Kotka nie potrafiła się ruszyć. Łapy odmawiały jej posłuszeństwa. Czarną sierść wciąż miała zjeżoną, a pazury wysunięte. Chciała wydać z siebie ostrzegawczy pisk, ale było za pózno. Lis coraz szybciej przybliżał się w jej stronę, warcząc ostrzegawczo.
— Szyszko, cofnij się! — zawołała Płomykówka, szybko ruszając swojej uczennicy na pomoc. Oset ruszył za nią.
Szyszka zebrała w sobie wszystkie siły, by syknąć w stronę rudego stworzenia. Miała nadzieję, że go to odstraszy. Przeliczyła się. Kotkę ogarnął większy strach, gdy lis jednym skokiem znalazł się koło niej.
— Leszczyno, leć do obozu po wsparcie! — uczennica usłyszała stanowczy głos siostry Czereśni.
Lis szybkim ruchem przygwoździł kotkę do ziemi. Szyszka poczuła wielką łapę uciskającą jej brzuch, oraz twardą ziemię pod plecami. Ciepły oddech lisa, drażnił jej nos.
W Szyszce obudził się instynkt przetrwania. Nie chciała ginąć, nie w taki sposób. Nie teraz. Kotka kopnęła rude stworzenie tylnymi łapami w brzuch. Niestety ruch nie okazał się na tyle silny, by odepchnąć zwierzę. Lis szybkim ruchem wbił kły w jej tylną łapę, mocno zaciskając szczęki. Szyszka wydała z siebie głośne zawodzenie. To naprawdę bolało. Stworzenie zaczęło nią potrząsać.
Płomykówka i Oset rzucili się na lisa. Płomykówka zaatakowała jego kark, próbując dostać się do krtani. Oset uderzał tym czasem zagrożenie ostrymi pazurami w bok i brzuch. Lis odwrócił pysk w stronę Ostu, podejmując atak. Wojownik odskoczył. Nie odpuszczając, ponowił swój poprzedni ruch. Płomykówka silnie trzymała się karku lisa.
Szyszka czuła się bardzo słaba. Nie mogła poruszyć tylną łapą. Czuła zapach świeżej krwi. Kotka obserwowała, jak Płomykówka i Oset dzielnie walczą, by wypędzić lisa z terenu. Zwierzę było na tyle wielkie, że czarnulka obawiała się, że nie dadzą sobie we dwójkę rady. Próbowała się podnieść.
Usłyszała odgłos bitewny, jeszcze zanim zauważyła trójkę wojowników Klanu Lisa - Rudka, Sokoła i Dyma. Kocury podjęły walkę z lisem.
Szyszce zakręciło się w głowie. Może było to spowodowane mocnym upadkiem na ziemię, a może ugryzieniem. Szyszka nie wiedziała tego. Chciała po prostu zasnąć. Kotka nie zwracała już uwagi na otoczenie. Słyszała wściekłe syki, oraz oddalające się kroki. Szyszka zamknęła oczy. Odpocznie tylko chwileczkę...
Lis postanowił się wycofać. Rudy ogon pomału znikał na horyzoncie. Żeby upewnić się, że już tutaj nie wróci, Oset, Sokół, Rudek i Dym, rzucili się za nim.
Płomykówka podbiegła do Szyszki. Wstrzymała oddech, mierząc wzrokiem kotkę. Szyszka się nie poruszała, ale oddychała. Kotka szybko polizała jej zakrwawioną łapę. Rana nie wyglądała najlepiej. Zastępczyni klanu, chwyciła ostrożnie czarną kotkę za skórę na karku, tak jak karmicielki noszą swoje kocięta. Płomykówka skierowała się szybkim krokiem w stronę obozu. Szyszka była dość ciężka, a teraz najważniejsze było by jak najszybciej trafiła do medyka.
-Co z nią? - Leszczynka biegnąca obok zastępczyni, rzuciła w stronę Szyszki zatroskane spojrzenie.-Wyjdzie z tego?
Szyszka usłyszała głos przyjaciółki jak przez mgłę. Chciała miauknąć, że ma taką nadzieję. Zamiast tego, po prostu pozwoliła, by Płomykówka weszła z nią do obozu i położyła prosto w legowisku medyczki.
Yyy.. dlaczego zmieniliście tytuł? Powinno być tylko "Od Szyszki" :/
OdpowiedzUsuńWybacz, musiałam pomieszać opowiadania. ^^' Już zmieniam tytuł na poprawny~
UsuńDziękuję
Usuń