Bezwiednie potarł pysk łapą, starając się zniwelować radośnie zaaplikowaną przez Jarzębinkę drętwość w policzkach. Niezbyt dobrze wiedział, co się właśnie stało – zmiarkował tylko tyle, że w żadnym razie nie chciał tego powtarzać. Biorąc pod uwagę to, że jego pobyt w towarzystwie arlekinki nie dobiegł jeszcze końca, sama nadzieja na spokój mogła jednak okazać się zbyt wygórowanym oczekiwaniem.
– Co ci to da? Nie widzę, po co niby miałbym się uśmiechać – odparł szorstko, z nieskrywaną niechęcią spoglądając na rozchichotaną koteczkę.
Był mały. Drobny, troszkę puchaty i z wielkimi oczętami, a niefunkcjonalność przednich kończyn tylko przydawała mu walorów emocjonalnych. Oczywiście, że był śliczny. Zawsze był śliczny, nie tylko wtedy, kiedy łapki jakiejś małolaty przemocą zmieniały topografię jego pyszczka. Tak oburzające i kłamliwe zadeptanie jego uczuć z pewnością nie zasługiwało na choćby cień sztucznej uprzejmości. Jarzębinka musiała zostać ukarana, i to tak dotkliwie, by podobny pomysł nigdy już nie postał w jej trzpiotowatym łebku; pozna smak porażki, upadnie się pod ciężarem smutku i goryczy, których przecież zawsze miał pod dostatkiem w głębi swej zepsutej duszy. Na samą myśl o zakłóceniu jego spokoju zatrzęsie się z przerażenia; zatęskni rozpaczliwie za czasem, w którym jego imię było dla niej obcym zlepkiem głosek, i już nigdy, przenigdy nie będzie…
– Jak to: po co!? – Głos arlekinki pałał taką ilością żywej irytacji pod adresem stojącego przed nią gbura, że wspomniany gbur natychmiast skulił się przy ziemi z szeroko otwartymi oczyma. – Przecież świat jest taki piękny! Twoje żaby skaczą, jak mówiłeś, wszystko dookoła żyje sobie radośnie… No i jestem ja! – Wyszczerzyła się znowu, skacząc na równe łapy i zbliżając się do Zorzy w sposób, który pointowi wydał się jednocześnie pokrzepiający i złowieszczy. – Możesz nawet nie dostrzegać sobie tej całej reszty, ona w sumie nie jest aż taka ważna, ale żeby nie widzieć mnie, to trzeba mieć już naprawdę duży problem ze wzrokiem!
– Jarzębinko, może trochę ciszej… – W głosie Żurawinowego Bagna zabrzmiała nerwowa nuta. Jeżeli liliowo-biała kotka usłyszała jego słowa, nie dała tego po sobie poznać.
– No, dalej! Przecież świat ci się od tego nie zawali! – zapewniła zamiast tego kolegę, widząc, że ten wciąż nie wygląda na przekonanego.
Jego zapał do sprzeczania się z kotką zdążył już całkiem wypalić się w międzyczasie, a sytuacja z każdą sekundą stawała się coraz bardziej krępująca. Rzucił jej ostatnie spojrzenie z rodzaju “Czy naprawdę muszę…?”.
Odpowiedź była jasna i klarowna niczym małe kropelki rosy, którym czasem przypatrywał się z braku lepszych zajęć. Nie musiała się nawet wysilać; jakikolwiek ruch wąsów, trzepnięcie ogonem czy nawet kiwnięcie głową stawały się zupełnie zbyteczne, gdy i bez tego wręcz emanowała słowami “Oczywiście, że tak, mysi móżdżku”.
Westchnął, pokonany, i z ociąganiem napiął mięśnie pyszczka.
– Dobrze! – rozpromieniła się arlekinka, w skupieniu śledząc jego postępy. – Już ci niewiele brakuje do prawdziwego uśmiechu! Jeszcze troszkę!
Zaraz, zaraz. Więc to jeszcze nie był “prawdziwy uśmiech”? No, nie, tego już trochę za wiele.
Na jego pyszczku znów ukazał się neutralny wyraz; nieoczekiwanie zamknął oczy i zamarł w bezruchu z dziwną podniosłością. Minęło kilka uderzeń serca, a on wciąż trwał w tej samej pozycji, nie wydając nawet najmniejszego dźwięku i zupełnie dezorientując Jarzębinkę.
– Zorza, co ty ro…
Nagle wypadł do przodu, otwierając oczy tak szeroko, jakby zaraz miały wypaść mu z orbit, i rozciągając pyszczek w uśmiechu wariata, szerszym, niż powinno to być racjonalnie możliwe. Zaskoczona koteczka pisnęła; odruchowo rzucając się do tyłu, straciła równowagę na śliskim gruncie i znów z pluskiem upadła na rozmokniętą ziemię. Mógł patrzeć, jak z pewnym trudem podnosi się z kałuży, jeszcze tylko przez moment; nie wytrzymał długo i zaniósł się głośnym śmiechem.
– A jednak! – wykrzyknęła, otrzepując się z błota. Zadowolenie i duma z wykonanej misji musiały wygrać z urazą. – Popatrz, umiesz się nawet śmiać!
W odpowiedzi parsknął tylko, wciąż chichocząc; nie potrzeba było wiele czasu, by zaraził swoją wesołością również arlekinkę. Dziwne uczucie; cały jego bagaż problemów wydał mu się nagle nierealistyczny i zupełnie nieważny, nie pamiętał nawet, dlaczego chciał tu przyjść. Poczuł się prawie jak jeden z ptaków, na których obserwowaniu tak często się łapał – prędki i wolny, niczym nieskrępowany. Dzięki takiej błahostce...
Jeśli stało się tak kiedykolwiek wcześniej, nie pamiętał tego.
***
– Naprawdę myślałeś, że cię tu nie znajdę?
Rozgarnęła łapami ostatnie liście i z rozbawieniem przyjrzała się Zorzy, patrzącego przed siebie z kamienną obojętnością, jakby to, że właśnie został odkopany spod dwóch warstw liści i śniegu, umknęło jego uwadze.
– Nie. Po prostu było mi zimno.
Czarne gałęzie kołysały się dostojnie ponad ich głowami, kierując wzrok każdego, kto nieopatrznie spojrzał w górę, wprost na chłodne, żółwie słońce, i boleśnie przypominając mieszkańcom lasu o przeciągającym się mrozie. Tego poranka uczniom oznajmiono, że dzisiejszy trening odbędą wspólnie – i zapewne już zajmowaliby się ćwiczeniami, gdyby nie to, że oboje ich mentorów wzięto na stronę, gdy mieli wyjść z obozu, tym samym pozostawiając dwójkę samą z dosyć niejasnym poleceniem przygotowania się. Jarzębinowej Łapie oczywiście nie brakowało pomysłów na gry, które mogliby wykorzystać w charakterze rozgrzewki, jednak były one po kolei odrzucane przez Porannego (którego zalegający wszędzie śniegowy puch stawiał w nieprzyjemnym położeniu, jedynie wynosząc jego zwyczajową zrzędliwość na wyższy poziom), aż ostatecznie nie doszli do porozumienia przy zabawie w chowanego.
Jak się potem okazało, i to tylko do czasu.
– Jest ci zimno, bo się nie ruszasz! – Kotka wywróciła oczami, pomagając mu wydostać się z prowizorycznego “domku”. – Nie będziemy dłużej w to grać. Przecież nie ćwiczysz w ogóle, kiedy się chowasz, a kiedy masz szukać, to po kilku uderzeniach serca krzyczysz, że się poddajesz. Jaki to ma sens?
– A czy koniecznie muszę ćwiczyć? – odburknął, rysując łapą wzory w śniegowej kołderce.
– Oczywiście, że tak. O to właśnie chodzi w rozgrzewce! – zawołała z irytacją i tupnęła nóżką, żeby zwrócić jego uwagę z powrotem na siebie. – A bez rozgrzewki nie będziesz mógł dobrze trenować!
– A może ja wcale nie chcę trenować?
– A może musisz, żeby zostać wojownikiem?
– A co, jeśli… – syknął gniewnie, prostując się – co jeśli wcale nie chcę być wojownikiem?
Jarzębinka zamarła na moment, wpatrując się w niego z nieodgadnionym wyrazem pyska.
– Dlaczego nie chcesz? – spytała wreszcie, przechylając nieco łepek. – Przecież wojownicy są super. Mogą chodzić, gdzie chcą, sami polują, walczą i w ogóle.
– A widzisz tu kota, który umie walczyć i polować? – warknął i jakby dla podkreślenia swoich słów podsunął jej wykrzywione przednie łapy niemal pod nos. – Widzisz!?...
Zacisnęła szczęki i mógł cieszyć się myślą, że ten jeden, jedyny raz nie znajdzie słów, by mu odpowiedzieć – że przynajmniej raz nie uda jej się postawić na swoim.
Bardziej konkretnie, cieszył się przez niespełna dwa uderzenia serca.
– Bzdura! – prychnęła ostentacyjnie, zamaszystym ruchem odsuwając od siebie jego łapki. – Skąd ty niby wiesz, co umiesz, a czego nie, skoro nawet się nie starasz? Choćby taki Złamany Grzbiet doskonale sobie radzi. Ty na pewno też możesz, tylko musisz przestać użalać się nad sobą i spróbować… O, wiem! – wykrzyknęła, niemal podskakując. – Ja cię mogę nauczyć walczyć! To możemy porobić!
Poranna Łapa szykował się do rozzłoszczonego protestu, jednak nagle wygładził sierść na karku i ograniczył się do teatralnego westchnięcia.
– Cóż, jeżeli chcesz… – Wzruszył ramionami, wstając, i podniósł tragiczne oczy – tylko po to, by natknąć się na spojrzenie Jarzębinki przepełnione znudzeniem.
– Nie próbuj mnie nabrać – ostrzegła, machając z niecierpliwością ogonem. – Za łatwo cię przekonać. Jeśli teraz na ciebie skoczę, to po prostu przewrócisz się w śnieg i tak już zostaniesz, prawda?
– Mhm. – Kołysał się miarowo na tylnych łapach, uśmiechając się leciutko. Nie znosił tych małych, wilgotnych płatków chyba bardziej, niż czegokolwiek na świecie – ale nawet ucięcie sobie wśród nich drzemki przedstawiało się lepiej, niż bezsensowne ćwiczenia, z których niczego nie udałoby mu się wynieść.
Arlekinka pufnęła ze złością i odwróciła się do niego tyłem. Przez chwilę myślał, że zdenerwowała się i zaraz sobie pójdzie – co byłoby mu całkiem na łapę – ale lekki ruch jej wąsów uświadomił mu szybko, że robiła coś wręcz przeciwnego. Z narastającym niepokojem zdał sobie sprawę, że Jarzębinka obmyśla plan – i, co gorsza, chyba właśnie wpadła na jakiś pomysł…
No, naprawdę, raz na jakiś czas mogłaby sobie kobieta odpuścić.
– Powiedz, Poranna Łapo – zaczęła, odwracając się, a słodycz w jej głosie nie zwiastowała niczego dobrego. – Masz może łaskotki…?
– Nie. – Zabrzmiało to bardziej jak zakaz, niż zaprzeczenie. Starał się opanować, ale nie powstrzymał się przed zrobieniem dwóch szybkich kroków w tył, a w jego oczach błysnął strach. – Nie, nie mam, dlaczego niby miałbym…
– To może sprawdzę…?
– Nie, naprawdę, nie trze–
– A więc jednak da się ciebie zmotywować! – Jedynym, co zapamiętał z następnych sekund, była para błyszczących, zielonych oczu, szarżująca na niego z iście diabolicznym uśmiechem.
– Nie, zaraz! Zacze– AAAA, SIO! PRZESTAŃ!
<Jarzębinowa Łapo? Wieczorami mam dziwną wenę, sorki :')>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.
W Klanie Wilka
Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.W Owocowym Lesie
Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Klifu i Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)
Znajdki w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz