Kotka przyzwyczaiła się już do tego, że zaczynała trening chyba najwcześniej ze wszystkich terminatorów. Gdy reszta uczniów pochrapywała z zadowoleniem na wygodnych posłaniach, ona wyruszała na wyczerpujący trening z równie wymagającym mentorem. Jednak dzięki długim i ciężkim lekcjom nauczyła się już naprawdę wiele, co napawało ją ogromną dumą. Z drugiej strony nie miała nawet czasu na rozmowę z innymi terminatorami, ponieważ zaraz po powrocie zapadała w sen tak głęboki, że nikt nie potrafił jej obudzić (no, może poza Lisem). Często zapominała też o regularnych posiłkach, więc od mianowania strasznie zmizerniała, a jej żebra zaczęły stawać się coraz bardziej widoczne. Pomimo tego nie narzekała i brnęła dalej, wykonując posłusznie każde polecenie jej mentora. Dzisiaj rano Lisia Gwiazda oznajmił, że nie będzie mogła wrócić do obozu, jeśli nie upoluje przynajmniej kilku zdobyczy. Zadanie wydawałoby się niemożliwe do wykonania, gdyż zwierzyny mocno brakowało od kilku dobrych księżyców, lecz kotka wzięła sobie słowa lidera głęboko do serca. Nie wyobrażała sobie scenariusza, w którym wraca do klanowiczów z pustymi łapami, dlatego od wschodu słońca czaiła się wokół norek oraz drzew, wypatrując choćby najmniejszego ruchu. Do południa udało jej się złapać zaledwie wychudzoną mysz i drozda ze złamanym skrzydłem, co nie należało do najwybitniejszych łupów. Zastrzygła uszami w kierunku wysokiej sosny, na której zasiadł drobny wróbelek. Szylkretka przykucnęła i poczekała na moment, w którym ptaszek zleciał na pokrytą szronem ziemię. Zbliżała się mozolnie do upragnionego celu, ostrożnie stawiając łapki. Gdy dzieliła ją od niego zaledwie długość ogona, wystrzeliła i pacnęła go łapą z wysuniętymi pazurkami. Ostatecznie odebrała mu życie zatapiając ostre kły w jego ciałku, po czym z zadowoloną miną wróciła po pozostałe zdobycze. Skierowała się w stronę obozu, aby odłożyć zwierzątka na stos, lecz nie wiedziała, czy Lisia Gwiazda będzie usatysfakcjonowany ilością piszczek. Zdecydowała, że i tak zawita do klanu, a potem najwyżej znowu uda się zapolować. Kiedy znalazła się przy stercie oraz odstawiła martwe zwierzątka, usłyszała znajomy głos.
— Na Klan Gwiazdy, jak ty wyglądasz! — miauknęła Sójcze Skrzydło, przybrana matka Gronostajowego Kroku. Kocica choć miała na koncie już ponad sto wiosen, nadal krzątała się od czasu do czasu po obozie. Berberys pamiętała, jak nie raz przysłuchiwała się jej opowieściom, gdy całe dnie spędzała w żłobku.— Wyglądasz jak worek z kośćmi, a nie zdrowa uczennica. Powinnaś odpocząć i zjeść porządny posiłek, bo zaraz padniesz z przemęczenie — dodała, liżąc ją za prawym uchem. Córa Rosomaka nie wiedziała za bardzo co mogłaby odpowiedzieć, więc wykrzesała z siebie tylko krótką odpowiedź.
— Nic mi nie jest, naprawdę.
— Jesteś pewna? Może powinnaś zajrzeć do medyka — podsunęła pointka, wskazując ogonem w stronę legowiska Sokolego Skrzydła. Calico spojrzała niepewnie we wskazany kierunek, lecz wtedy ujrzała przed sobą szczupłą sylwetkę przywódcy.
— Berberysowa Łapo, nie poszło ci najlepiej, jak i nie najgorzej — mruknął, a kotka rozpromieniła się z powodu komplementu. Rzadko się zdarzało, by lider ją chwalił, więc gdy to już się zdarzało, koteczka wprost emanowała radością — Teraz zabieram cię na trening walki na Słoneczną Polanę — odparł i nie czekając na uczennicę, ruszył pewnym krokiem przed siebie. Szylkretka skinęła głową na pożegnanie niebieskookiej, po czym wystrzeliła za rudzielcem z wielkim uśmiechem na pyszczku.
~*~
— Skup się! — warknął pręgowany, mierząc ją krytycznym wzrokiem — Twoją mocną stroną nie jest siła, więc wykorzystaj spryt i zwinność, aby pokonać przeciwnika.
Żółtooka przytaknęła i ponowiła atak na mentora. Tym razem jednak nie celowała w pierść, lecz przemknęła pod smukłymi łapami kocura i chwyciła kitę przywódcy zębami. Udało jej się spowodować zaledwie lekkie zachwianie, by potem poczuć szpony przejeżdżające po boku. Z trudem podniosła się na drżące łapy, znów uderzając. Jej celem stał się pysk Lisa, więc gdy do niego podbiegła spróbowała zachaczyć pazurkami o czarny nos, lecz ponownie została odepchnięta. Gniew gotował się w niej jak nigdy dotąd, adrenalina podskakiwała z każdą chwilą. Wyobraziła sobie, że Lisia Gwiazda jest wojownikiem wrogiego klanu, który ośmielił się wtargnąć na jej terytorium. Z okrzykiem przepełnionym nienawiścią i furią rzuciła się na czekoladowookiego oraz zadała mu cios w bark, przez któru syn Czaplego Potoku pacnął ją łapą z całej siły. Koteczka poturlała się na drugi koniec polany, zyskując tym samym parę siniaków i cicho jęknęła.
— Na dzisiaj starczy. Wracamy do obozu — powiedział rudzielec, czekając aż jego uczennica do niego dołączy. Kotka z trudem przydreptała do mentora, kulejąc lekko na tylną lewą łapę.
~*~
Po powrocie do klanu, Berberys dostała pozwolenie na odpoczynek. Obolała skierowała się w stronę stosu i po krótkim zastanowieniu zdecydowała się na małą nornicę. Chwyciwszy zwierzątko ostrymi zębami, skierowała się przed jaskinię należącą do terminatorów. Opadła z westchnięciem na ziemię, a w chwili w której miała rozpocząć posiłek, ujrzała przed sobą sylwetkę jakiegoś kota.
— Mogę się przysiąść?
<ktoś z uczniów?>
Klep Żywicą
OdpowiedzUsuń