Parsknął i otrzepał się, pozbywając z pyska resztek śniegu. Musiał przyznać że lubił, gdy się złościła. Patrzył, jak wściekle bije ogonem, a w jej oczach tańczy niebezpieczny płomień. Wyprostował się i zupełnie ignorując jej mordercze spojrzenia, podszedł bliżej. Nie chciał z nią walczyć, choć nie mógł zaprzeczyć, że była by to świetna rozrywka. Uśmiechnął się łobuzersko.
- Spokojnie, to tylko trochę śniegu - niski głos wibrował na granicy mruczenia.
Może to przez ten uśmiech, może zalotny ton, kotka zrobiła dokładnie to, co większość uspokajanych kotów - rzuciła się na niego.
Uniknął kłów, zarabiając pacnięcie łapą w pysk. Odskoczył, ale kotka nie dawała za wygraną, mrucząc pod nosem obelgi w jego stronę.
- Walcz, lisi bobku! - Skoczyła na niego kolejny raz. Nie wyciągając pazurów, odtrącił jej łapę i spróbował przygnieść ją do ziemi. Spodziewała się tego, wywinęła zręcznie i znowu zaatakowała. Bawił się z nią, wiedziała o tym i próbowała go dopaść jeszcze zacieklej.
- No już, już - prychnął, w ostatniej chwili osłaniając nos. - Widzę, że wzięłaś sobie mój komplement bardzo do serca. Jak chcesz, możemy poszukać jakiegoś innego łajna. Może borsuczego dla odmiany? - Znowu próbował ją przygnieść, ale była strasznie zawzięta.
- Ty… Ty… - warknęła, szukając odpowiedniej obelgi. Nie znalazła, co skwitował uspokajającym ,,Już, już”. Zatrzymała się, cały czas najeżona i gotowa do skoku. Była szybka, ale blokował wszystkie jej ciosy. Złość nie była najlepszym doradcą podczas walki.
- Lisie łajno!
- Wystarczy ci już? - Uśmiechnął się, widząc że kotka szybciej oddycha. Łapy powoli zaczynały go boleć od jej kłów.
- Wypłosz!
Zrobił krok w jej stronę, mrucząc jak do małego kota:
- No już, już. Chcesz, to poszukamy innego łajna. Ładniejszego - dodał po chwili namysłu.
Cóż, kotka nie wyglądała na przekonaną. Morderczy szał w jej oczach nie gasł, a wręcz przeciwnie.
- Zawsze mogę podzielić się tym, co we mnie wtarłaś - parsknął. Sroka przestała się wahać i znowu rozpoczęli zapasy na śniegu. Przynajmniej wyczyści sobie futro... Warknęła coś gniewnie, ale nie słuchał, zajęty unikami.
Bliskość jej niebieskiego futra sprawiała, że nie mógł się skupić… Pomarańczowe ślepia wciąż przyciągały jego wzrok (co przypłacił kolejną szramą na karku, gdy nie zdążył odskoczyć na czas). Sroka...
Przyszedł mu do głowy pomysł.
- Opowiem ci bajkę, jak się uspokoisz.
Prychnęła szyderczo, myśląc że kocur się z niej nabija. Skoczyła i zaatakowała jeszcze raz.
- Bajkę? Bajki są dobre dla kociąt.
Uśmiechnął się.
- Dla szczeniaków. To wilcza bajka.
Okrążyła go, wściekle bijąc ogonem, niepewna co robić. Jego spojrzenie mówiło, że wcale nie żartuje, było w nim coś z… melancholii?
- No… dobra? - stwierdziła zbita z tropu, jednak nie przestając go obserwować. Spodziewała się jakiegoś podstępu.
- To tak… - kocur, jak gdyby nigdy nic, usiadł, zbierając myśli. - Wiele wilków wierzy, że słońce i księżyc to dwaj bracia. Walczą ze sobą od początków świata, ten od księżyca ginie, odradza się, wiesz, takie pierdoły. - Uśmiechnął się szeroko. - Ale jest też inna wersja.
- Oby była dobra - siliła się na obojętność, ale widział, że jest ciekawa, co zaraz usłyszy.
- Oczywiście - nie potrafiła rozszyfrować spojrzenia jego brązowych oczu. - Dawno, dawno temu, gdy na niebie nie było jeszcze Gwiazd - mimowolnie spojrzał w górę - po niebie wędrował potężny Wilk. - Przymknął oczy, przypominając sobie ciepło głosu jego wilczej matki, gdy mu to opowiadała. - Ale Praojciec czuł się samotny, przemierzając puste przestworza. Pomyślał wtedy, że gdy podzieli się na pół, już zawsze będzie miał towarzysza. Jak postanowił, tak zrobił. Tak powstał Złoty Basior, oświetlający ziemię za dnia i Srebrna Wadera, wskazująca drogę nocą. Razem byli najszczęśliwszymi wilkami na niebie - zamilkł na chwilę, uśmiechając się lekko. Kotka nawet nie zauważyła, kiedy usiadła obok niego. Już miała prychnąć i się odsunąć, ale Wilcze Serce podjął opowieść:
- Całe dnie spędzali na beztroskiej zabawie i polowaniach. Nie spodobało się to Ziemi, która, czując zazdrość, wydała na świat olbrzymiego potwora. Gdy Słońce na chwilę opuścił ukochaną, monstrum dopadło Srebrną. Wilczyca ucieka przed nim od zarania dziejów, gubiąc drogę do swojej drugiej połowy. Dlatego Księżyc i Słońce świecą o różnych porach dnia. - Spojrzał w jej oczy.
- Mówią, że kiedyś się odnajdą i pokonają potwora, a Gwiazdy zejdą na ziemię, by świętować razem z żyjącymi. - Przyjrzał jej się dokładniej, jakby szukając czegoś w jej oczach. - Wilki wierzą, że skoro pochodzą od tej pary, mają tylko pół duszy i naprawdę szczęśliwe będą dopiero, gdy znajdą jej drugą część.
Zapadła cisza. Kotka chyba zapomniała o gniewie, rozważając to, co przed chwilą usłyszała. Wilcze Serce przyglądał się jej, jakby widział niebieską pierwszy raz w życiu - zachłannie, starając się zapamiętać każdą cętkę na futrze, ciemniejszą plamkę na tęczówce, bliznę przecinającą skórę. Z satysfakcją pomyślał, że którąś z nich stworzyły jego pazury, że jakiś ślad po nim zostanie z nią na zawsze. Nawet, gdy już zrobi to, co musi. Taką chciał ją zapamiętać - nieugiętą, radosną, piękną. Kierowany instynktem, oparł swoje czoło na jej. Odsunęła się, ale uderzenie serca za wolno. Wiedział już, że nie był jej całkiem obojętny.
Musiał to skończyć.
Zanim zalała go potokiem kolejnych wyzwisk (i tak wiedział, że jej się podobało), wstał i ruszył przed siebie. Odwrócił się jeszcze, słysząc jej protest i rzucił:
- Będę czekał na ciebie podczas każdego szczytowania słońca.
Starając się, by nie dostrzegła bólu w jego oczach, skierował się do obozu. Gdy miał już pewność, że kotka go nie zobaczy, zwolnił. Obejrzał się, rzucając przeciągłe spojrzenie w stronę miejsca, w którym się spotkali. Przez krótki moment dał się ponieść rozpaczy. W końcu westchnął, uniósł łeb i potruchtał w las, starając się wyrzucić kotkę ze swoich myśli. Przynajmniej do następnego wschodu słońca.
*time skip*
Rozpoznał ją z daleka. Co prawda szła jakoś inaczej, jej zapach też trochę się zmienił, ale nie miał wątpliwości - to była Sroka. Czuł, jak jego serce przyspiesza. Odetchnął głębiej, nie pozwalając sobie na zbędne emocje. Miał misję do wykonania.
<Sroczko? Pora na zakończenie…>
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń