BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.
Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Klifu i Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdki w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 30 marca, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 marca 2025

Od Srebrzystego Nowiu CD. Piaszczystej Zamieci

Strzepnął uchem, napawając się satysfakcją z obecnego biegu wydarzeń. Z chęci podtrzymania dobrych relacji, to on zawsze wychodził z inicjatywą wyjścia poza obóz, nieraz siłą wyciągając Piaska, wmawiając mu, że klan nie umrze, jak go chwilę nie będzie. Zazwyczaj szło mu to z marnym skutkiem, a jednak starania zdawały się odpłacić.
— Pierwszy dzień bycia normalnym ci sprzyja — stwierdził swobodnie. Czuł od partnera zapach ziół, i chociaż on sam miał na karku księżyców tyle, ile nigdy nie chciał mieć, tak nieustannie, od kocięcego okresu życia, wszelkie medykamenty były dla niego równoznaczne ze smrodem.
Kremowy zmrużył oczy, spoglądając na niego powątpliwie.
— A to wcześniej nie byłem normalny? — mruknął, zdając się brzmieć z lekka na urażonego.
Srebrzysty wykrzywił pysk w śmiały uśmiech, ruchem głowy zachęcając kocura do podniesienia się z ziemi i przetruchtanie się jak najdalej od zgiełku obozowiska. Wiedział, że bez słów Piaszczysta Zamieć zrozumie każdy jego ruch, spojrzenie, czy chociażby te nieodłączne, krzywe grymasy.
— Tak.
Wbrew pozorom cisza nie była niezręczna. Był jawny ze swoim nieraz specyficznym poczuciem humoru i chcąc nie chcąc, Piasek z pewnością już do tego przywyknął.
— I to jest twoja odpowiedź? — westchnął z dezaprobatą, kręcąc głową. Wibrysy za to drgnęły mu z rozbawienia.
— Jeśli cię nie zadowala, to mogę ją rozwinąć, ale pod warunkiem że się ruszysz i znajdziemy się wśród ładniejszych terenów — oświadczył, muskając końcówką ogona jego grzbiet. — Twoja łapa szybciej postawi krok w starszyźnie niż poza obozem jeśli będziesz się tak wlec... — zasugerował z uśmiechem.
Ku jego zaskoczeniu, kremowy nie odezwał się do niego ani słowem. Przez dłuższą chwilę wręcz nie ruszał się, by zaraz to Srebrny mógł tylko zaobserwować, jak kocur ostrożnie go wymija, by zaraz to dać susa pośród krzewy.
Niebieski, dotychczas przebierający łapami w miejscu, przystanął na moment, lekko zaskoczony. Minęło tak niewiele czasu, odkąd Piasek porzucił rolę zastępcy, a zdawał się być zupełnie inną wersją siebie. I to w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeni. Zaczerpnął oddech i pognał w ślad za jasną kitą.
Nic nie było przyjemniejsze od opuszczania obozu. Otwarte przestrzenie zawsze porywały go do biegów, pozwalały na uczucie wolności, odsunięcie w niepamięć myśli o żmudnych, rutynowych patrolach i tym podobnych "bzdet". Czuł, że kończyny same go niosą, a szczególne przyspieszył, gdy tylko udało mu się dogonić Piaszczystą Zamieć.
Były zastępca dotarł niemalże pod same granice klanu. Przed nimi rozpościerał się widok na spokojny nurt rzeki, za którą, na drugiej stronie brzegu, rozrastały się wysokie drzewa. Te terytoria nie należały do żadnego ugrupowania, co czyniło wizję ich odkrycia dosyć kuszącą. Gdyby tylko mieli zdolności Nocniaków, zmoczenie futra nie stanowiłoby problemu.
— Zastanawiałeś się czasem, co jest po drugiej stronie? — zagadnął go kremowy, jak gdyby miał pełen wgląd do jego myśli.
— W każdej chwili o tym myślę — odparł beztrosko. — To musi być przygoda. Zostawić tak wszystko za sobą i żyć bez żadnych zobowiązań — wymruczał. Nawet, jeśli nie był w stanie już stać się młodszym, stokroć bardziej wolał spędzić starość na czymś, co wzbudzi w nim adrenalinę, aniżeli leżeć całymi dniami w ciasnym legowisku.

<Piasku?>

Od Pietruszkowej Błyskawicy CD. Postrzępionej Łapy

Z dumą w oczach spoglądała na Postrzępioną Łapę. Uczennica szybko pojęła, jak wykorzystywać teren dookoła siebie. Mimo niewielkiego wzrostu radziła sobie doskonale, a jednak Pietruszkowa Błyskawica już teraz wiedziała, jak unikać jej ataków.
— Jasne — mruknęła, podnosząc się ciężko na łapy. Machnęła wyzywająco ogonem, zachęcając młodszą do ataku. Szylkretowa nie czekała ani chwili dłużej! Wyskoczyła w stronę nauczycielki, licząc, że ta spróbuje uniknąć jej ruchu w lewo lub w prawo. Jednak Pietruszka również skoczyła do przodu. Złapała Postrzępioną Łapę w locie i z impetem powaliła ją na ziemię, uderzając bokiem o trawę. Następnie, mocnym kopnięciem, wypchnęła młodszą z objęć. Uczennica nie spodziewała się tego — zaryła pyskiem o ziemię, ale niemal od razu podniosła się do dalszej walki. Pietruszkowa Błyskawica okrążała ją, machając groźnie nastroszonym ogonem. Wróble i wrony siedzące na pobliskich gałęziach przyglądały się całemu zdarzeniu. Postrzępiona Łapa znowu zaatakowała jako pierwsza. Tuż przed starszą zrobiła szybki zwrot w lewo — ale właśnie tego spodziewała się Pietruszka. Zgrabnym ruchem odskoczyła do tyłu, po czym błyskawicznie obróciła się i pomknęła w stronę drzew. Uczennica gnała za nią, starając się dotrzymać jej kroku. Czekoladowa wojowniczka wbiegła po pniu drzewa, a potem zwinnie odwróciła się w powietrzu, lądując prosto na Postrzępionej Łapie.
— Dobrze ci szło. Myślę, że jesteś gotowa na wszystkie testy — zamruczała Pietruszkowa Błyskawica, siadając na ziemi i zaczynając myć łapę. Przejechała nią po uszach, spoglądając na młodszą. Postrzępiona Łapa wciąż leżała na plecach, wpatrując się w niebo. Pietruszka ułożyła się obok niej.
— Nadal czuję, że nie jestem wystarczająca — wydukała nagle uczennica, zakrywając łapkami oczy. Po chwili przekręciła się na bok, odwracając plecami do przyjaciółki, i ciężko westchnęła. Pietruszka podniosła się do siadu i delikatnie przejechała łapą po jej boku.
— Dlaczego tak uważasz? — zapytała cicho, troska brzmiała w jej głosie. Spojrzała w niebo, zastanawiając się, co kieruje tymi myślami młodszej. Przecież radziła sobie świetnie. Wręcz wyśmienicie!

<Postrzępiona Łapo?>

Od Topielcowego Lamentu

— Jak wam idzie? — Po lesie poniósł się głos Lamentującej Toni, która sama tkwiła w jakiejś dziurze i węszyła dookoła.
— Nic — stwierdziła po prostu Jaskółcze Ziele, podnosząc się z gleby i otrzepując futro. — Jeśli poszukiwania będą dalej trwać w takim tempie, to zwyczajnie nic nie znajdziemy.
Wszyscy tracili nadzieję. Poranny ziąb paraliżował im łapy, a wschodzące słońce paliło w oczy, gdy starali się pracować. Zero poszlak, odpowiedzi - jedyne, co im zostało, to się poddać.
— Lecz… Jeszcze nikt nie sprawdzał jej grobu, czyż nie? — Pośród ciszy dało się słyszeć głos Borsuczej Puszczy, która poczyniła kilka kroków bliżej Topielca.
— Powinniśmy się tam udać, tak sądzę — wtrąciła Zalotna Krasopani, płynnie włączając się do rozmowy. — Przezorność nikomu nie szkodzi. Prowadź.
°•☆》★-=✧°•÷.•`.⊹ೄྀ☀︎☁︎˚∘•꧂.•=-★《°•☆
— Jestem pewien, że coś tu widzę! — rzucił poirytowany, odwracając się do reszty patrolu i na próżno szukając w ich ponurych ślepiach aprobaty. Było już późne popołudnie, a od wschodu słońca bez przerwy tkwili przy grobie i szukali jakichkolwiek śladów czy wskazówek. Drzewa niechętnie poddawały się podmuchom wiatru, trzeszcząc niczym stare deski uginające się pod czyjąś nogą, a słońce ledwie przenikało poprzez warstwę liści, barwiąc na złoto tu i ówdzie różne rośliny, które weszły mu w drogę. Na Drodze Grzmotu huczały Potwory, które złowrogo błyskały ślepiami i warczały na patrol.
Borsucza Puszcza uniosła pysk znad ziemi, marszcząc nos i rzucając mu dość powątpiewające spojrzenie. Tak jak reszcie patrolu poszukiwania nie szły jej zbyt dobrze, jednak teraz zdawała się powoli odzyskiwać nadzieję.
— Wydaje mi się, że to mogą być odciski łap jakiegokolwiek kota, Topielcowy Lamencie. Za to ta woń… — Uchyliła pysk i mlasnęła językiem, smakując powietrza. — Nie jestem pewna, czy coś oznacza, lecz mam wrażenie, że jest bardziej wiarygodna od śladów, które odnalazłeś. Zdaje mi się, że powinniśmy ruszyć w prawo.
— Jak my wszyscy pewnie zdajesz sobie sprawę, że tak może pachnieć cokolwiek. Nie musi nic konkretnie nam mówić, a szczególnie o sprawie, którą próbujemy rozwikłać.
Kotka nie wyglądała na przekonaną, lecz nie miał czemu się dziwić - przecież nikt nie chciał, by podważano jego zdanie. Szczególnie też patrząc na fakt, że oboje nie byli pewni swoich znalezisk i tylko od nich zależało, który kierunek obiorą.
— Przecież zawsze możemy zagłosować — wtrąciła Zalotna Krasopani, podchodząc do nich lekkim krokiem. Dotąd sama nie obrała żadnej ze stron w dyskusji. — Większość zadecyduje, gdzie wybierzemy się najpierw.
Lamentująca Ton niepewnie pokiwała głową, chwilę później dołączyła do niej Jaskółcze Ziele i reszta patrolu. Ta bezstronnicza opcja wszystkim odpowiadała, choć nie było ich wiele. Wpierw wykroczyła czarno-biała, twierdząc:
— Moja matka ma rację. Jej trop jest pewniejszy, więc obieram jej stronę.
Bura przyjęła to z lekkim uśmiechem, lecz nie rzuciła żadnego kąśliwego komentarza. Następnie dwie młode wojowniczki przedstawiły swoje zdanie, które naprostowało, że one pokładają wiarę w tym, co odnalazł dymny.
°•☆》★-=✧°•÷.•`.⊹ೄྀ☀︎☁︎˚∘•꧂.•=-★《°•☆
TW: opis zwłok, wnętrzności

Od Szafirkowego Wiatru Do Modliszkowej CIszy

 Mimo że śnieg powoli topnieje, to nastrój wojowniczki niezmiennie był taki sam. Pomimo jej największych chęci, nie mogła się podnieść po śmierci jej rodziców oraz brata. Co noc przed oczami widziała ten sam obraz, a czasem miała wrażenie, że nadal słyszy smutne zawodzenie Smarka gdzieś w obozie. Na początku nie miała siły ukrywać tego, co czuje, lecz po kilku zachodach słońca zauważyła, że jej rodzeństwo martwi się jej stanem. Postanowiła więc udawać. Udawać tę samą kotkę, którą była przed tragedią, którą spadła na jej rodzinę. Codziennie przed wyjściem z legowiska, brała głęboki oddech i wstawała ze sztucznym uśmiechem na pyszczku, prezentując się dla towarzyszy jako zawsze uśmiechnięta, niezdarna kotka. Miała nadzieję, że z czasem nie będzie musiała udawać, ale ból nie znikał, wręcz wzrastał. Nie chciała, by ktokolwiek z rodzeństwa widział jej stan, więc postanowiła ich unikać na tyle ile to możliwe. Wychodziła na strasznie długie polowania i starała się nie chodzić na patrole razem z nimi. Wiedziała, że nie może uciekać przed rodziną do końca życia, jednak czuła się bezsilna. Szafirkowy Wiatr obudziła się z brakiem chęci do wykonywania jakiegokolwiek zadania. Opuściła legowisko wojowników, a łapy nieświadomie kierowały ją do legowiska lidera. Gdy kotka zauważyła, gdzie idzie, szybko się otrząsnęła i spojrzała na wyjście z obozu. Czy kiedyś pozbędzie się ciężaru straty? By odwrócić swoją uwagę od kolejnego przykrego snu, wyszła na polowanie powolnym krokiem. Pogoda była piękna, jednak jak na złość nie udało jej się nic złapać. Miała wrażenie, że nawet gdyby mysz przebiegła jej pod nosem to by jej nie złapała! Wróciła do obozu, dopiero gdy słońce zaczynało chować się za horyzontem. Spojrzała na pełny stos zwierzyny i dopiero teraz przypomniała sobie o głodzie. Wzięła niechętnie małą mysz, chciała już uciec na sam skraj obozu, by samotnie, zjeść posiłek jednak Modliszkowa Cisza zaszedł ją od tyłu.
— Szafirkowy Wietrze, możemy pogadać?
Futro na karku wojowniczki delikatnie się podniosło i równie szybko opadło, gdy usłyszała nieoczekiwanie głos brata. Spojrzała w jego stronę, usiadła i odłożyła swój posiłek przed siebie.
— Pogadać? O czym? — zapytała zdziwiona.
— O tym, że unikasz mnie i Czuwającej Salamandry już od kilku księżyców.
Końcówka ogona Szafirkowego Wiatru zaczęła nerwowo latać z jednej strony na drugą, a jej poduszki zaczęły się nieprzyjemnie pocić. Mimo wielkich starań, jej rodzeństwo zauważyło. Klanie Gwiazdy dopomóż…

<Modliszkowa Ciszo? >


Od Pierzastej Łapy (Pierzastej Kołysanki)

Przed mianowaniem Mureny i Łuski

Patrol składał się z książąt, Sumowej Płetwy i Algowej Strugi. Pierzasta Kołysanka udała się z nimi, by poszukać więcej ziół i sadzonek. Srebrna szła z tyłu, nerwowo poruszając ogonem, zastrzygła uszami. Nie miała ochoty wychodzić z obozu, bo czuła, że coś nadchodzi. Coś bardzo, bardzo groźnego.
— Już! — Usłyszała gdzieś z krzewów. Zaraz po tym podejrzanym sygnale, z pobliskich paproci wyskoczyły koty. Włóczędzy powoli okrążali patrol, patrząc się na nich szyderczo. Ogrodniczka powstrzymywała swoją panikę, ale było to widoczne. Bura kocica naskoczyła na Murenową Łapę, cynamonowy szylkret na Łuskę. A ruda zielonooka kotka wskoczyła na barki Sumowej Płetwy. Czy tak wygląda prawdziwa wojna? Wojna, o której opowiadała jej babcia… Krwiste plamy pojawiały się na ziemi, tworząc ogromny rozgardiasz. Pręgowana kotka odsunęła się dalej w stronę krzaków. Nie umiała za dobrze walczyć, brała małe lekcje u Mureny, ale nadal nie była w pełni sił. Po chwili dostała ataku paniki, gdy czekoladowy kocur zmierzał w jej stronę. Czy to było zaplanowane? Skoro tak, musieli mieć szpiega.
— Pierzasta Kołysanko… Schowaj się! — krzyknęła Algowa Struga. Jej biało czarne futro splątało się z jego brązowym. Po chwili, do jej walki dołączył jej brat Szałwiowa Łapa. Żółte oczy jednej z samotniczek zamknęły się, a jej ciało upadło na ziemię. Murena cała we krwi popatrzyła na nią z wyższością. Zaraz po tym cynamonowy szylkret padł na ziemię, ale z Łuską nie było dobrze. Do księżniczki nie dolatywały już żadne słowa, gdy zobaczyła poranionego brata. Szybko do niego podbiegła i zobaczyła, co da się zrobić.
— Trzeba będzie amputować — powiedziała wyrok. Książę był nieprzytomny, nawet nie wiedziała, czy się wybudzi. Po chwili podbiegła do niego Murenowa Łapa.
— Będzie dobrze… Trzymaj się — szepnęła.

Teraźniejszość

Pierzasta Kołysanka zaczęła nucić piosenkę, sortując zioła w magazynku.
— Jest tu ktoś? — Usłyszała. Wyjrzała zza rogu i rozejrzała się, a ku jej oczom ukazała się Piastunka. Ta wyszła z rogu, aby się pokazać. Skinęła głowa i popatrzyła na kotkę.
— Ja się tym zajmę! — powiedziała nagle Różana Woń — Ty idź do Lśniącej Ikry — dokończyła. Ta skinęła głową i pobiegła do zielonookiego wojownika.
— Co dolega? — zapytała.
— Kaszel… — wymruczał.
— … Poczekaj tu! — mruknęła. Pręgowana księżniczka ruszyła do magazynka, ominęła stertę już nieprzydatnych ziół, szukając czegoś na zielony kaszel.
— Mamy kocimiętkę? — krzyknęła ogrodniczka.
— Poszperaj, a znajdziesz! — Usłyszała głos Zimorodkowego Życzenia. Ta z mozołem zaczęła przeszukiwać sterty ziół. Bo co to za pomysł, żeby posortować zioła według wielkości?! Już ją to denerwowało, zwłaszcza że każde rosły podobne.

* * *

Tym razem srebrna mogła zająć się własnymi sprawami. Była na wyspie, sama w ciszy i spokoju. Nikt jej nie przeszkadzał, nikt nie hałasował. Był to dla niej raj, bajka, w której mogłaby zostać na zawsze. Kotka łapą kopała małe dołki w ziemi i sadziła starannie sadzonki. Tam, gdzie już owoce były dojrzałe, tam pyszczek młodej zawitał. Pierzasta Kołysanka uwielbiała słodki zapach malin czy jagód. A trujące zioła chowała w swoim schowku, myśląc, że przydadzą się do czegoś lepszego. Do tego te piękne, zielone łodygi, liście i barwne kwiatki, które niedługo dorosną. Jej rola była czymś, w czym mogła się spełniać.

Od Miłostki

 Młoda kotka wyskoczyła do góry. Jej smukłe, łanie nogi odbiły się od podłoża, wzbijając małą chmurkę pyłu. Jedną łapę wyciągnęła najwyżej jak tylko była w stanie, pazury miała wysunięte, gotowe, aby zaznaczyć miejsce na pniu grabu, który wzrastał obok obozu. Drasnęła gładką, szarą kore, a następnie lekko, chociaż nie z największą elegancją, upadła na ziemie. Uśmiechnęła się triumfalnie, kiedy ujrzała, że udało jej się niemal i pół długości swojej kończyny przeskoczyć szramę wykonaną przez brata. 
— Ha! Ha! — zaśmiała się Miłostka prosto w skrzywiony pysk Sekrecika. Uczeń wojownika zmrużył ślepia i odsunął się od siostry. — Głupio ci teraz, co? Kulawy zając! — rzuciła, a następnie odwróciła się do najstarszego, obecnego pod drzewem terminatora. — Widziałeś Len? Skacze najwyżej ze wszystkich kotów w Owocowym Lesie! 
— Widzia-
— Ja widzę, że może i ja zaznaczyłem niżej, ale ty ledwo przebiłaś się przez korę! — przerwał kremowemu Sekrecik. 
— Ojejku, no! Nie przeszkadzaj! Teraz Len będzie skakać. On na pewno wbije pazury głębiej niż ty. No i na pewno wyżej! — zganiła go Miłostka. Następnie obróciła się do przyjaciela, który już ustawiał się do wyskoku. — Dawaj! Na pewno skoczysz prawie tak wysoko, jak ja.
Usiadła i owinęła sobie ogonek wokół łap. Wpatrywała się jak zaczarowana w napinającego się ucznia, a gdy wzbił się do góry, ona też powstała. Pazur, chociaż kocur próbował wyciągnąć się jak najmocniej, zadrapał miejsce niemal na tej samej wysokości co młodszy brat szylkretki. On też był pierwszym, który to zauważył i nie miał zamiaru pozwolić, aby ktokolwiek to przeoczył. 
— Ha! Widzisz to! Len jest starszy, a taka z niego miernota! Jeśli ja jestem kulawym zającem, on jest  takim, co się urodził już bez nóg! — Szczera radość i złośliwy entuzjazm wylewał się z płowego pyszczka. 
— Hej! Pilnuj się, bo ci myszy powykradam na treningach! — zawtórował mu starszy. 
— Spróbowałbyś! Malinek powyrywa ci wąsy z tej twojej ładnej buźki! 
— Em... Może będziemy troszkę ciszej, co..? — Niespodziewanie odezwała się Kruszynka, która nie uczestniczyła w zawodach, ale lojalnie siedziała z nimi przed obozem i wszystkiemu się przyglądała. — Tatuś będzie zły, że mu przeszkadzamy. — Dokończyła. Cała czwórka, jak na znak, odwróciła łebki w stronę czekoladowego wojownika leżącego na boku kilka susów dalej, w miejscu, gdzie jeszcze jakiś czas temu była plama słońca. Oddychał miarowo, a koniuszek jego ogona bujał się delikatnie. Ucho nawet mu nie drgnęło. 
— Oho! To mówi? — zażartował Len. 
— Ojciec zasnął, zanim jeszcze zdążył się położyć — powiedziała całkowicie poważnie Miłostka, ignorując niemiłe słowa przyjaciela. Siostra wbiła morskie ślepia w pączek trawy, który miętoliła wcześniej. Już się nie odezwała.
— Hej! Nie zapominajmy, że ten oto starszy uczeń wojownika, właśnie został zmieszany z błotem. — Sekrecik wskazał na niego paluchem. 
— Przestań; nikt nie bierze tego na poważnie, tylko ty. — Miłostka westchnęła i radośnie uśmiechnęła się do brązowookiego. — Nie martw się, jestem pewna, że to po prostu dlatego, że miałeś cięższy trening z Listkiem, a mój robaczywy brat się obijał. 
— No cóż, zapewne tak było. Chociaż... Liczyłem, że nikt nie zauważy, że jestem senny i wymęczony — powiedział trochę zbyt teatralnie, przez co młodszy kocurek przewrócił oczami. — No ale ty, Miłostko, masz świetny zmysł obserwacji, to pewnie dlatego! Nic ci nie umyka. Dlatego jesteś moim zwiadem, a ja twoim mózgiem. — Koteczka zaśmiała się. Obrzydzenie na płowej mordce robiło się coraz bardziej widoczne z każdym uderzeniem serca. Brat wiedział, że gdyby sam coś takiego powiedział, dostałby po głowie. 
— Poliżcie się jeszcze po zadkach... — prychnął, ale nie chciał dłużej roztrząsać tematu tej dwójki razem. — A ty, wścibski robalu, co takiego robiłaś, skoro niby tylko niezmęczone lenie potrafią dać z siebie wszystko? 
— Po pierwsze, ja nie dałam z siebie wszystkiego, bo jakbym dała, to musiałabym do was mówić z gałęzi — zaczęła, siadając i przymykając ślepia. — A po drugie, właśnie robiłam coś bardzo podobnego! Ćwiczyłyśmy z Pieczarką szybkie wchodzenie i schodzenie z drzew; idzie mi coraz, coraz lepiej. Już prawie się nie męczę, kiedy mam wdrapać się nawet na wysokie dęby. Noo... Chciałam też to porobić jutro, ale Pani Pieczarka źle się czuła na końcu... Powiedziała, że jutro raczej pójdę z kimś innym, żeby mogła spędzić noc u Pani Świergot, albo w ogóle nie będę musiała iść na trening, bo tak super mi idzie. Trochę mi szkoda, ale i tak wpadłam na ten super pomysł z zawodami.
— Żeby móc się chwalić swoimi umiejętnościami? — zapytał kpiąca młodszy. 
— Dokładnie tak — przyznała.
— Ja nie widzę w tym nic złego. Jeśli ktoś jest w czymś dobry, warto to pokazać. Wtedy wiadomo, że w danej dyscyplinie nie warto stać z takim kotem po przeciwnych stronach. — Len pokiwał głową. — Przykładowo, Sekreciku, nigdy bym nie próbowałbym rywalizować z tobą w polowaniu na robaki. Jesteś w tym niesamowity, za każdym razem, gdy próbujesz złapać nornice, a wyciągasz dżdżownice... Po prostu brak mi słów.
— Haha! — zaśmiał się szczerze kocurek, dziwiąc się sam sobie. — Len... Ja bym w życiu nie był w stanie pobić cię w pakowaniu się w kłopoty z moją głupią siostrą, nawet jeśli miałem więcej czasu i sposobności na trening. — Starszy uczeń również odpowiedział entuzjastycznym rechotem. Miłostka zrobiła wielkie oczy i posłała pytający wzrok do Kruszynki, która kompletnie nie zrozumiała, o co jej biega. Zielonooka wzniosła głowę ku niebu; być może istnieje dla nich przyszłość bez wrzucania się nawzajem do bajora z zajęczych bobków... Jeśli istniał Klan Gwiazdy, jeśli istniała Wszechmatka... Jeśli istnieje jakakolwiek siła, która czuwa nad kotami, niech się przygotuję, bo moment, w którym ta trójka przestanie płatać sobie niemądre figle, a zacznie kooperować, aby sowizdrzyć wspólnie przeciwko innym... To będzie koniec Owocowego Lasu... Rozniosą go szybciej niż jakiekolwiek zabłąkane, wściekłe dusze, szybciej niż najstraszniejsi samotnicy.

[902 słów + wspinaczka na drzewa]

Wyleczeni: Pieczarka

Od Bursztynowego Brzasku CD. Mandarynkowego Pióra

Wpatrywał się w śpiącą już partnerkę z uśmiechem. Chyba tylko w takich momentach mógł jej się tak długo przyglądać. Wyglądała tak bezbronnie i niewinnie, całkowicie inaczej niż za dnia, gdy pewnym głosem i dumną postawą rozporządzała patrole, by umocnić swoją pozycję zastępcy w klanie. Wyobraził sobie jej spojrzenie, gdyby nazwał ją bezbronną i niewinną i aż lekko zatrząsły mu się wąsy z rozbawienia. Ale czy to było aż takie złe, że patrzył na nią w inny sposób niż reszta klanu? Przez te wszystkie księżyce przywiązał się do tej dumnej, zawsze najlepszej księżniczki i chciał by mogła odnajdywać w nim wsparcie. Zwłaszcza po tym ile nowych obowiązków na nią spadło, gdy Algowa Struga zniknęła w żłobku. Położył pysk na łapach, na tyle blisko futra kotki, by czuć jej zapach. Ciekawe czy komuś jeszcze się coś takiego zdarzyło. Tak w pełni nieplanowana historia miłosna, a jednak kończąca się faktycznym uczuciem, ślubem, a nawet piątką kociaków. No… Może nie do końca w tej kolejności.

***
Obudził się wypoczęty, jednak Mandarynki już nie było. Westchnął delikatnie, jednak nie był zbyt zdziwiony. W końcu kotka zwykle wstawała wcześniej, żeby osobiście sprawdzić czy pierwszy patrol wyrusza. Był ciekawy czy już jadła śniadanie. Przeciągnął się i ruszył na zewnątrz. Odszukanie kotki nie zajęło mu zbyt wiele czasu, bo rozmawiała akurat ze Spienioną Gwiazdą. Odczekał więc uprzejmie chwilę nim zaproponował posiłek.
– Tak, tak, wypadło mi to z głowy… – tłumaczyła się kotka myślami wciąż jednak będąc gdzie indziej.
Niewiele myśląc przyniósł jej jedną z ryb, które znajdowały się już na stosie. Pierwszy patrol musiał już wrócić, spał dłużej niż założył. Podsunął piszczkę partnerce i podzielili się nią.
– Jak twoje biodro? – spytała kotka, mierząc Bursztynka oceniającym spojrzeniem.
Skrzywił się. Zwichnął je poprzedniego poranka, co chwilowo uniemożliwiało mu pełne uczestniczenie w patrolach łowieckich. A dodatkowo wypadek był bardzo głupi – żadnych heroicznych walk z lisami czy przepędzania samotników, Bursztynek zwyczajnie spadł z drzewa i jedyne co mógł winić to źle obliczone przez siebie ryzyko. Tamta gałązka cały czas wyglądała, jakby mogła się złamać, trzeba było na nią nie wchodzić bez względu na to jak tłusta zdobycz znajdowała się po drugiej stronie.
– Już dużo mniej boli, ale pójdę jeszcze po nowy opatrunek do Zimorodkowego Życzenia – westchnął. – Może spotkam Piórko, zapytam co tam u niej.
Mandarynka potaknęła niemrawo, patrząc na ostatnie kęsy ryby.
– Nie przemęczasz się ostatnio…? – zaryzykował pytanie. – Wiesz, że jakbyś czegoś ten, no, potrzebowała… To zawsze możesz się odezwać, prawda?

<Mandarynkowe Pióro?>
Wyleczeni: Bursztynowy Brzask

Od Karasiowej Ławicy

Skradała się przez zarośla stałym tempem. Wśród dni wędrówki weszło jej to w nawyk i teraz oboje, wraz ze Skrzelikiem, poruszali się całkowicie bezszelestnie. Woleli zachować ostrożność, po tym jak za młodu nasłuchali się o tym jak okrutni potrafią być samotnicy – dbający tylko o siebie, skupieni na przetrwaniu w dziczy. Mimo to, monotonia wędrówki pozwoliła im przestać się jeżyć na każdy drobny szelest i byli już spokojniejsi. Bezpiecznie ominęli terytorium lisów, a samotnika żadnego nie spotkali. Dni mijały podobnie – polowali kiedy tylko była okazja, najadali się na zapas, nigdy nie zostawiając resztek, a potem wędrowali długie godziny, czasem rozmawiając o swoich planach i nadziejach, czasem komentując piękną okolicę a czasem po prostu milcząc i skupiając się na równym odkładaniu łap i parciu do przodu. Wieczorem wynajdowali mniej lub bardziej wygodną kryjówkę na noc i układali się do snu. Czy tęskniła za klanem Nocy? Do pewnego stopnia na pewno. Czuła żal, że odchodzi w konflikcie z mamą i siostrą. Tak jakby zostawiała nierozwiązaną sprawę. Ale uważała, że postąpiła dobrze. A Skrzelik zdawał się spokojniejszy i Karaś czuła się dzięki temu dużo lepiej. Dlatego każdego nowego dnia wstawała, zaczynała dzień od polowania i po śniadaniu ruszali. Gdzieś z tyłu pojawiała jej się myśl, że mogłaby się do tego przyzwyczaić. Żyć w ciągłej drodze, każdego dnia spotykać coś nowego. Jedynym problemem było to, że od jakiegoś czasu pobolewała ją łapa - być może właśnie od długich wędrówek. Zaczęło się od lekkiego bólu stawu, na który starała się brać znalezione pewnego razu ziele - pamiętała z czasu spędzonego kiedyś z Cisowym Tchnieniem że ma lekkie działanie przeciwbólowe. Nie pomogło, a kończyna po długich wędrówkach zaczęła nawet drętwieć, ale niczego mocniejszego nie szukała, wątpiąc w swoją nikłą wiedzę. Na razie musiała wytrzymać. No, może ewentualnie zarządzić jedną dodatkową przerwę w ciągu dnia…

Letnie dolegliwości!

 Nadeszła Pora Zielonych Liści, a wraz z nią kolejne dolegliwości!

POGODA

(niedługo zostanie uzupełniona)

Dolegliwości odczuwają wymienione niżej koty z:

Klanu Burzy:

Nagietkowy Wschód - niestrawność
Pozłacana Pszenica - ugryzienie przez szczura
Gradowy Sztorm - katar
Kwiecista Knieja - gorączka
Czuwająca Salamandra - wyczerpanie

Klanu Klifu:
 
Delikatna Bryza - kolec w łapie
Mniszkowy Nektar - użądlenie
Rozświetlona Skóra - wybicie barku
Źródlana Łapa - kłopoty z oddychaniem
Paprociowy Zagajnik - swędząca infekcja

Klanu Nocy:

Gąbka - infekcja gardła
Nimfie Zwierciadło - infekcja ucha
Siwa Czapla - ból stawu
Bursztynowy Blask - zwichnięcie biodra
Bratkowe Futro - popękane poduszki łap

Klanu Wilka:
 
Jarzębinowa Łapa - infekcja oka
Brukselkowa Łapa - katar
Pokrzywowy Wąs - przegrzanie
Dynia - odwodnienie
Iskrząca Nadzieja - ból stawu

Owocowego Lasu:
 
Czernidłak - ból głowy
Skałka - biały kaszel
Pieczarka - gorączka
Maślak - kolec w łapie
Przepiórka - zwichnięcie przedniej łapy

Samotnicy i Pieszczochy:
 
Marionetka - bezsenność
Mamrok - gorączka
Amfitryta - infekcja ucha

Choroby kotów, które nie poszły ze swoimi dolegliwościami do medyka i nie zostały wyleczone, przechodzą w II lub III stadium. Dotyczy to kotów z :

Klanu Burzy:

Wszyscy wyleczeni!

Klanu Klifu:
 
Eter - ugryzienie przez szczura > infekcja w przedniej łapie medycy kk jestem wami zawiedziona.

Klanu Nocy:

Wszyscy wyleczeni!

Klanu Wilka:
 
Iskrząca Nadzieja - zatrucie pokarmowe > wymioty

Owocowego Lasu:
 
Wszyscy wyleczeni!

Samotnicy i Pieszczochy:
 
Celestyn - infekcja gardła > chrypa
Karasiowa Ławica - ból stawu > odrętwienie kończyny
 
Koty z dolegliwościami powinny udać się do medyka latem.
W przypadku grywalnej postaci należy napisać opowiadanie skierowane do medyka w klanie (jeśli jest on grywalny) lub opisać samemu wizytę u niego. Objawy nie muszą wystąpić od razu po rozpoczęciu zimy - mogą w połowie a nawet i pod koniec.
Jeśli kot zlekceważy dolegliwości (tzn. nie zostaną wyleczone w danej porze roku), mogą się one zaostrzyć i/lub przemienić w gorsze i niebezpieczniejsze choroby.
WAŻNE! Osoby, które same wstawiają swoje opowiadania proszę o dodawanie pod opowiadaniami z leczeniem etykietkę "choroby".
UWAGA! Proszę, żeby pod opowiadaniami z leczeniem (szczególnie NPC!!!), były w liście wymienione imionami koty, które otrzymały kurację!

Od Nocnego Kwiatu CD. Liściastego Futra

- Mogę ci jakoś pomóc? - rozległ się cichy głos. Nocny Kwiat drgnęła, jednak po chwili rozpoznała Liściaste Futro. Przykucnęła i owinęła łapy ogonem.
- Chodzi o Poranny Zew. Nie żyje od tak dawna, a ja mam wrażenie, jakbym umarła wraz z nią. Ta poprzednia, prawdziwa ja. Poranek wyciągnęła mnie z kłopotów, a wszystkie moje problemy zaczęły się po tym, jak ją utraciłam. Przepraszam, że tak długo nie chciałam o niej rozmawiać.
- Nic nie szkodzi - odparła Listek. - Wiem, co czujesz. Sama straciłam siostrę, która jednak nie umarła, a uciekła z klanu. Zostawiła mnie, a kiedy po nią przyszłam, nie chciała ze mną wrócić.
Nocny Kwiat pokiwała ze zrozumieniem głową. Zawiodła tyle osób… Przyczyniła się do okaleczenia jej matki. Namieszała. Teraz była jednak w nowym Klanie, z nowymi kotami, które szanowały ją. Niektórzy patrzyli się krzywo na jej blizny, ale dzięki nim dostawała wiele wsparcia.
Wtedy rozległ się głos liderki zwołującej zebranie klanu. Dwie kotki, nie wiedząc, o co chodzi, wyszły z legowiska i usiadły obok siebie.
- Ja, Liściasta Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Nocny Kwiecie, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia? - zapytała. Nocny Kwiat nie wierzyła w to, co się dzieje. Czy wreszcie, po tylu księżycach będzie w pełni akceptowana w klanie? Będzie miała miano oficjalnego wojownika?
- Przysięgam - odpowiedziała głosem drżącym z emocji.
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Nocny Kwiecie, Klan Gwiazdy ceni twoją wytrwałość i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu - zakończyła Liściasta Gwiazda. Kiedy wojownicy skandowali jej imię poczuła coś dziwnego. Przynależność? Pojednanie? Nie, poczuła się po prostu jakby była w domu. Z uśmiechem przytuliła się do Liściastego Futra, czując, że wszystkie jej troski na chwilę zniknęły.

< Liściaste Futro? >