Gdy do uszu terminatora dotarły krzyki mentorki, od razu zaczął szukać ich przyczyny. Dość szybko się z tym uporał, bo już po chwili był w stanie przemieszczania się w kierunku ów dziwnej istoty, która w jego mniemaniu, była niejaką przedstawicielką dwunożnych. Swoją drogą takiego typa widział po raz pierwszy w życiu. Kiedy był kociakiem no i aż do teraz nie za bardzo wiedział, dlaczego dwunożni nazywają się dwunożnymi, teraz to już wiedział - a mianowicie mają po dwie nogi. Ten widok zdziwił kocurka, bowiem zastanawiał się, jak te istoty utrzymują się na dwóch łapach i to bez ogona? Jego rozmyślania znowu przerwał głos mentorki, wołającej, by ten również się ukrył. Jednak on, ON dzielny obrońca klanu nie zamierzał tego zrobić. Co to, to nie. On będzie dzielnie walczył na śmierć i życie w obronie klanu. Wiedział, że Miedzianej się to nie podoba, co ten zamierza zrobić, ale w tym momencie jej zdanie po raz pierwszy w życiu kocurka się nie liczyło. A jeszcze mu podziękuje za uratowanie klanu!
Zmierzch zbliżył się powoli do ów dziwnej istoty, ale na tyle daleko, by w każdej chwili móc uciec - głupi nie jest - i zawęszył noskiem w kierunku intruza. Pachniał... Dziwnie jak kociak w kociarni, ale jednak to był nadal intruz. Gdy ten zbliżył się doń i wyciągnął swoje górne łapy do kota, ten odsunął się jak oparzony. Nastroszył futro, a jego ogon w tym momencie przypominał ogon wiewiórki. Mimowolnie z jego pyszczka wydobył się dźwięk syku. Syknął raz. Kocię dwunożnych zatrzymało się i z zaciekawieniem spojrzało na czekoladowego, a ten rzucony w wir furii syknął ponownie. Intruz posunął się lekko do tyłu, a kocurek, widząc swoją znaczną przewagę w nietrzeźwym umyśle, zaślepionym rządzą sprawiedliwości, rzucił się z pazurami w stronę kociaka, nie zwracając nawet uwagi na to, że to JESZCZE kocię i nie umie walczyć. A kto wie, czego dwunożni uczą swoje potomstwo? Ale... Chyba jednak nie walki... Bo kociak nijak nie bronił się przed ciosami, zadawanymi przez uczniaka, a przecież on sam pierwszy raz używał w ten sposób swoich pazurów. Jednak nie zamierzał przestać, już wciągnął się w ten wir walki i adrenaliny. Nie obchodziło go teraz, co myśli jego mentorka ani nawet go pomyślą klanowicze, a tym bardziej co matka stworzenia, z którym właśnie wyrównywał rachunki. Liczyła się tylko walka. Walka na śmierć i życie.
<Miedziana? Wybacz, że tak długo i gniot, ale pierwsze dni szkoły bardzo ciężkie są... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz