- Hej Cieniu, mogę zjeść z tobą? - powiedział Mokry, siadając przy Cienistej i kładąc zająca niedaleko kotki.
- J-jasne - ta ledwo słyszalnym głosem wydukała i spojrzała po zdobyczy.
- Nie jestem głodna... - smutnymi oczami dała znać Mokremu, że zaraz będzie się zbierać, w końcu nie chce smucić przyjaciela. Ten zaniepokojony podsunął zająca jeszcze bliżej ciemnej i owinął ogon wokół łap. Kotka nie bardzo wiedziała, jak to odebrać, więc najprościej w świecie odsunęła się jeszcze nieco, a widząc wzrok przyjaciela na sobie, spanikowała. Zerwała się nagle na cztery łapy i biegiem ruszyła w kierunku wyjścia z obozu. Nie chciała zawieść Mokrego, ale co miała zrobić? Przecież by mu nie odmówiła wspólnego posiłku, a ona nie chciała jeść, nie odczuwała takiej potrzeby. Zatrzymała się przed wyjściem z obozu i przez ramię spojrzała na kocurka. Był zdezorientowany i zaniepokojony jednocześnie. Poczekała, aż ich spojrzenia się spotkają. Jej oczy ukazywały pełnię smutku, żalu i strachu, a w spojrzeniu kocurka można było odczytać zaniepokojenie niezrozumienie i troskę. Ten kontrast dobijał czarną. Wybiegła.
Biegła przed siebie na tyle, na ile jej osłabiony organizm się nie poddał i póki ta nie upadła z wycieńczenia. Śnieg wokół niej był nienaruszony, jakby nigdy żaden kot tędy nie przechodził. Za to do jej miejsca "odpoczynku" prowadził cały łańcuch łapek odbitych na nieskazitelnie białej tafli śniegu. Spojrzała nań i w jednej chwili owe łapki zaczęły tańczyć do rytmu, który wygrywał mroźny, zimowy wiatr. Odgłos przybierał na sile z każdą sekundą i z każdą sekundą stawał się coraz bardziej nie do wytrzymania. Łapki coraz szybciej obracały się na śniegu, trzymając siebie wzajemnie, żeby któraś przypadkiem nie zgubiła przyjaciółki i żeby już na zawsze były razem. Po chwili wrzask wiatru stał się tak przytłaczający, że promienie słońca między gałęziami paliły jej futro tym żółto-ślniącym blaskiem. Łapki teraz zataczały kółko, wydobywając ze swoich małych wnętrzy cieniutkie głosiki, które z każdą sekundą zdawały się przypominać wołanie Mokrego. Czy to sen, czy jawa? Czy Cienista żyje, czy umarła? Po chwili te wszystkie pytania zostały rozmyte przez jej przyjaciela, który w tym momencie podbiegł do kotki i zaczął coś do niej mówić, jednak ta nic nie słyszała przez ogrom bodźców, które w obecnej chwili były w krytycznym stanie nasilenia. Wrzask wiatru był tak nie do wytrzymania, że Cień zatkała sobie łapkami uszy, by choć trochę stłumić głośne dźwięki, zamknęła oczy, by nie widzieć promieni śmiertelnie wielkiej gwiazdy, palącej jej futro. Wytrwała tak może z kilka uderzeń serca, bo po chwili łapki jakby się zezłościły, że nie patrzy na ich tańce i zaatakowały ją. Tak dobrze czytacie, te niepozornie wyglądające ślady na białym puchu właśnie rozrywały skórę na czarnym grzbiecie kotki. Ból był nie do wytrzymania i kotka chcąc, niechcąc zemdlała. Świat stał się czarny, wszystkie światła zgasły. Cisza.
Otworzyła oczy niczym po chwili, gdy szarpanie skóry ustało. Rozchyliła bardziej powieki i ujrzała przyjaciela walczącego z borsukiem. Walka wyglądała nieciekawie, ale kotka była niczym otumaniona i nie mogła stwierdzić dla kogo. Postacie zlewały się i powstała jedna, a potem już tylko ciemność...
- Nie jestem głodna... - smutnymi oczami dała znać Mokremu, że zaraz będzie się zbierać, w końcu nie chce smucić przyjaciela. Ten zaniepokojony podsunął zająca jeszcze bliżej ciemnej i owinął ogon wokół łap. Kotka nie bardzo wiedziała, jak to odebrać, więc najprościej w świecie odsunęła się jeszcze nieco, a widząc wzrok przyjaciela na sobie, spanikowała. Zerwała się nagle na cztery łapy i biegiem ruszyła w kierunku wyjścia z obozu. Nie chciała zawieść Mokrego, ale co miała zrobić? Przecież by mu nie odmówiła wspólnego posiłku, a ona nie chciała jeść, nie odczuwała takiej potrzeby. Zatrzymała się przed wyjściem z obozu i przez ramię spojrzała na kocurka. Był zdezorientowany i zaniepokojony jednocześnie. Poczekała, aż ich spojrzenia się spotkają. Jej oczy ukazywały pełnię smutku, żalu i strachu, a w spojrzeniu kocurka można było odczytać zaniepokojenie niezrozumienie i troskę. Ten kontrast dobijał czarną. Wybiegła.
Biegła przed siebie na tyle, na ile jej osłabiony organizm się nie poddał i póki ta nie upadła z wycieńczenia. Śnieg wokół niej był nienaruszony, jakby nigdy żaden kot tędy nie przechodził. Za to do jej miejsca "odpoczynku" prowadził cały łańcuch łapek odbitych na nieskazitelnie białej tafli śniegu. Spojrzała nań i w jednej chwili owe łapki zaczęły tańczyć do rytmu, który wygrywał mroźny, zimowy wiatr. Odgłos przybierał na sile z każdą sekundą i z każdą sekundą stawał się coraz bardziej nie do wytrzymania. Łapki coraz szybciej obracały się na śniegu, trzymając siebie wzajemnie, żeby któraś przypadkiem nie zgubiła przyjaciółki i żeby już na zawsze były razem. Po chwili wrzask wiatru stał się tak przytłaczający, że promienie słońca między gałęziami paliły jej futro tym żółto-ślniącym blaskiem. Łapki teraz zataczały kółko, wydobywając ze swoich małych wnętrzy cieniutkie głosiki, które z każdą sekundą zdawały się przypominać wołanie Mokrego. Czy to sen, czy jawa? Czy Cienista żyje, czy umarła? Po chwili te wszystkie pytania zostały rozmyte przez jej przyjaciela, który w tym momencie podbiegł do kotki i zaczął coś do niej mówić, jednak ta nic nie słyszała przez ogrom bodźców, które w obecnej chwili były w krytycznym stanie nasilenia. Wrzask wiatru był tak nie do wytrzymania, że Cień zatkała sobie łapkami uszy, by choć trochę stłumić głośne dźwięki, zamknęła oczy, by nie widzieć promieni śmiertelnie wielkiej gwiazdy, palącej jej futro. Wytrwała tak może z kilka uderzeń serca, bo po chwili łapki jakby się zezłościły, że nie patrzy na ich tańce i zaatakowały ją. Tak dobrze czytacie, te niepozornie wyglądające ślady na białym puchu właśnie rozrywały skórę na czarnym grzbiecie kotki. Ból był nie do wytrzymania i kotka chcąc, niechcąc zemdlała. Świat stał się czarny, wszystkie światła zgasły. Cisza.
Otworzyła oczy niczym po chwili, gdy szarpanie skóry ustało. Rozchyliła bardziej powieki i ujrzała przyjaciela walczącego z borsukiem. Walka wyglądała nieciekawie, ale kotka była niczym otumaniona i nie mogła stwierdzić dla kogo. Postacie zlewały się i powstała jedna, a potem już tylko ciemność...
<Mokry? Co ty na taką "przygodę"? xD jakby co to nie łapki ją rozrywały, ale borsuk, a Mokry starał się ją ratować ;) >
I wybacz, że tak długo, ale pierwszy miesiąc szkoły -. - i już teraz będę się starać regularnie odpisy robić ^^
I wybacz, że tak długo, ale pierwszy miesiąc szkoły -. - i już teraz będę się starać regularnie odpisy robić ^^
Wow borsuki ich uwielbiają
OdpowiedzUsuń