Westchnęła cicho, siadając na miękkim mchu.
— Przepraszam kochanie, nie chciałam cię urazić — odpowiedziała zgodnie z prawdą, spoglądając na podchodzącego do nich Orzecha.
Minę miał nieswoją, gdy stanął tuż przed królową. Wlepił swoje złote podenerwowane oczy w Berberys, a czarna już powoli planowała, jakby go tutaj udobruchać.
— Może byś przeprosiła — burknął niezadowolony, na co koteczka wcisnęła się bardziej w futro przybranej matki. Wschodząca Fala zamruczała uspokajająco, próbując jakoś ułagodzić sytuację.
— Musisz jej wybaczyć Orzechu, Berberys nie chodzi jeszcze tak dobrze, jak ty — odpowiedziała przymilnie, schylając do niego głowę w dół i uśmiechając się — Ona bardzo nie chciała cię trącić, prawda kochanie?
Tortie spojrzała między swoje długie łapy na z lekka roztrzęsioną koteczkę. Ta kiwnęła głową prędko, nie ruszając się z miejsca. Było po niej widać bardzo wyraźnie, że nie ma ochoty na rozmowę z większym od niej kociakiem.
Czekoladowy kocurek zamyślił się na moment, po czym uśmiechnął dumnie chwilę potem.
— Jeśli będzie chciała, mogę ją trochę poduczyć — odpowiedział pewnie, wypinając pierś.
Wschodzik musiała przyznać, że uwielbiała te pędraki. Wszystkie, bez żadnych wyjątków, za każdą ich cechę charakteru. Nigdy dzięki temu się nie nudziła.
— Jeśli tylko będzie miała ochotę, na pewno poprosi cię o pomoc — odpowiedziała starsza ugodowo, zakrywając łapami Berberys, czując na futrze, jak nagle zaczęła kręcić głową na nie — Przecież nikt w żłobku nie chodzi lepiej od ciebie.
Orzech tylko uśmiechnął się połechtany, odwracając się i wracając do Miodka. Potknął się lekko po kilku krokach, ale niezrażony podniósł się dumnie, idąc dalej.
Dopiero teraz Berberys odczepiła się od futra Wschodzącej Fali, wystawiając łepek spomiędzy jej łap.
— Dziękuję mamo, uratowałaś mi życie — odpowiedziała calico, spoglądając na tortie z wdzięcznością.
Przez chwilę patrząc na nią, Wschodzca Fala zasmuciła się z lekka, przypominając sobie na chwilę o Gronostajowym Kroku. Nie mogła uwierzyć, że jedna z jej najukochańszych siostrzenic umarła.
Jeszcze tak niedawno calico pocieszała ją razem z Liliową Sadzawką i Jodłowym Brzaskiem po śmierci Cyprysowego Gąszczu. Kolejny członek rodziny, którego przeżyła.
Miała wrażenie, że cała jej rodzina umrze wcześniej, niż ona. Wszyscy zostawią ją samą jak palec. Nie chciała tego za nic w świecie.
Berberys lekko stuliła uszy, nie rozumiejąc, o co chodzi.
— Mamo, wszystko gra? — zapytała zmartwiona, widząc zmianę nastroju kocicy.
Ta obudziła się szybko ze swojego transu, lekko potrząsając głową. Uśmiechnęła się ponownie, liżąc koteczkę między uszami.
— W jak najlepszym kochana — odpowiedziała szczęśliwie, podnosząc się na cztery łapy — A teraz pójdziemy cię umyć...
Berberys słysząc jej słowa, otworzyła szeroko oczy ze strachu. Wydała z siebie ciche "nie!" i już miała uciekać w kąt żłobka, jednak Wschodząca Fala była szybsza. Złapała ją za luźną skórę na karku, podnosząc delikatnie i kierując się do swojego legowiska.
***
[po mianowaniu]
Wschodząca Fala obserwowała z niepokojem wejście do obozu, czując się tak, jakby siedziała na szpilkach. Była zła, zdegustowana, a przede wszystkim przerażona wszystkim tym, co działo się w ostatnim czasie.
Ostatnie noce musiała spędzać nad pocieszaniem tych kochanych kulek z Klanu Nocy, które były przerażone całą sytuacją. Znaczy, na pewno malutka szylkretka, ale ten kocurek z powodu szoku chyba zapomniał, jak się mówi. Przecież ktoś z Nocnych musi być kompletnie rozdarty stratą swoich własnych dzieci.
Wschodząca Fala sama nie potrafiłaby sobie wyobrazić jaki ból muszą teraz przeżywać rodzice. Trzeba je stąd odnieść. Zwrócić. Tak nie można...
W dodatku Lampart zaginął w trakcie zanoszenia jego i Wodospad do Klanu Lisa. Co ona zrobiła, na Klan Gwiazd, CZEMU ON GO WYPUŚCIŁ Z PYSKA.
Lisia Gwiazda — aktualny promotor wszystkich ostatnich wydarzeń. Starsza już sama nie wiedziała, co powinna myśleć. Czy lider dobrze czyni? Czy w ogóle on wie, co robi?? Była rozbita, nie wiedząc co począć.
W dodatku Berberysowa Łapa została jego uczennicą.
Kotka pamiętała, jaki Węgorz zmęczony wracał po każdych treningach. Znaczy, mu to pasowało, był prze szczęśliwy, ale Berberysowa Łapa...
Królowa martwiła się o nią bardziej, w końcu była JEJ córką. Nie biologiczną, ale z jej rodziny. Czy wszystko z nią gra?
Nagły ruch w wejściu przywrócił ją do rzeczywistości. Rudy przywódca wkroczył dumnie do obozu, a za nim nieco wolniej szła Berberys. Jej głowa była w dole, a Wschodzik wyraźnie widziała, jak trzęsą się jej łapy. Nic dziwnego, w końcu to niekocie mianować dzieciaki na uczniów w wieku czterech księżyców!
Podniosła się z miejsca od razu, gdy Lis wrócił do swojego legowiska, a uczennica pochodziła chwiejnie do stosu. Chociaż, może stos to zbyt wielkie określenie na taką małą stertę zdobyczy...
— Berberysowa Łapo, kochanie — powiedziała do niej królowa ciepło, gdy była już wystarczająco blisko — Jak było? Wszystko dobrze? Jak się czujesz?
Jednocześnie patrzyła zmartwiona na swoją przybraną córkę. W jej oczach błądził tym razem tylko niepokój.
<Berberysowa Łapo? wybacz, że tak długo ;;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz