedy jesteś najfajniejszym kotem, jakiego poznałem. Jesteś miły, dobry i zawsze jak mi jest smutno, to z tobą już trochę mniej.
Jego przyjaciel uśmiechnął się nieśmiało.
— N-naprawdę?
Kąciki ust Agresta również uniosły się ku górze.
— Naprawdę.
W tej deklaracji jednak było coś, co chwyciło Agresta za serce.
— Ja też nie chcę, żebyś umarł, ale teraz już nie ma się o co martwić, poradzimy sobie — zapewnił i wskazał ogonem na wyjście z legowiska — Chodź, pójdziemy na polowanie, to poczujesz się lepiej.
— J-ja nie w-wiem… — wymamrotał cicho szylkret. — B-bo ja jestem b-beznadziejny, i-i tak niczego n-nie złapię…
— Jak beznadziejny? — Zmarszczył brwi. — Nie możesz tak mówić, kiedy jesteś najfajniejszym kotem, jakiego poznałem. Jesteś miły, dobry i zawsze jak mi jest smutno, to z tobą już trochę mniej.
Jego przyjaciel uśmiechnął się nieśmiało.
— N-naprawdę?
Kąciki ust Agresta również uniosły się ku górze.
— Naprawdę.
*latem*
Słońce ogrzewało grzbiet czekoladowego, kiedy przemierzał łąkę u boku swojego najlepszego przyjaciela. Wybrali się razem na polowanie, a bicolor chciał jeszcze z nim porozmawiać o ostatnich wydarzeniach.
— Co myślisz o Plusk? — zapytał, gdyż jemu samemu było ciężko wyrobić sobie opinię na jej temat.
— N-nie wiem… O-ona by b-była zdolna d-do takich… złych cz-czynów? P-przecież…
— Też mnie to zaskoczyło, dlatego poszedłem się jej o to zapytać — westchnął. — Powiedziała, że Błysk pozwalała na masowe śmierci innych i tym sposobem chciała to zakończyć.
— C-co? A-ale nie m-musiała mordować… P-prawda? O-ona jest t-taka miła, t-to dlaczego z-zabiła ją?
— No właśnie! Nie wiem, może coś się jej pomieszało i myślała, że tak będzie lepiej? Nadal tego nie rozumiem.
— T-to jest b-bardzo dziwny temat… Błysk n-nawet jeżeli… nie podejmowała d-dobrych decyzji, n-nie zasługiwała na t-to… J-jak się jest z-zagubionym t-to można się o-odmienić…
— No nie zasługiwała właśnie. — Strzepnął ogonem. — Zagubionym? Kogo masz na myśli?
— M-może Błysk była… z-zagubiona?
— Aa, o Błysk ci chodzi. Tak, niektórzy to w ogóle mówili, że może mieć jakąś chorobę starczą.
— Że w sensie o-odwala jej na starość? T-to chyba do niej by pasowało, prawda?
— Niby tak, chociaż jak dla mnie od zawsze była jakaś dziwna.
— M-może tak, sam już nie wiem… A-ale teraz ma być niby b-bez niej bezpieczniej?
— Mam nadzieję, na razie nikt nie umarł. Może też to publiczne wyrwanie wąsów pomogło?
— A-ale musiało bardzo boleć… J-ja sam bym nie chciał t-takiego czegoś… I w ogóle… W-wiesz, o co mi chodzi…
— Wiem… ale może to chociaż przestraszyło tego mordercę.
— Byleby nie chciał nikogo zabić… Na przykład ciebie.
Agrest zaśmiał się cicho i szturchnął Kuklika w ramię.
— Albo ciebie.
Następnie skupili się na tropieniu zwierzyny.
Niestety marnie poszło im to polowanie. Szylkret złapał pliszkę, a on zaledwie jedną ryjówkę. Przez te głupie upały czuł się okropnie rozlazły i miał problem ze skupieniem się na czymkolwiek. Jeszcze ta duchota. Miał ochotę wyskoczyć z własnego futra.
— Jest tak gorącooo — jęknął przeciągle.
Jego towarzysz smętnie pokiwał głową, a on zaczął się rozglądać, poszukując cudownego ratunku. Oczy mu zabłysły, kiedy dostrzegł rzekę nieopodal nich. To niepowtarzalna okazja! Nabrał rozpędu i wskoczył do zbiornika. Lodowata woda przyniosła mu wyczekiwaną ulgę, jednak nie utrzymała się ona na długo. Przecież on nigdy nie pływał!
— A-agrest? — Usłyszał jeszcze zdezorientowany pisk, zanim w panice zaczął wierzgać łapami. — Agrest!
Miał szczęście, że ten fragment strumienia był w miarę płytki, a prąd nie był tutaj silny. Mocno chwycił łapami brzeg i wygramolił się z potoku, dysząc przy tym ciężko.
— Ni-nic ci nie jest?! — Kuklik natychmiast podbiegł do niego.
Bicolor pokręcił głową i odszedł na krok, żeby otrzepać się z wody. To był jeden z najgłupszych pomysłów, na jakie wpadł, ale... nie potrafił mieć sobie tego za złe. Właściwie ta sytuacja była tak idiotyczna, że aż zabawna. Cały mokry oraz drżący, położył się na ziemi i wybuchnął śmiechem.
Kuklik natomiast wcale nie podzielal jego wesołego nastroju.
— J-jesteś p-pewien? — Przęłknął ślinę, spoglądając na kolegę wielkimi oczami. To było naprawdę urocze z jego strony, iż tak się zmartwił, co z jakiegoś powodu sprawiło, że czekoladowy zaczął śmiać się jeszcze bardziej. — P-przecież... t-ta woda... jeśli ją połknąłeś t-to chyba m-może ci r-rozerwać żołądek.
— Niee, nie zachłysnąłem się. Wszystko okej.
— A-ale co jeśli to ci w-wleciało jakoś przez nos? I to ci kiedyś s-spłynie i się u-udusisz?
— Nosem też nic nie wciągnąłem, nic mi nie będzie — próbował uspokoić przyjaciela, jednak ten wciąż nie wyglądał na przekonanego.
Kurcze, naprawdę się zmartwił z jego powodu. Zupełnie niepotrzebnie. Agrest musiał go jakoś pocieszyć. Tylko jak? Chyba najlepszym pomysłem było odwrócenie uwagi wojownika od tego, co się przed chwilą stało.
Ponownie podszedł bliżej rzeki. Na początku zamierzał ochlapać Kuklika, jednak ten znajdował się za daleko. Wziął zatem trochę wody do buzi, po czym zaraz do niego wrócił. Stanął naprzeciw kocura i otwierając pysk, wystrzelił jej strużkę na szylkretowe futro.
<Kuklik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz