Jajko toczyło się po sosnowej gałęzi. Zbliżało się do kresu. Nie miała jak pomóc. Przyglądała się jedynie tej nierównej walce. Zahaczyło o korę i stoczyło z kursu. Spadło. Uderzyło o ziemię. Głucho. Podbiegła.
Mrok rozlał się na mchu. Smród konającego wiele księżyców zwierza wypełzł ze skorupy. Cofnęła się obrzydzona. Zapach nie tracił na intensywności. Tonęła w nim. Dusiła.
— Pasikonikowa Łapo...? — ocucił ją głos mentorki.
Zdezorientowane pomarańczowe ślepia mierzyły ją niepewnym spojrzeniem. Kremowe futro tańczyło targane przez wiatr. Szylkretka cofnęła się od jajka. Mentorka podeszła bliżej jej. Zdawała się nieporuszona zapachem. Jej wciąż wyprostowana sylwetka, jak i lekko uśmiechnięty pysk przynajmniej nic takiego nie zdradzały.
— T-tak...?
— Czemu tu tak sterczysz? — zapytała. — Chodź, mamy jeszcze dużo do zrobienia. Szkoda tracić czas. Musisz się podszkolić, by umieć z nią funkcjonować. — dodała, zerkając na łapę kotki.
Szylkretka zasłoniła zawstydzona kończynę, okrywając ją puszystym ogonem. Nienawidziła jej. Była paskudna. Upośledzona. Rzucała się w ślepia. Nie mogła jej ukryć. Nie mogła jej zakryć. Wciąż utykała chodząc. Przyciągała spojrzenia. Niczym matka wariatka.
— Nie czujesz tego? — miauknęła, wbijając w mentorkę niezrozumiałe spojrzenie.
Kpiła z niej?
Kremowa uśmiechnęła się niepewnie, by następnie odwrócić się od uczennicy.
— Jedyne co czuję, to to, że przed nami jeszcze niekrótki trening. — zażartowała Blady Zmierzch.
Pasikonikowej Łapie jednak nie było do śmiechu.
* * *
Głowa niemiłosiernie ją bolała. Niczym na złość ból pulsował z każdym krokiem. Szum jeziora targanego przez wiatr nie pomagała. Podobnie jak tonące w błocie łapy. Stanęła na uderzenie serca zdyszana. Piasek z nad brzegu był stabilniejszy. Spojrzała na idące na przodzie koty. Niewzruszone pozostającą w tyle Pasikonik. Była odmieńcem wśród swoich.
Powolnym Burzakiem.
Patrzyła na oddalające się koty. Rozglądającego się wciąż za kimś Wrzosową Rzekę. Wędrującego gdzieś myślami Pochmurny Taniec, którego łapy zdradzały napięcie. Czarnowroni Lot klejący się z jej "siostrą" do siebie niczym bobki królika.
Zanurzyła łapy w suchym piasku, próbując uciec przed własnymi przemyśleniami. Pogoda choć nieprzyjemna nie należała do najgorszych. Toczące się powoli chmury grube niczym zwierzyna Dwunożnych zapowiadały kolejne opady. Tupot łap rozproszył ją z przemyśleń. Odwróciła nerwowo łeb za siebie. Czekoladowe futro mignęło jej przed ślepiami. Niczym zjawa pojawiło się na uderzenie serca, by następnie zniknąć. Pasikonikowa Łapa zerwała się. Kątem oka widziała tajemniczą sylwetkę. Lecz gdy tylko zwróciła się w jej stronę, ów ta znikała w gąszczu traw. Zaniepokojona powędrowała wzrokiem w stronę Burzaków. Lecz tych już nie było. Zniknęli w szeleszczących źdźbłach życicy.
— Halo? — niepewnie jej głos przeszył polanę.
Odpowiedział jej jedynie znów szmer łap. Czuła jak serce podchodzi jej do gardła. Granica z Klanem Wilka była blisko. Ich ostry i nieprzyjemny zapach docierał do jej nozdrzy.
Brąz poprzecinany ciemniejszymi pasami znów zagościł w kącie oka kotki. Odwróciła się, by ujrzeć znów te przenikliwe żółte ślepia.
Powolnym Burzakiem.
Patrzyła na oddalające się koty. Rozglądającego się wciąż za kimś Wrzosową Rzekę. Wędrującego gdzieś myślami Pochmurny Taniec, którego łapy zdradzały napięcie. Czarnowroni Lot klejący się z jej "siostrą" do siebie niczym bobki królika.
Zanurzyła łapy w suchym piasku, próbując uciec przed własnymi przemyśleniami. Pogoda choć nieprzyjemna nie należała do najgorszych. Toczące się powoli chmury grube niczym zwierzyna Dwunożnych zapowiadały kolejne opady. Tupot łap rozproszył ją z przemyśleń. Odwróciła nerwowo łeb za siebie. Czekoladowe futro mignęło jej przed ślepiami. Niczym zjawa pojawiło się na uderzenie serca, by następnie zniknąć. Pasikonikowa Łapa zerwała się. Kątem oka widziała tajemniczą sylwetkę. Lecz gdy tylko zwróciła się w jej stronę, ów ta znikała w gąszczu traw. Zaniepokojona powędrowała wzrokiem w stronę Burzaków. Lecz tych już nie było. Zniknęli w szeleszczących źdźbłach życicy.
— Halo? — niepewnie jej głos przeszył polanę.
Odpowiedział jej jedynie znów szmer łap. Czuła jak serce podchodzi jej do gardła. Granica z Klanem Wilka była blisko. Ich ostry i nieprzyjemny zapach docierał do jej nozdrzy.
Brąz poprzecinany ciemniejszymi pasami znów zagościł w kącie oka kotki. Odwróciła się, by ujrzeć znów te przenikliwe żółte ślepia.
Pisnęła przerażona i rzuciła się biegiem przed siebie. Kończyny tonęły w miękkiej ziemi zupełnie jakby próbowały ją zatrzymać. Upośledzona łapa zawadzała przy każdym kroku, upominając wytrwale o swoim istnieniu. Zdyszana odwracała się co rusz za siebie. Nie potrafiła go zgubić. Podłoże się zmieniło. Przemoknięty mech wprowadzał w poczucie dyskomfortu. Gałęzie trzaskały pod jej łapami. Zatrzymała się. Nigdy wcześniej nie była w tym lesie. Nie czuła zapachu swoich. Wzrok kotki powędrował szybko w stronę polany.
Nie było go.
Zwróciła ślepia ku lasu. Gęsty i pełen drzew. Niebo ledwo widoczne wśród koron drzew. Czuła się w nim dziwnie. Przytłoczona. Osaczona. Przygnieciona.
Gdzie nie spojrzała rosło drzewo. Drzewo za drzewem. Niekończący się cykl. Każde inne. Różniły się wszystkim. Liśćmi. Korą. Kształtem. Kierunkiem gałęzi.
Obce i nieznane.
Liliowe futro pojawiło się wśród nich. Pasikonik zjeżyła się. Ona znów. Czuła, jak łapy drżą jej na myśl o tym spotkaniu.
Lecz lilię nie zdobiły cętki. Wywinięte nienaturalnie uszy. Brązowe niczym jej ślepia. Pasikonik przyglądała się nieznanej istocie, nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa.
Nie było go.
Zwróciła ślepia ku lasu. Gęsty i pełen drzew. Niebo ledwo widoczne wśród koron drzew. Czuła się w nim dziwnie. Przytłoczona. Osaczona. Przygnieciona.
Gdzie nie spojrzała rosło drzewo. Drzewo za drzewem. Niekończący się cykl. Każde inne. Różniły się wszystkim. Liśćmi. Korą. Kształtem. Kierunkiem gałęzi.
Obce i nieznane.
Liliowe futro pojawiło się wśród nich. Pasikonik zjeżyła się. Ona znów. Czuła, jak łapy drżą jej na myśl o tym spotkaniu.
Lecz lilię nie zdobiły cętki. Wywinięte nienaturalnie uszy. Brązowe niczym jej ślepia. Pasikonik przyglądała się nieznanej istocie, nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa.
<Kminek?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz