Dumny z siebie zakopał niezbyt dużego gołębia w śniegu i ruszył przed siebie. Jeśli uda mu się upolować chociaż jeszcze z dwie myszy, ciocia na pewno doceni jego starania, a może i nawet mama? Uśmiechnął się na tą myśl i zaczął węszyć za kolejną zdobyczą. Okrążył sosnę, obok której zakopał ptaka i już miał ruszać dalej, gdyby nie nagły widok czarnej postać tykającej jego wspaniały łup.
A co jeśli ów kot chciał mu ją ukraść? Przecież nie mógł na to pozwolić, tyle się napracował przy tym gołębiu!
— Hej! To moja zdobycz! — krzyknął oburzonym głosem, starając się brzmieć jak najmniej dziecinnie.
Czarna kupa futra odwróciła się w jego stronę powoli. Widząc znajomy pysk, Żywica przełknął nerwowo ślinę, mając nadzieję, że starszy kocurek nie zdenerwuje się jego słowami. Z tego co się orientował stojący przed nim kociak trenował u samego zastępcy! Czyli na pewno umiał mnóstwo niebezpiecznych ataków! Liliowy spojrzał z niepokojem na grubą sylwetkę kocurka i przerażony położył ogon.
A co jeśli ów kot chciał mu ją ukraść? Przecież nie mógł na to pozwolić, tyle się napracował przy tym gołębiu!
— Hej! To moja zdobycz! — krzyknął oburzonym głosem, starając się brzmieć jak najmniej dziecinnie.
Czarna kupa futra odwróciła się w jego stronę powoli. Widząc znajomy pysk, Żywica przełknął nerwowo ślinę, mając nadzieję, że starszy kocurek nie zdenerwuje się jego słowami. Z tego co się orientował stojący przed nim kociak trenował u samego zastępcy! Czyli na pewno umiał mnóstwo niebezpiecznych ataków! Liliowy spojrzał z niepokojem na grubą sylwetkę kocurka i przerażony położył ogon.
To masywne ciałko bez problemu by go wgniotło w ziemię.
— Z-znaczy się t-to m-mój gołąb p-proszę zosta-aw go — wymamrotał cicho, powoli spuszczając łeb na znak braku złych intencji.
Pewnie i by położył się przed uczniem zastępcy plackiem, gdyby nie błysk zaciekawienia w oczach niebieskiego, który zmylił Żywicę.
— A czemu miałbym ci go w ogóle zabierać? — spytał lekko zdziwiony starszy kocurek, lecz nie wydawał się być zły. — Wyglądam ci na złodzieja piszczek? — dodał po chwili, wbijając wzrok uważnie w liliowego.
— Z-znaczy się t-to m-mój gołąb p-proszę zosta-aw go — wymamrotał cicho, powoli spuszczając łeb na znak braku złych intencji.
Pewnie i by położył się przed uczniem zastępcy plackiem, gdyby nie błysk zaciekawienia w oczach niebieskiego, który zmylił Żywicę.
— A czemu miałbym ci go w ogóle zabierać? — spytał lekko zdziwiony starszy kocurek, lecz nie wydawał się być zły. — Wyglądam ci na złodzieja piszczek? — dodał po chwili, wbijając wzrok uważnie w liliowego.
Speszony swoimi podejrzeniami kociak położył uszy.
Faktycznie nie powinien oskarżać tak bezpodstawnie czarnego o próbę kradzieży.
Poczuł się zażenowany swoim zachowaniem. Odwrócił spojrzenie od rozmówcy, mając nadzieję, że ten go nie skrzyczy lub nie poskarży cioci o jego niekulturalnym zachowaniu.
— N-nie — odparł nieco nieśmiało. — P-przepraszam c-cię b-bardzo... — wyjąkał lekko łamiącym się głosem.
Wzrok czarnego się złagodził, a na pysku pojawił się delikatny uśmiech.
Uf, czyli zostało mu chyba przebaczone, nie zostanie dziś zgnieciony.
— No dobra, przebaczam, Barwinkowa Łapa jestem, a ty? — spytał starszy, jednak nie dopuścił młodszego do głosu. — A gdzie jest twój mentor? Bo wiesz mój gdzieś kompletnie zniknął i nie mam co ze sobą zrobić, a może twój by wiedział, gdzie jest mój, wiesz o co mi chodzi? — zapytał, widząc lekkie zagubienie na pysku młodszego.
Żywiczna Łapa usiadł i podrapał się po łebku, próbując sobie poukładać to wszystko. Jak to zastępca gdzieś zniknął? Tak się da? A co jeśli Zimordkowa Pieśń też gdzieś zaginęła, a on nawet nie jest tego świadomy? Spojrzał z niepokojem na Barwinka.
— T-tylko o-on? — dopytał, martwiąc się nieco o ciocię. — N-nazywam się Ży-żywiczna Łapa-a — prawie zapomniał o przedstawieniu się.
Czarny wzruszył ramionami, wstając ze śniegu. Do jego przemoczonego futra przyczepiły się drobinki śniegu, lecz Barwinkowa Łapa sprawnym ruchem grubej łapki zdjął je z siebie. Sprawiał wrażenie jakby panujące zimno nic mu nie robiło, co szczerze zafascynowało kociaka.
— Nie wiem, możliwe, że ktoś jeszcze — stwierdził, spoglądając w niebo. — Ale raczej wątpię — dodał po namyśle.
Żywiczna Łapa odetchnął z ulgą, słysząc ostatnie słowa kocurka.
— J-jak chcesz t-to możesz z-ze mną popolować — zaproponował niepewnie, spoglądając w niebieskie ślipia czarnego.
Chciał mu jeszcze jakoś wynagrodzić te oskarżenia i też trochę poznać współlokatora. W końcu podobno jego mama i rodzice Barwinka razem spędzali czas jako uczniowie bawiąc się i psocąc.
Czyż nie byłoby fajnie pójść ich śladami?
<Barwinkowa Łapo? Mam nadzieję, że nie zniszczyło mi się charakteru>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz