Wpatrywał się w bez żadnego wyrazu pyska w grób swojej córeczki. Fasolka... Ona... ona odeszła. Nie widział jej ostatnich chwil życia. Słyszał tylko grzmot, który rozdarł mu serce. Był jednak w stanie zobrazować sobie całą sytuację.
Pamiętał rozmowę ze Strzyżyk.
Pamiętał, jak powiedział, że po porodzie zostanie wygnana.
Pamiętał wszystko. jakby to było zeszłego dnia.
Był pierdolonym hipokrytą. Nie potrafił wyobrazić sobie jak wypędza swoją córeczkę z klanu. Nie mógł pozbawić kociąt matki. Dlaczego więc był w stanie wypędzić kotkę, która przecież chciała dobrze? Kocięta uszczęśliwiły Tygrysią Pręgę i Zawilcowe Pnącze. Były też kolejnym cennym darem dla klanu.
Dlaczego więc podjął taką, a nie inną decyzję?
Nie potrafił nawet popatrzeć we własne odbicie w kałuży, bez chociaż minimalnego poczucia obrzydzenia względem samego siebie. Chciało mu się rzygać na samą myśl, jakie sprzeczne decyzje podejmował.
Jakim hipokrytą był.
Nie zasługiwał na klan gwiazdy, nie zasługiwał na ponowne spotkanie rodziny. To on powinien zgnić w piekle, nie jego mała Fasolka...
Drgnął, gdy usłyszał, jak ktoś obok niego siada. Huragan.
Nie wiedział kogo nienawidził bardziej.
Siebie samego, czy drania, który zniszczył życie jego córeczce sprawiając, że niemalże cały klan wilka jej nienawidził. Że nigdy więcej jej już nie zobaczy.
Furia gotowała się w ciele starego kocura, znajdując lekkie ujście w wysuwaniu pazurów. Igła miał ochotę krzyczeć, wrzeszczeć, rzucić się na niego z pazurami! Nienawidził tego, że w jego wnukach płynie krew tego... tego czegoś! Nie potrafił spojrzeć na srebrnego, bez wyobrażania sobie cierpienia kocura.
- Ja... chciałem przeprosić. Za to wszystko... ż-że Fasolki z nami j-już nie ma.
Igła niemalże rzucił się mu do pyska.
Przepraszał! Też coś! Na przeprosiny było już zbyt późno!
Fasolki nie było na świecie i to była tylko jego wina.
Point próbował powstrzymać drżenie głosu, jednakże na darmo. Chciał brzmieć jak niewzruszony wojownik. Zamiast tego przypominał bardziej kociaka, który próbuje nie płakać.
- Powinienem kazać moim wojownikom przegonić cię, jak tylko wyczułem twój parszywy smród.
Huragan zwiesił głowę, biorąc głębszy wdech. Wiedział, że nic nie ugra u tego starca, że nigdy go nie zaakceptuje. Gorycz Igły względem niego wylewała się niczym rzeka podczas roztopów, zżerając kocura od środka. Powoli, pomalutku.
Machnąwszy ogonem, były lider opuścił miejsce grobu swojej córki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz