Kotka skrzywiła nos. Co ciekawego było w patrzeniu na jakieś nudne szaro-bure koty chodzące bezsensu w prawo i w lewo. Zmrużyła oczka. Cieszyła się, że siostra zrozumiała swoją pozycję, jak i to, że zawsze będzie w jej cieniu, lecz to. Uh, mogłaby chociaż ją adorować. A nie patrzeć się na jakiś plebs jedynie marnujący powietrze w obozowisku.
— To patrz na mnie. — zażądała.
Liliowa niepewnie przeniosła na nią wzrok. Zlustrowała ją i wróciła do poprzedniego zajęcia.
— Ej. — pisnęła niezadowolona. — Więcej.
Oczka siostry zdawały się nie do końca rozumieć sensu tego. Ale wróciły na wskazaną pozycję.
— Ale po co?
Pierwomrówka wstała i napuszyła sierść. Zrobiła lekki krok do przodu, zwiewny i elegancki, niczym ona sama.
— Bo jestem twoją siostrą. — miauknęła dumnie. — To twój obowiązek.
Firletka nie zdawała się być całkowicie przekonana do tej argumentacji. Czekoladowa westchnęła niezadowolona. Wiedziała, że była młodsza i związku z tym głupsza, ale aż tak. Zdawało się być to wręcz przesadą.
— Nie każdy ma taką cudowną siostrę jak ja. Powinnaś cieszyć się z tego i delektować każdą nasza wspólną chwilą na tym świecie. — próbowała wyjaśnić temu mysiemu bobkowi, unosząc ogon.
Oczka liliowej zamrugały, a łebek przekręcił się w lewą stronę. Pierwomrówka zmarszczyła nos. Nie wiedziała czy ta kupa futra to procesuje czy utknęła myślami, gdzieś przy drugim świecie.
— Więc no... Widziałam, że bazgrasz w piachu pazurem. — oświadczyła, usadawiając się przez kotką. — Więc może mnie narysujesz?
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
21 listopada 2024
Od Pierwomrówki CD. Firletki
Od Pierwomrówki
Świat był ponurym miejscem przed jej nadejściem. Szarobury krajobraz roztaczał się w sercach wojowników pozbawionych iskierki życia. Wschody słońca mijały monochromie siejąc ziarno apatii w załączonych umysłach.
Lecz Klan Gwiazd uraczył ich wybawieniem z tej zatrważającej niedoli. Rozwiązaniem jedynym słusznym w tak beznadziejnej sprawie...
Uśmiechnęła się i zrobiła krok do przodu. Tak. Czekali na nią. Czuła zniecierpliwienie bijące od ich wątłych ciałek. Pragnęli jej nadejścia. Jej blasku. Pokręciła łebkiem, wzdychając. Nie mogła kazać dłużej im czekać.
— Oh, wstałaś?
Matka potrafiła dobrze ukrywać swoje emocje. Nie mogła sobie pozwolić na jawne faworyzowanie ukochanej córki. Firletka miała słabą psychikę. Nie pogodziłaby się z tą brutalną prawdą. Koteczka uśmiechnęła się rodzicielki.
— Tak. I miałam super fajne sny. — oznajmiła dumnie, podchodząc do mamci.
Zaciekawione spojrzenie kotki przeniosło się na córkę. I słusznie. Nigdy nie powinno zbaczać na to drugie coś co wypluło się z jej łona.
— Chcesz mi opowiedzieć? — pytała jakże głupio.
Pierwomrówka już dawno przejrzała matkę.
Na wskroś!
Na wskroś!
— Byłam liderką. I cały dzień bawiłam się z tobą i tatą i było mega fajnie i super. — odparła elokwentnie kotce, wprawiając ją w niesłychany zachwyt.
— A ja? — zapytała cicho ta pokraka.
Wtulona w matkę zdawała się znikać w jej futrze. I słusznie. Nie mogła skazić jej blasku.
— Ta, ta, też gdzieś tam byłaś. — dodała.
Zadowolona tą odpowiedzią ucichła posłusznie. Pierwomrówka miała z nią jeszcze wiele przepracowania. Młoda wciąż opierała się jej niezwykłości. Nie mogła jej winić, nie każdy rodzi się tak cudowny i mądry jak ona. Pewnie powinna jej współczuć, ale zbyt wiele było pospólstwa na świecie by nad każdym się rozczulać i jego bezdennym umysłowym otępieniem.
— To co dziś robimy? Może...
Pierwomrówka uniosła drobne brewki na swym pysiu. Matula pewnie będzie chciała bawić się w kolejną kocięcą zabawę. Była taka dziecinna i beztroska. Czekoladowa uparcie to znosiła nie chcąc sprawić smutku swej największej fance, lecz nudziły ją zabawy, gdzie ona nie była w centrum uwagi.
— A może bajkę...? — głos pokraki zaskrzeczał gdzieś w tle.
Niczym nieistotny element, którym była. Czekoladowa usiadła obok tego czegoś, by mogło choć trochę ujrzeć piękna tego świata. Niech ma też coś od życia.
— Tak. Bajka. Ale fajna. — zarządziła Pierwomrówka.
Kto by chciał w końcu słuchać jakiś pierdół o kotach, które totalnie jej nie interesują. Nikt.
— Niech będzie o mnie! — rozkazała wesoło mamie. — No i o niej. — wskazała mniej entuzjastycznie na siostrę.
Matulka westchnęła, uśmiechając się do swoich pociech. Czuła, że nie lada wyzwaniem będzie opowiedzenie czegoś tak wspaniałego jak jej córeczka.
— No dobrze, więc...
Matulka westchnęła, uśmiechając się do swoich pociech. Czuła, że nie lada wyzwaniem będzie opowiedzenie czegoś tak wspaniałego jak jej córeczka.
— No dobrze, więc...
Od Bagietki (Mewiej Łapy) CD. Perełki
Bagietka przestało i pysio zawiesił się otwarty. Oczka próbowały nadążyć nad licznymi pytaniami. Złapało się za łebek, czując jak robi się za ciepło im.
— Eee.. — wydało w końcu z siebie zdezorientowane. — Co?
Kotka przekręciła główkę, jakby nie rozumiała. Zrobiła niepewny krok do przodu, przyglądając się uważnie towarzyszowi rozmowy.
— Jak to co? Na co co?
Bagietka zamrugało powoli. Próbowało sobie przypomnieć cokolwiek ze słowotoku młodszej. Była to próba nieudana. Coś tam tata, coś tam gada. Rodzeństwo...? Wszystko plątało się w małym łebku.
— Co na wszystko...? — odparło niepewnie.
Szylkretka westchnęła. Ze zrezygnowaniem pokręciła łebkiem. Bagietkowe dziecko zamarło niepewnie ze zmartwieniem iż sprawia młodszej przykrość. Ale chyba nie sprawiało. W końcu kotka nie płakała. Więc chyba było dobrze.
— Czemu dziwnie mówisz? Gdzie twój tata? — powtórzyła z mniejszą pewnością.
Bagietka podrapało się za uchem, zastanawiając się solidnie nad odpowiedziami na ów niełatwe tematy. Drapanie przybrało na intensywnością wraz z procesami myśleniowymi w łebku. Ich łapka dotknęło coś lepkiego. Zdezorientowane spojrzało na nią i powąchało niepewnie. Skrzywiło się. Pachniało dziwniej.
— Bagietko...? Bagietko? — spojrzało zaskoczone na kotkę.
Wpatrywała się w niego z dziwnym wyrazem pyska. Uniosło brwi pytająco.
— Co robisz?
Spojrzało na kotkę a to na swoją łapkę.
— Nie wiem co to... Jak myślisz? — przysunęło kończyne bliżej kotki.
Szylkretka początkowo odsunęła się. Na jej pysiu widniało zaskoczenie z obcecnego obrotu spraw.
— Błoto? — miauknęła niepewnie.
Bagietka odważyło się na ostateczny test. Polizało substancję, czemu towarzyszył zaskoczony pisk towarzyszki. Zmarszczyło mordke. Faktycznie smakowało jak błoto. I to wczorajsze.
— Bleh, masz rację. Skąd wiedziałaś?
Kotka wyprostowała nieco dumnie łebek zadowolona, że zainponowała starszemu kociakowi.
— Wyglądało jak błoto. — odparła błyskotliwie. — Ej, czekaj nie odpowiedziałeś na moje pytania. Dlaczego tak dziwnie gadasz?
Bagietka próbowało strzepnąć z łapki mokrą ziemię.
— Dziwnie, czyli jak?
<Percia?>
20 listopada 2024
Od Skowroniego Odłamku
Wpatrywał się w ciemny nieboskłon nad jego pyskiem. Atramentowa czerń poprzecinana była srebrnymi gwiazdami, a okrągły, niczym lico kociaka, księżyc rzucał na jego czekoladowe futro srebrny blask. Czekał. Mandarynkowe Pióro coraz rzadziej przychodziła na wyznaczone przez nich spotkania, jednak medyk czuł, że nie jest to zwyczajna chęć urwania kontaktu.
Po okolicy poniósł się cichy, duszony w sobie płacz. Rozpoznał ten głos. Kocur bez namysłu wstał z ziemi i podszedł bliżej granicy, rozglądając się za księżniczką, jednak nigdzie jej nie dostrzegł. Wziął głęboki wdech i postawił łapę na terenie Klanu Nocy. Skrzywił się, gdy lewe oko zaczęło go piec. Dlaczego akurat teraz?
Nie minęło wiele czasu, a srebrny znalazł się na barwnej, usianej jasnymi kwiatami łące. Zatrzymał się. W ciemności dostrzegł piękne futro Mandarynkowego Pióra. Kotka siedziała plecami do niego, łkając. Spojrzenie medyka zmiękło, gdy zbliżył się do kotki i położył ogon na jej barkach. Wojowniczka powoli odwróciła się, unosząc mokry od łez pysk ku górze i wpatrując się w niego z rozpaczą.
— Skowronku… — zaczęła, zaciskając na moment powieki.
Pręgowany cętkowanie posłał swojej wybrance spojrzenie pełne bólu i czułości. Kto mógł ją tak skrzywdzić? Dotąd powściągliwa i dumna kotka, teraz siedziała przed nim, starając się powstrzymać łzy. Zielonooki usiadł obok niej.
— Spokojnie, jestem tu… Co się stało?... — Z jego ust wydobyło się ciche pytanie.
— Ja… Ja nie powinnam… Nie chciałam…
Kocur odwrócił na moment wzrok. Nie potrafił patrzeć na księżniczkę w takim stanie. Serce krajało mu się za każdym razem, gdy widział kolejną łzę, powoli spływającą po jej idealnym policzku. Ponownie spojrzał kotce w oczy, spinając lekko mięśnie.
— Czego? Czy… Czy ktoś cię skrzywdził?
— Nie… Chyba nie… Skowronku… Ja cię kocham.
Zamarł na moment, wstrzymując oddech. Poczuł, jak oblewa go lodowaty pot, a oko znów dało się we znaki. Powinien się bać. Powinien od razu uciec, wrócić do legowiska i zapomnieć o wszystkim co miało miejsce, ale nie potrafił. Oh, Klanie Gwiazdy… No właśnie. Nie mógł. Wbrew woli poczuł ciepło. Serce mu zatrzepotało. W jego zielonych ślepiach zabłysnęły iskierki. Łzy.
— Ja… Ja też cię kocham. — wyszeptał, spoglądając prosto w oczy Mandarynkowego Pióra.
W tej samej chwili poczuł, jak kotka przytula się do niego. Do nozdrzy kocura dopłynął zapach ryb oraz kwiatów. Odwzajemnił ten gest.
— Skowroni Odłamku, odwróć się, proszę. — miauknęła, marszcząc brwi.
Asystent medyka wykonał polecenie medyczki.
— Coś się stało?
— Twoje oko… — kotka posłała mu zdenerwowane spojrzenie. — Wszystko dobrze?
Czekoladowy rozejrzał się nerwowo, uderzając ogonem o tylne łapy.
— Co jest nie tak z moim okiem?
— Ono… Oślepło.
Wszystkie zdarzenia z poprzedniego dnia wróciły. Przypomniał sobie rozmowę z Mandarynkowym Piórem, przekroczenie granicy, wyznanie miłości, powrót do obozu… Przypomniał sobie również dzień, w którym został mianowany. Klan Gwiazdy. Przypomnienie. Czy to… Czy to była kara od jego przodków?
Po okolicy poniósł się cichy, duszony w sobie płacz. Rozpoznał ten głos. Kocur bez namysłu wstał z ziemi i podszedł bliżej granicy, rozglądając się za księżniczką, jednak nigdzie jej nie dostrzegł. Wziął głęboki wdech i postawił łapę na terenie Klanu Nocy. Skrzywił się, gdy lewe oko zaczęło go piec. Dlaczego akurat teraz?
Nie minęło wiele czasu, a srebrny znalazł się na barwnej, usianej jasnymi kwiatami łące. Zatrzymał się. W ciemności dostrzegł piękne futro Mandarynkowego Pióra. Kotka siedziała plecami do niego, łkając. Spojrzenie medyka zmiękło, gdy zbliżył się do kotki i położył ogon na jej barkach. Wojowniczka powoli odwróciła się, unosząc mokry od łez pysk ku górze i wpatrując się w niego z rozpaczą.
— Skowronku… — zaczęła, zaciskając na moment powieki.
Pręgowany cętkowanie posłał swojej wybrance spojrzenie pełne bólu i czułości. Kto mógł ją tak skrzywdzić? Dotąd powściągliwa i dumna kotka, teraz siedziała przed nim, starając się powstrzymać łzy. Zielonooki usiadł obok niej.
— Spokojnie, jestem tu… Co się stało?... — Z jego ust wydobyło się ciche pytanie.
— Ja… Ja nie powinnam… Nie chciałam…
Kocur odwrócił na moment wzrok. Nie potrafił patrzeć na księżniczkę w takim stanie. Serce krajało mu się za każdym razem, gdy widział kolejną łzę, powoli spływającą po jej idealnym policzku. Ponownie spojrzał kotce w oczy, spinając lekko mięśnie.
— Czego? Czy… Czy ktoś cię skrzywdził?
— Nie… Chyba nie… Skowronku… Ja cię kocham.
Zamarł na moment, wstrzymując oddech. Poczuł, jak oblewa go lodowaty pot, a oko znów dało się we znaki. Powinien się bać. Powinien od razu uciec, wrócić do legowiska i zapomnieć o wszystkim co miało miejsce, ale nie potrafił. Oh, Klanie Gwiazdy… No właśnie. Nie mógł. Wbrew woli poczuł ciepło. Serce mu zatrzepotało. W jego zielonych ślepiach zabłysnęły iskierki. Łzy.
— Ja… Ja też cię kocham. — wyszeptał, spoglądając prosto w oczy Mandarynkowego Pióra.
W tej samej chwili poczuł, jak kotka przytula się do niego. Do nozdrzy kocura dopłynął zapach ryb oraz kwiatów. Odwzajemnił ten gest.
── ✧《✩》✧ ──
Obudził się w swoim legowisku. Rozwarł szczęki w szerokim ziewnięciu, powoli ruszając do wyjścia ze Skruszonej Wieży. Już—już miał przekroczyć próg, gdy za sobą usłyszał zmartwiony głos Pajęczej Lilii.— Skowroni Odłamku, odwróć się, proszę. — miauknęła, marszcząc brwi.
Asystent medyka wykonał polecenie medyczki.
— Coś się stało?
— Twoje oko… — kotka posłała mu zdenerwowane spojrzenie. — Wszystko dobrze?
Czekoladowy rozejrzał się nerwowo, uderzając ogonem o tylne łapy.
— Co jest nie tak z moim okiem?
— Ono… Oślepło.
Wszystkie zdarzenia z poprzedniego dnia wróciły. Przypomniał sobie rozmowę z Mandarynkowym Piórem, przekroczenie granicy, wyznanie miłości, powrót do obozu… Przypomniał sobie również dzień, w którym został mianowany. Klan Gwiazdy. Przypomnienie. Czy to… Czy to była kara od jego przodków?
Od Mandarynkowego Pióra
“Kiedy wreszcie się za to zabierzesz? Jesteś aż tak nieodpowiedzialna? Jeden księżyc. Jeden księżyc”. Ciągle słyszała Pierzasty Wdzięk. Bez przerwy. Tak było od ostatnich ośmiu dni. Dzisiaj było tego tak dużo, że praktycznie nie słyszała innych. Niewyraźne dźwięki dochodzące pomiędzy wypowiedziami jej prześladowczyni. Miarka się przebrała, kiedy Syreni Lament zapytała ją:
- [...] Piórolotkowy Trzepot?
Wskazała wtedy na wojownika jedzącego niespokojnie zwierzynę, a Syrenka tylko na nią dziwnie spojrzała i poszła w stronę Mżącego Przelotu, która właśnie wyszła z legowiska. Starała się tego dnia unikać Tuptającej Gęsi, by nie zostać wybrana na patrol. To mogłoby się źle skończyć. Więc po prostu chodziła sobie po terenach klanu. Wróciła do obozu dopiero na wieczór i skierowała się od razu do legowiska. Mijały chwile, minuty, godziny. Nie mogła zasnąć. Cały klan już zdążył się schować do środka i położyć na swoich posłaniach. Kręciła się starając się znaleźć optymalną pozycję do spania. Nic.
“Czemu nie pozwolisz mi zasnąć?”
“Oh, Mandarynko. Nie udawaj głupiej. Dobrze wiesz o co mi chodzi~”
Westchnęła. Nawet nie musiała pytać. Syriusz. Musiała to zrobić. Brzydziła się, ale musiała. Nie miała wyjścia. Wymknęła się z legowiska. Już miała drogę. Robiła to kilka razy. Po chwili już była na obrzeżach Brzozowego Zagajnika. Ledwo co do niego weszła i już stała twarzą w twarz z Syriuszem.
- Mandarynko, której uroda jest spotykana rzadziej niż sto zaćmień jednego sezonu, co tu robisz?
Nie musiała długo mówić. Kilka słodkich słówek wystarczyło.
- Nie wiem mamo…ja…ja…nie wiem...
Rozpaczała dalej, aż nagle głosy ucichły. Popatrzyła na trawę pod sobą. Nie widać już było dziwnych omamów. Chwilę później poczuła ogon na swoim grzbiecie oraz znajomy zapach. Zapach, który wyjątkowo chciała akurat poczuć. Uniosła powoli pysk nadal mokry od łez.
- Skowronku…
Kocur posłał jej pełne bólu spojrzenie i powoli usiadł obok niej.
- Spokojnie, jestem tu... Co się stało?... - zapytał cicho, wpatrując się w jej oczy.
- Ja…ja nie powinnam…nie chciałam… - mówiła panicznie. Wszystkie wydarzenia nadal wirowały jej w głowie, ani myśląc zwolnić.
- Czego? - na pysku medyka pojawił się wyraz niepokoju, a ciało spięło się lekko. - Czy... Czy ktoś cię skrzywdził?
- Nie…chyba nie... Skowronku... Ja cię kocham...
W zielonych ślepiach burzaka pojawiły się małe, błyszczące łzy, wyglądające jak rosa na zielonej trawie.
- Ja... Ja też cię kocham... - wyszeptał. Szybko wtuliła się mocno w jego futro. Będzie dobrze.
- Mandarynkowe Pióro. Będziesz miała dzieci!
Uśmiechnęła się. Wreszcie. Będzie musiała powiedzieć Bursztynkowi. Tylko kto jest ojcem?
- [...] Piórolotkowy Trzepot?
Wskazała wtedy na wojownika jedzącego niespokojnie zwierzynę, a Syrenka tylko na nią dziwnie spojrzała i poszła w stronę Mżącego Przelotu, która właśnie wyszła z legowiska. Starała się tego dnia unikać Tuptającej Gęsi, by nie zostać wybrana na patrol. To mogłoby się źle skończyć. Więc po prostu chodziła sobie po terenach klanu. Wróciła do obozu dopiero na wieczór i skierowała się od razu do legowiska. Mijały chwile, minuty, godziny. Nie mogła zasnąć. Cały klan już zdążył się schować do środka i położyć na swoich posłaniach. Kręciła się starając się znaleźć optymalną pozycję do spania. Nic.
“Czemu nie pozwolisz mi zasnąć?”
“Oh, Mandarynko. Nie udawaj głupiej. Dobrze wiesz o co mi chodzi~”
Westchnęła. Nawet nie musiała pytać. Syriusz. Musiała to zrobić. Brzydziła się, ale musiała. Nie miała wyjścia. Wymknęła się z legowiska. Już miała drogę. Robiła to kilka razy. Po chwili już była na obrzeżach Brzozowego Zagajnika. Ledwo co do niego weszła i już stała twarzą w twarz z Syriuszem.
- Mandarynko, której uroda jest spotykana rzadziej niż sto zaćmień jednego sezonu, co tu robisz?
Nie musiała długo mówić. Kilka słodkich słówek wystarczyło.
***
Syriusz wyprowadził ją z lasu mrucząc głośno. Tak szybko jak zniknął za pniami drzew, jej umysł zalało zdecydowanie za dużo bodźców. Było jej zimno. Żałowała tego co zrobiła. Nawet nie chciała. Kiedy zaczęła to wszystko kwestionować, nagle usłyszała tysiące komentarzy Piórka na raz. Wszystko co jej kiedykolwiek mówiła, przypominała sobie wszystkie sny w jakich z nią była, a przed sobą widziała jakby leżących jej zmarłych bliskich. Kolory futra zmieniały się tak szybko, że nie mogła ich rozróżnić. Wiedziała że to tylko przewidzenie. To było zbyt nierealistyczne, żeby było prawdą. Jednak było wystarczająco męczące, żeby chciała uciec. Biegła przed siebie. Łzy spływały po jej polikach. Nie wiedziała ile przebiegła. Łapy już ją bolały. Chyba przebiegła niedaleko obozu, ale najwyraźniej nikt jej nie zauważył. Kiedy uznała, że nie da rady dalej, zatrzymała się i usiadła. Była na Kolorowej Łące. Głos Piórka nie przestawał. “Mandarynko, córeczko. Popatrz na mnie, pomyśl. Co ty robisz? Co się z tobą stało?” przebił się głos jej matki. Wspomnienie snu. Przełknęła głośno łzy.- Nie wiem mamo…ja…ja…nie wiem...
Rozpaczała dalej, aż nagle głosy ucichły. Popatrzyła na trawę pod sobą. Nie widać już było dziwnych omamów. Chwilę później poczuła ogon na swoim grzbiecie oraz znajomy zapach. Zapach, który wyjątkowo chciała akurat poczuć. Uniosła powoli pysk nadal mokry od łez.
- Skowronku…
Kocur posłał jej pełne bólu spojrzenie i powoli usiadł obok niej.
- Spokojnie, jestem tu... Co się stało?... - zapytał cicho, wpatrując się w jej oczy.
- Ja…ja nie powinnam…nie chciałam… - mówiła panicznie. Wszystkie wydarzenia nadal wirowały jej w głowie, ani myśląc zwolnić.
- Czego? - na pysku medyka pojawił się wyraz niepokoju, a ciało spięło się lekko. - Czy... Czy ktoś cię skrzywdził?
- Nie…chyba nie... Skowronku... Ja cię kocham...
W zielonych ślepiach burzaka pojawiły się małe, błyszczące łzy, wyglądające jak rosa na zielonej trawie.
- Ja... Ja też cię kocham... - wyszeptał. Szybko wtuliła się mocno w jego futro. Będzie dobrze.
***
Tamta noc była szalona. Dużo się wydarzyło. Na szczęście zdążyła wrócić do obozu na czas. Teraz, już kilka dni później, czuła się o wiele lepiej. Piórko zupełnie przestała się odzywać. Mogła mieć spokój. Jednak po tym, jak rano poczuła się niedobrze i zwymiotowała, uznała, że musi pójść do medyków. Różana Woń od razu zaczęła ją badać. Po chwili popatrzyła na nią.- Mandarynkowe Pióro. Będziesz miała dzieci!
Uśmiechnęła się. Wreszcie. Będzie musiała powiedzieć Bursztynkowi. Tylko kto jest ojcem?
Od Rysiej Łapy
Rysia Łapa wrócił z treningu i od razu ruszył do legowiska medyka. Trochę rozumiał Zimorodkową Łapę, lecz trochę nie, bo swoim zdaniem lepiej było zostać szybciej wojownikiem, niż dłużej się uczyć. Bo wtedy dłużej masz uczniowskie zadania. Ale może miała rację?
Gdy wyszedł, zastał Zimorodkową Łapę sortującą jakieś rozgałęzione, intensywnie pachnące zioła.
- Co to za zioło? - spytał się ciekawsko i wskazał łapką te zioło
- To? - zamruczała - To jest Korzeń Łopianu.
Kocurek Podszedł bliżej, I zmarszczył nosek
- Jak było na treningu? - spytała się kotka, odwracając wzrok od ziół.
Uczeń podniósł wysoko swój puchaty ogonek, I popatrzył się na uczennicę medyczki, po czym podniósł jedną z łapek, jakby go bolała
- Było super! Ćwiczyłem dzisiaj trochę polowania. Upolowałem Mysz! - zamruczał radośnie, lecz nagle iskierki radości w oczach mu znikły - Wbiłem sobie w łapę to - pokazał Zimorodkowej Łapie swoją kończynę. W poduszce, niezbyt głęboko, był wbity mały cierń. Mimo, że był mały, nawet można powiedzieć, że bardzo mały, to mina kocurka była tak skrzywiona, jakby miał się zaraz rozpaść na małe kawałki.
- Znowu? - kotka zaśmiała się, jednak wzięła się do roboty.
Delikatnie chwyciła łapę kocurka i zębami złapała kolec, wbity w łapkę młodego ucznia. Ostrożnie przekręciła go, żeby nie zabolało Rysiej Łapy i zaraz wyciągnęła. Przez chwilkę mu się przyglądała. Był bardzo mały, czarny, lecz lekko ostry.
- Teraz nałożę Ci jakieś zioło, I od razu poczujesz się lepiej - miauknęła i sięgnęła do magazynu ziół.
Kocurek patrzył, jak Zimorodkowa Łapa wzięła roślinę, przeżuła je i zaraz wróciła.
- Co to za zioło? - spytał wpatrując się w medyczkę, wracającą w jego stronę z ziołem w pysku.
- To trybula - miauknęła Zimorodkowa Łapa.
Kotka nałożyła maść z trybuli ostrożnie na ranę Rysiej Łapy. Gdy skończyła, kocurek przyłożył sobie kończynę do noska i powąchał trybulę.
- Już nie boli? - spytała łagodnie uczennica medyka.
- Tak! - zamruczał - dziękuję - jego iskierki szczęścia w oczach wróciły i kocurek znowu podniósł ogon.
- A czemu nie chciałaś być wojowniczką? - pisnął i przekręcił głowę z ciekawości
Zimorodkowa Łapa popatrzyła się na niego.
- Od kociaka ciekawiły mnie zioła i leczenie kotów. - zamruczała - Więc zostałam uczennicą medyczki.
Kocur skinął prędko łebkiem i popatrzył się w oczy swojej dawnej wybawicielki, która go wyleczyła, jak dołączył do Klanu Nocy.
- Muszę już iść do legowiska uczniów, spać, żeby jutro wstać na trening! - zamruczał - bo się jeszcze nie przyzwyczaiłem!
Machnął do Zimorodkowej Łapy raźnie ogonem i rzucił jej na ostatnie spojrzenie, po czym zniknął w wyjściu z legowiska.
Gdy wyszedł, zastał Zimorodkową Łapę sortującą jakieś rozgałęzione, intensywnie pachnące zioła.
- Co to za zioło? - spytał się ciekawsko i wskazał łapką te zioło
- To? - zamruczała - To jest Korzeń Łopianu.
Kocurek Podszedł bliżej, I zmarszczył nosek
- Jak było na treningu? - spytała się kotka, odwracając wzrok od ziół.
Uczeń podniósł wysoko swój puchaty ogonek, I popatrzył się na uczennicę medyczki, po czym podniósł jedną z łapek, jakby go bolała
- Było super! Ćwiczyłem dzisiaj trochę polowania. Upolowałem Mysz! - zamruczał radośnie, lecz nagle iskierki radości w oczach mu znikły - Wbiłem sobie w łapę to - pokazał Zimorodkowej Łapie swoją kończynę. W poduszce, niezbyt głęboko, był wbity mały cierń. Mimo, że był mały, nawet można powiedzieć, że bardzo mały, to mina kocurka była tak skrzywiona, jakby miał się zaraz rozpaść na małe kawałki.
- Znowu? - kotka zaśmiała się, jednak wzięła się do roboty.
Delikatnie chwyciła łapę kocurka i zębami złapała kolec, wbity w łapkę młodego ucznia. Ostrożnie przekręciła go, żeby nie zabolało Rysiej Łapy i zaraz wyciągnęła. Przez chwilkę mu się przyglądała. Był bardzo mały, czarny, lecz lekko ostry.
- Teraz nałożę Ci jakieś zioło, I od razu poczujesz się lepiej - miauknęła i sięgnęła do magazynu ziół.
Kocurek patrzył, jak Zimorodkowa Łapa wzięła roślinę, przeżuła je i zaraz wróciła.
- Co to za zioło? - spytał wpatrując się w medyczkę, wracającą w jego stronę z ziołem w pysku.
- To trybula - miauknęła Zimorodkowa Łapa.
Kotka nałożyła maść z trybuli ostrożnie na ranę Rysiej Łapy. Gdy skończyła, kocurek przyłożył sobie kończynę do noska i powąchał trybulę.
- Już nie boli? - spytała łagodnie uczennica medyka.
- Tak! - zamruczał - dziękuję - jego iskierki szczęścia w oczach wróciły i kocurek znowu podniósł ogon.
- A czemu nie chciałaś być wojowniczką? - pisnął i przekręcił głowę z ciekawości
Zimorodkowa Łapa popatrzyła się na niego.
- Od kociaka ciekawiły mnie zioła i leczenie kotów. - zamruczała - Więc zostałam uczennicą medyczki.
Kocur skinął prędko łebkiem i popatrzył się w oczy swojej dawnej wybawicielki, która go wyleczyła, jak dołączył do Klanu Nocy.
- Muszę już iść do legowiska uczniów, spać, żeby jutro wstać na trening! - zamruczał - bo się jeszcze nie przyzwyczaiłem!
Machnął do Zimorodkowej Łapy raźnie ogonem i rzucił jej na ostatnie spojrzenie, po czym zniknął w wyjściu z legowiska.
<Zimorodkowa Łapo?>
[404 słowa]
19 listopada 2024
Od Pietruszkowej Łapy
Pietruszkowa Łapa wstała po krótkiej drzemce w ciągu dnia. Zaspanymi ślepiami rozejrzała się po całej szczelinie, zauważając, że jest w niej całkiem sama. Kotka podniosła się i mocno przeciągnęła, ugniatając mech przednimi łapami. Ziewnęła przeciągle, ukazując światu swoje kły i różowe podniebienie. Podrapała się za uchem i wyskoczyła z posłania. Potruchtała do wyjścia, a następnie do stosu zwierzyny. Spoglądała na jedzenie, nie wiedząc, czy jest na pewno głodna. W brzuchu jej burczało, ale czy to na pewno był sygnał głodu? No cóż, wszyscy twierdzili, że tak. Kotka stała tak długo nad stosem, że aż starsza wojowniczka ją szturchnęła.
— Hej, Pietruszkowa Łapo, wszystko dobrze? — zapytała przyjaźnie, choć nie do końca znajoma Pietruszce, osobistość.
Czekoladowa kotka uniosła wzrok i zamrugała, napotykając żółte oczy starszej kocicy. Była to Liściasty Wir, którą Pietruszkowa Łapa kojarzyła z widzenia i o której słyszała to i owo. Jednak nigdy nie miała okazji z nią porozmawiać. Kotka, która już za jakiś czas miała odejść do starszyzny, miała ciemne szylkretowe futro i białe przednie łapki. Jej pyszczek również posiadał białe włoski, ale to był wynik starości. Oczy kotki, pomimo wieku, nadal świeciły odcieniem pięknej żółci.
— Witaj, Liściasty Wirze — skłoniła delikatnie głowę na znak szacunku. — Tak, jest dobrze, po prostu nie jestem pewna, co chcę zjeść i czy w ogóle chcę coś zjeść — wyjaśniła, a chwilę potem zaburczało jej w brzuchu.
Starsza zrobiła zaskoczoną minę, po czym wyciągnęła łapą ze stosu wiewiórkę.
— Możemy zjeść razem. Twój brzuch chyba jednak domaga się jedzenia! — zaśmiała się pod nosem.
— Jasne! Z wielką chęcią z kimś zjem. Posiłek lepiej smakuje, gdy można się nim dzielić. — wymruczała z radością młodsza kotka.
Nowy kot chętny do rozmowy? Pulchna wiewiórka? O czym więcej można marzyć!
Starsza podniosła gryzonia i skierowała się w stronę półek wojowników. Machnięciem ogona zachęciła uczennicę do wskoczenia. Pietruszkowa Łapa już raz była w legowisku wojowników, więc z łatwością się do niego dostała. Przysiadła przy posłaniu szylkretowej, która skuliła się na nim w pozycji chlebka.
— Zapraszam, możesz usiąść na moim legowisku — odparła, robiąc miejsce dla Pietruszkowej Łapy, która od razu skorzystała z zaproszenia i przysiadła przy kotce. Dotyk czyjegoś futra bardzo uspokajał czekoladową kotkę.
— Jak ci idą treningi? — zapytała. — Wojowniczką powinnaś zostać już dawno temu — miauknęła i wzięła kawałek wiewiórki, następnie przesuwając go w stronę uczennicy.
Pręguska westchnęła niezauważalnie. Nie lubiła tych pytań. Dobrze wiedziała, że powinna już być wojowniczką, ale nie chciała tego i długo zdania nie zmieni. Pomimo bardzo wysokich umiejętności i ponadprzeciętnego talentu do nauki, kotka nadal chciała opanować wszystko do perfekcji. Takie pytania czy stwierdzenia tylko ją irytowały.
— Bardzo dobrze. Melodyjny Trel chce mojego mianowania, jednak ja wolałabym jeszcze poczekać. Pozostało mi nawigowanie w tunelach i doszlifowanie wchodzenia na drzewa — odparła, zbliżając do siebie rudego gryzonia łapą. Wzięła kęs wiewiórki, spoglądając na starszą kotkę.
— Ach, rozumiem. Faktycznie słyszałam, jak Melodyjny Trel wspominała o twoim talencie. Będziesz dobrą wojowniczką, nie ma się czym martwić — zamruczała przyjaźnie, chcąc zachęcić czekoladową uczennicę do mianowania.
Fakt, Klan Klifu potrzebował młodych wojowników, dlatego zachęcanie uczniów do szybkiego ukończenia treningów było trochę zrozumiałe.
— Dziękuję za wsparcie, Liściasty Wirze — miauknęła w podziękowaniu. — A jeśli mogę spytać o ciebie… o twoją rodzinę i historię. Ciekawią mnie koty z mojego klanu i chciałabym poznać każdego z nich — wyjaśniła Pręguska, mając nadzieję, że starsza opowie co nieco.
— O, mało kto pyta mnie o takie rzeczy! Oczywiście, że ci opowiem — wymruczała kocica. — Nie pochodzę z Klanu Klifu. Urodziłam się gdzieś indziej, jednak przez pewne powody przeprowadziłam się tutaj. I powiem ci, że była to najlepsza decyzja. Poznałam tutaj wiele kotów, są tutaj moje dzieci i przyjaciele. Judaszowcowy Pocałunek i Bożodrzewny Kaprys to moje dzieci. Miałam też... Córeczkę, Czyścową Łapę, jednak ta zaginęła wiele księżyców temu. Tęsknię za nią, ale liczę, że spotkam się z nią w Klanie Gwiazdy. — zakończyła i strzepnęła ogonem.
Pietruszkowa Łapa rozejrzała się dookoła, jakby w poszukiwaniu ukochanego Liściastego Wiru. Kto mógł być ojcem tak dobrze znanych wojowników? Czekoladowa kotka przeczuwała, że nie dowie się tego od starszej kocicy. Nie chciała też naciskać.
— Rozumiem! Twoje dzieci są dobrymi wojownikami, a Bożodrzewny Kaprys jest mamą mojej najlepszej przyjaciółki, Zaćmionej Łapy. To twoja wnuczka — wymruczała uczennica, dzieląc się informacją, którą starsza najpewniej już znała.
— Tak, kocham moje wnuki. Nadal czekam, aż mój syn również założy rodzinę, ale na razie jest zajęty głoszeniem słowa Klanu Gwiazdy. Jestem z nich taka dumna — odparła wojowniczka, spoglądając na dwa posłania, które najwidoczniej musiały należeć do jej dzieci.
Czekoladowa zerknęła na posłania dwóch wojowników i znów schyliła się do wiewiórki, orientując się, że zostało jej już tylko kilka kęsów.
— Muszę kiedyś z nimi porozmawiać, ale teraz będę już iść. Wybiorę się na polowanie albo złapię jeszcze kogoś do rozmowy — zaśmiała się czekoladowa.
— Jasne, jasne, idź! Miło się z tobą rozmawiało — zamruczała szylkretowa, po czym oparła głowę na mchu.
Pietruszkowa Łapa machnęła ogonem na pożegnanie i zeskoczyła z półki wojowników.
Wykorzystane NPC: Liściasty Wir
— Hej, Pietruszkowa Łapo, wszystko dobrze? — zapytała przyjaźnie, choć nie do końca znajoma Pietruszce, osobistość.
Czekoladowa kotka uniosła wzrok i zamrugała, napotykając żółte oczy starszej kocicy. Była to Liściasty Wir, którą Pietruszkowa Łapa kojarzyła z widzenia i o której słyszała to i owo. Jednak nigdy nie miała okazji z nią porozmawiać. Kotka, która już za jakiś czas miała odejść do starszyzny, miała ciemne szylkretowe futro i białe przednie łapki. Jej pyszczek również posiadał białe włoski, ale to był wynik starości. Oczy kotki, pomimo wieku, nadal świeciły odcieniem pięknej żółci.
— Witaj, Liściasty Wirze — skłoniła delikatnie głowę na znak szacunku. — Tak, jest dobrze, po prostu nie jestem pewna, co chcę zjeść i czy w ogóle chcę coś zjeść — wyjaśniła, a chwilę potem zaburczało jej w brzuchu.
Starsza zrobiła zaskoczoną minę, po czym wyciągnęła łapą ze stosu wiewiórkę.
— Możemy zjeść razem. Twój brzuch chyba jednak domaga się jedzenia! — zaśmiała się pod nosem.
— Jasne! Z wielką chęcią z kimś zjem. Posiłek lepiej smakuje, gdy można się nim dzielić. — wymruczała z radością młodsza kotka.
Nowy kot chętny do rozmowy? Pulchna wiewiórka? O czym więcej można marzyć!
Starsza podniosła gryzonia i skierowała się w stronę półek wojowników. Machnięciem ogona zachęciła uczennicę do wskoczenia. Pietruszkowa Łapa już raz była w legowisku wojowników, więc z łatwością się do niego dostała. Przysiadła przy posłaniu szylkretowej, która skuliła się na nim w pozycji chlebka.
— Zapraszam, możesz usiąść na moim legowisku — odparła, robiąc miejsce dla Pietruszkowej Łapy, która od razu skorzystała z zaproszenia i przysiadła przy kotce. Dotyk czyjegoś futra bardzo uspokajał czekoladową kotkę.
— Jak ci idą treningi? — zapytała. — Wojowniczką powinnaś zostać już dawno temu — miauknęła i wzięła kawałek wiewiórki, następnie przesuwając go w stronę uczennicy.
Pręguska westchnęła niezauważalnie. Nie lubiła tych pytań. Dobrze wiedziała, że powinna już być wojowniczką, ale nie chciała tego i długo zdania nie zmieni. Pomimo bardzo wysokich umiejętności i ponadprzeciętnego talentu do nauki, kotka nadal chciała opanować wszystko do perfekcji. Takie pytania czy stwierdzenia tylko ją irytowały.
— Bardzo dobrze. Melodyjny Trel chce mojego mianowania, jednak ja wolałabym jeszcze poczekać. Pozostało mi nawigowanie w tunelach i doszlifowanie wchodzenia na drzewa — odparła, zbliżając do siebie rudego gryzonia łapą. Wzięła kęs wiewiórki, spoglądając na starszą kotkę.
— Ach, rozumiem. Faktycznie słyszałam, jak Melodyjny Trel wspominała o twoim talencie. Będziesz dobrą wojowniczką, nie ma się czym martwić — zamruczała przyjaźnie, chcąc zachęcić czekoladową uczennicę do mianowania.
Fakt, Klan Klifu potrzebował młodych wojowników, dlatego zachęcanie uczniów do szybkiego ukończenia treningów było trochę zrozumiałe.
— Dziękuję za wsparcie, Liściasty Wirze — miauknęła w podziękowaniu. — A jeśli mogę spytać o ciebie… o twoją rodzinę i historię. Ciekawią mnie koty z mojego klanu i chciałabym poznać każdego z nich — wyjaśniła Pręguska, mając nadzieję, że starsza opowie co nieco.
— O, mało kto pyta mnie o takie rzeczy! Oczywiście, że ci opowiem — wymruczała kocica. — Nie pochodzę z Klanu Klifu. Urodziłam się gdzieś indziej, jednak przez pewne powody przeprowadziłam się tutaj. I powiem ci, że była to najlepsza decyzja. Poznałam tutaj wiele kotów, są tutaj moje dzieci i przyjaciele. Judaszowcowy Pocałunek i Bożodrzewny Kaprys to moje dzieci. Miałam też... Córeczkę, Czyścową Łapę, jednak ta zaginęła wiele księżyców temu. Tęsknię za nią, ale liczę, że spotkam się z nią w Klanie Gwiazdy. — zakończyła i strzepnęła ogonem.
Pietruszkowa Łapa rozejrzała się dookoła, jakby w poszukiwaniu ukochanego Liściastego Wiru. Kto mógł być ojcem tak dobrze znanych wojowników? Czekoladowa kotka przeczuwała, że nie dowie się tego od starszej kocicy. Nie chciała też naciskać.
— Rozumiem! Twoje dzieci są dobrymi wojownikami, a Bożodrzewny Kaprys jest mamą mojej najlepszej przyjaciółki, Zaćmionej Łapy. To twoja wnuczka — wymruczała uczennica, dzieląc się informacją, którą starsza najpewniej już znała.
— Tak, kocham moje wnuki. Nadal czekam, aż mój syn również założy rodzinę, ale na razie jest zajęty głoszeniem słowa Klanu Gwiazdy. Jestem z nich taka dumna — odparła wojowniczka, spoglądając na dwa posłania, które najwidoczniej musiały należeć do jej dzieci.
Czekoladowa zerknęła na posłania dwóch wojowników i znów schyliła się do wiewiórki, orientując się, że zostało jej już tylko kilka kęsów.
— Muszę kiedyś z nimi porozmawiać, ale teraz będę już iść. Wybiorę się na polowanie albo złapię jeszcze kogoś do rozmowy — zaśmiała się czekoladowa.
— Jasne, jasne, idź! Miło się z tobą rozmawiało — zamruczała szylkretowa, po czym oparła głowę na mchu.
Pietruszkowa Łapa machnęła ogonem na pożegnanie i zeskoczyła z półki wojowników.
Wykorzystane NPC: Liściasty Wir
[784 słów]
Od Pietruszkowej Łapy
Pietruszkowa Łapa właśnie wróciła z treningu w tunelach. Pożegnała się z Melodyjnym Trelem, Gasnącym Promykiem i Mroźną Łapą – no, z nim to tylko dlatego, że jej mentorka kazała. Chociaż brat zaskoczył ją swoją determinacją w kwestii znalezienia matki. Czekoladowa uczennica, gdy została sama, od razu się przeciągnęła i mocno otrzepała. Potruchtała do stosu zwierzyny, kątem oka zauważając, jak jej mentorka rozmawia z wojownikami i starszymi. Czyżby się chwaliła swoją uczennicą? Pietruszkowa Łapa schyliła się do stosu, ale zamiast podnieść zwierzynę, uderzyła w czyjąś głowę.
— Uh, przepraszam — miauknęła szybko uczennica i podniosła wzrok na cynamonową, szylkretową kotkę.
— A nic się nie stało — odparła wojowniczka. — Oh, nazywasz się Pietruszkowa Łapa, prawda? Jak już na siebie wpadłyśmy, to może porozmawiamy? — zaproponowała starsza kocica.
Zaskoczona tym Pietruszka chwilę przetwarzała informację. Zawsze to ona pytała o takie rzeczy, a teraz to była miła odmiana, że ktoś chciał rozmawiać z nią!
— Jasne! — miauknęła od razu i zabrała ze stosu wróbla oraz mysz, zerkając pytająco na cynamonkę, która bez słów przytaknęła na taki wybór jedzenia.
Obie kotki, spoglądając na siebie, przysiadły przy szczelinie medyków. Bez żadnego powodu, po prostu tutaj było najwięcej miejsca. Szylkretowa wzięła dla siebie mysz, a Pietruszka zgarnęła wróbla. Czekoladowa od razu dojrzała długie futro na łapach wojowniczki, co ją zaciekawiło. Zazwyczaj inne koty miały długą sierść na ogonie, policzkach czy piersi. Ta natomiast miała na łapach! To była Miedziany Kieł. Pietruszkowa Łapa znała ją ze słyszenia i widywała ją w obozie, ale raczej nie gadały.
— Jak ci idą treningi? — zapytała, akurat o to! Pietruszkowa Łapa aż prychnęła rozbawiona pod nosem, na co starsza zamrugała.
— Coś nie tak? — przechyliła głowę.
— Nie, nie! Po prostu ostatnio każdy zadaje mi to pytanie — miauknęła rozbawiona, wgryzając się w ptaka.
— No wiesz, każdy chyba czeka na jakieś ceremonie, a ty i twój brat jesteście najbliżej. Szczególnie ty. Do uszu wpadło mi, jak Melodyjny Trel mówiła o twoich umiejętnościach — przyznała szylkretowa kotka. — I chciałam się dowiedzieć, jak to wygląda z twojej perspektywy — oznajmiła.
— O, rozumiem! — miauknęła podekscytowana. — No to idzie bardzo dobrze, już nauczyłam się wszystkiego. Teraz pora na ostateczny test i będę mianowana. Chociaż jeszcze chcę trochę poćwiczyć, Melodyjny Trel jednak już naciska — oznajmiła rozbawiona, a jednocześnie trochę przytłoczona tym wszystkim.
— To dobrze. Zapowiada się, że bardzo zdolna wojowniczka dołączy do naszego legowiska — skomplementowała Miedziany Kieł, kończąc mysz i spoglądając na kotkę.
— Hah, dziękuję, mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę! — odezwała się i odwróciła wzrok. Obawa o zawiedzenie kotów ze swojego klanu była czymś, czego młoda kotka się mocno bała. Komplementy były fajne, jednak z każdym takim czuła presję, że jeśli okaże się niewystarczająca, wszyscy się od niej odwrócą!
— Na pewno nie! Jestem pewna — zapewniła ją cynamonka, po czym przeciągnęła się. — No, to dowiedziałam się tego, czego chciałam. Wyśpij się po treningu. Do zobaczenia — pożegnała się kotka i odeszła na półkę wojowników.
Pietruszkowa Łapa podążyła za nią wzrokiem, żegnając się bezgłośnie. Zerknęła na wróbla i szybko go dokończyła, po czym potruchtała do szczeliny uczniów. Padła na posłanie i przymknęła oczy.
Wykorzystane NPC: Miedziany Kieł
— Uh, przepraszam — miauknęła szybko uczennica i podniosła wzrok na cynamonową, szylkretową kotkę.
— A nic się nie stało — odparła wojowniczka. — Oh, nazywasz się Pietruszkowa Łapa, prawda? Jak już na siebie wpadłyśmy, to może porozmawiamy? — zaproponowała starsza kocica.
Zaskoczona tym Pietruszka chwilę przetwarzała informację. Zawsze to ona pytała o takie rzeczy, a teraz to była miła odmiana, że ktoś chciał rozmawiać z nią!
— Jasne! — miauknęła od razu i zabrała ze stosu wróbla oraz mysz, zerkając pytająco na cynamonkę, która bez słów przytaknęła na taki wybór jedzenia.
Obie kotki, spoglądając na siebie, przysiadły przy szczelinie medyków. Bez żadnego powodu, po prostu tutaj było najwięcej miejsca. Szylkretowa wzięła dla siebie mysz, a Pietruszka zgarnęła wróbla. Czekoladowa od razu dojrzała długie futro na łapach wojowniczki, co ją zaciekawiło. Zazwyczaj inne koty miały długą sierść na ogonie, policzkach czy piersi. Ta natomiast miała na łapach! To była Miedziany Kieł. Pietruszkowa Łapa znała ją ze słyszenia i widywała ją w obozie, ale raczej nie gadały.
— Jak ci idą treningi? — zapytała, akurat o to! Pietruszkowa Łapa aż prychnęła rozbawiona pod nosem, na co starsza zamrugała.
— Coś nie tak? — przechyliła głowę.
— Nie, nie! Po prostu ostatnio każdy zadaje mi to pytanie — miauknęła rozbawiona, wgryzając się w ptaka.
— No wiesz, każdy chyba czeka na jakieś ceremonie, a ty i twój brat jesteście najbliżej. Szczególnie ty. Do uszu wpadło mi, jak Melodyjny Trel mówiła o twoich umiejętnościach — przyznała szylkretowa kotka. — I chciałam się dowiedzieć, jak to wygląda z twojej perspektywy — oznajmiła.
— O, rozumiem! — miauknęła podekscytowana. — No to idzie bardzo dobrze, już nauczyłam się wszystkiego. Teraz pora na ostateczny test i będę mianowana. Chociaż jeszcze chcę trochę poćwiczyć, Melodyjny Trel jednak już naciska — oznajmiła rozbawiona, a jednocześnie trochę przytłoczona tym wszystkim.
— To dobrze. Zapowiada się, że bardzo zdolna wojowniczka dołączy do naszego legowiska — skomplementowała Miedziany Kieł, kończąc mysz i spoglądając na kotkę.
— Hah, dziękuję, mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę! — odezwała się i odwróciła wzrok. Obawa o zawiedzenie kotów ze swojego klanu była czymś, czego młoda kotka się mocno bała. Komplementy były fajne, jednak z każdym takim czuła presję, że jeśli okaże się niewystarczająca, wszyscy się od niej odwrócą!
— Na pewno nie! Jestem pewna — zapewniła ją cynamonka, po czym przeciągnęła się. — No, to dowiedziałam się tego, czego chciałam. Wyśpij się po treningu. Do zobaczenia — pożegnała się kotka i odeszła na półkę wojowników.
Pietruszkowa Łapa podążyła za nią wzrokiem, żegnając się bezgłośnie. Zerknęła na wróbla i szybko go dokończyła, po czym potruchtała do szczeliny uczniów. Padła na posłanie i przymknęła oczy.
Wykorzystane NPC: Miedziany Kieł
[493 słowa]
Od Pietruszkowej Łapy
Czekoladowa kotka właśnie wróciła z polowania. Była na patrolu z Melodyjnym Trelem, Gasnącym Promykiem i Mroźną Łapą. Pora Opadających Liści paradoksalnie, zamiast odebrać zwierzynę klanom, dawała ich coraz więcej. No tak, upał Pory Zielonych Liści był uciążliwy dla każdego. A teraz? Teraz było chłodno! Ciemne chmury wisiały nad czterema klanami (i Owocowym Lasem) zapowiadając w przyszłości deszcz, w bardzo bliskiej przyszłości. Ptaki zaczęły niżej latać, a nawet lądować, co jasno sugerowało zbliżającą się burzę. No i oczywisty znak, zapach. Woń unosząca się w powietrzu była dobrze znana nawet dla dwunożnych, których węch był raczej ograniczony. A mimo to i oni wiedzieli o zbliżającym się deszczu. Pietruszkowa Łapa odłożyła dwa norniki i wróbla na stos. Polowanie szło jej bezbłędnie i łapała każdą ofiarę, jaką napotkała. Melodyjny Trel zaznaczała nie raz, że zapewne gdyby kotka chciała, to mogłaby wyłapać cały las! Młoda uczennica nie czuła głodu, więc pożegnała się z towarzyszami polowania i skierowała się do szczeliny uczniów. Zanim nawet usłyszała czy zobaczyła, jej nos wyczuł znajomy zapach. Pietruszka podniosła wzrok i z uśmiechem na pyszczku pokłusowała do Mysiej Łapy. Rozmawiała, a raczej bawiła się z nim tylko raz, gdy ten była jeszcze malutki i nieśmiały, chociaż już wtedy kotka zauważyła u niego rosnącą pewność siebie i nieustępliwość. A teraz ta mała, niezdarna kulka była… No cóż, duża niezdarną kulką! Czarny kocurek ćwiczył przed legowiskiem uczniów pozycję łowiecką, jednak co chwilę upadał na lewy bok. Bystry wzrok Pietruszkowej Łapy szybko wyłapał jego błąd — kotek opierał się na tej łapie całym ciężarem. ‘’Naprawdę tego nie zauważa?’’ Pomyślała zaskoczona, jednak szybko potrząsnęła głową. Przecież było to logiczne! Uczniem był dopiero księżyc i nadal mógł popełniać błędy. Pręguska przystanęła przy kociaku i zerknęła na niego.
— Cześć Mysia Łapo! Co porabiasz? — zaczęła wesoło rozmowę, siadając na chłodnej ziemi.
Młodziak zerknął na nią i z dumą wypiął pierś.
— Cześć Pietruszkowa Łapo — przywitał się — Ćwiczę pozycję łowiecka — miauknął pewnie i znów przykucnął, po chwili jednak wywrócił się na bok. Mimo porażek nie poddawał się i co chwilę dalej próbował.
— Dobrze ci idzie! Jednak za bardzo opierasz się na lewej stronie — odparła uczennica, mając nadzieję, że kociak nie potraktuje tego jako obelgę.
Mysz spojrzał na nią i od razu wyrównał ciężar ciała. Dzięki temu z łatwością mógł się poruszać na kucaku.
— No dobrze! — pogratulowała mu.
— No wiedziałem! Sprawdzałem cię, bo zaraz będziesz wojowniczką — miauknął, nie chcąc przyznać się do niewiedzy.
Pietruszka lekko zachichotała pod nosem i owinęła ogon dookoła łap. Liznęła się parę razy, po piersi dalej obserwując czarnego kocura.
— A jakie byś chciała imię wojowniczki? — zapytał nagle, przerywając ciszę.
Czekoladowa poruszyła wąsami zaskoczona. Nigdy o tym nie myślała. Bo czy to w ogóle od niej zależało? To przywódca wybierał drugi człon, a mógł nawet całkowicie zmienić imię danego kota! Pietruszka aż zadrżała na myśl o nieposiadaniu już swojego pierwszego członu imię. Pietruszka to nie było tylko zioło, roślina, to była cześć tej oto czekoladowej kotki. To imię ją określało od dnia narodzin. Zostało jej nadane przez rodziców. Mamę, której nigdy nie poznała. I tatę, z którym miała słaby kontakt.
— Szczerze to nigdy o tym nie myślałam. Nieważne, jaki drugi człon dostanę, ważne by Srokoszowa Gwiazda nie zmieniał mi pierwszego członu. Bo Pietruszka jest częścią mnie! — wyjaśniła, spoglądając w stronę legowiska przywódcy, a po chwili wróciła wzrokiem do ucznia.
— Rozumiem, ja bym chciał mieć jakieś fajne imię! O na przykład Mysia Odwaga! Mysia Nieustępliwość! Mysia… Walka! Mysi Pazur! Mysi Kieł! — wymieniał z entuzjazmem kocurek, mocno gestykulując całym ciałem — Takie wiesz, żeby każdy to je słyszy, drżał! By inne koty bały się je wypowiadać! — miauknął jakby już gotowy do zwalczania wrogów.
Pietruszkowa Łapa patrzyła na niego z radością i dziwnym uczuciem. Mysia Łapa był taki dziecinny, ale też słodki. Oczywiście czekoladowa kotka nie myślała o nim w żaden romantyczny sposób! Broń Klanie Gwiazdy! Ale więź taką, jaką ma zazwyczaj rodzeństwo, może kiedyś się nawiąże? Cóż, teraz kotka tego nie wiedziała, ale wiedziała, że z Mysią Łapą zawsze chętnie porozmawia.
— To ciekawe imiona, ale możesz dostać też imię jak hm… Mysi Kołtunek? Mysia Kuleczka, Mysia Łodyżka, Mysia Norka. I czy z nich byłbyś zadowolony? — zapytała lizać łapę.
— Mysia Kuleczka?! Nie ma opcji! Walczyłbym o inne imię! Jednak Mysia Norka czy Łodyżka nie brzmią aż tak źle, ale nadal nie są aż tak groźne jak Mysi Pazur! — oznajmił, nadal nie wstając z pozycji łowieckiej.
— Dobrze, ja będę już iść. Chce odpocząć po polowaniu, więc mała drzemka nie zaszkodzi — wyjaśniła kocurkowi, który od razu usiadł widocznie zawiedziony tak krótką rozmową.
— Jasne, ale na pewno będę cię jeszcze zaczepiać! Chcę z tobą polować, a kiedyś i zawalczyć! Pokonam cię, zobaczysz! — miauknął pewnie, wysuwając pazurki.
— Na pewno tak będzie... — zamruczała jak do młodszego brata, po czym machnęła ogonem na pożegnanie i wślizgnęła się do szczeliny uczniów. Kotka zwinęła się na miękkim posłaniu i już po chwili spała.
Wykorzystane NPC: Mysia Łapa
— Cześć Mysia Łapo! Co porabiasz? — zaczęła wesoło rozmowę, siadając na chłodnej ziemi.
Młodziak zerknął na nią i z dumą wypiął pierś.
— Cześć Pietruszkowa Łapo — przywitał się — Ćwiczę pozycję łowiecka — miauknął pewnie i znów przykucnął, po chwili jednak wywrócił się na bok. Mimo porażek nie poddawał się i co chwilę dalej próbował.
— Dobrze ci idzie! Jednak za bardzo opierasz się na lewej stronie — odparła uczennica, mając nadzieję, że kociak nie potraktuje tego jako obelgę.
Mysz spojrzał na nią i od razu wyrównał ciężar ciała. Dzięki temu z łatwością mógł się poruszać na kucaku.
— No dobrze! — pogratulowała mu.
— No wiedziałem! Sprawdzałem cię, bo zaraz będziesz wojowniczką — miauknął, nie chcąc przyznać się do niewiedzy.
Pietruszka lekko zachichotała pod nosem i owinęła ogon dookoła łap. Liznęła się parę razy, po piersi dalej obserwując czarnego kocura.
— A jakie byś chciała imię wojowniczki? — zapytał nagle, przerywając ciszę.
Czekoladowa poruszyła wąsami zaskoczona. Nigdy o tym nie myślała. Bo czy to w ogóle od niej zależało? To przywódca wybierał drugi człon, a mógł nawet całkowicie zmienić imię danego kota! Pietruszka aż zadrżała na myśl o nieposiadaniu już swojego pierwszego członu imię. Pietruszka to nie było tylko zioło, roślina, to była cześć tej oto czekoladowej kotki. To imię ją określało od dnia narodzin. Zostało jej nadane przez rodziców. Mamę, której nigdy nie poznała. I tatę, z którym miała słaby kontakt.
— Szczerze to nigdy o tym nie myślałam. Nieważne, jaki drugi człon dostanę, ważne by Srokoszowa Gwiazda nie zmieniał mi pierwszego członu. Bo Pietruszka jest częścią mnie! — wyjaśniła, spoglądając w stronę legowiska przywódcy, a po chwili wróciła wzrokiem do ucznia.
— Rozumiem, ja bym chciał mieć jakieś fajne imię! O na przykład Mysia Odwaga! Mysia Nieustępliwość! Mysia… Walka! Mysi Pazur! Mysi Kieł! — wymieniał z entuzjazmem kocurek, mocno gestykulując całym ciałem — Takie wiesz, żeby każdy to je słyszy, drżał! By inne koty bały się je wypowiadać! — miauknął jakby już gotowy do zwalczania wrogów.
Pietruszkowa Łapa patrzyła na niego z radością i dziwnym uczuciem. Mysia Łapa był taki dziecinny, ale też słodki. Oczywiście czekoladowa kotka nie myślała o nim w żaden romantyczny sposób! Broń Klanie Gwiazdy! Ale więź taką, jaką ma zazwyczaj rodzeństwo, może kiedyś się nawiąże? Cóż, teraz kotka tego nie wiedziała, ale wiedziała, że z Mysią Łapą zawsze chętnie porozmawia.
— To ciekawe imiona, ale możesz dostać też imię jak hm… Mysi Kołtunek? Mysia Kuleczka, Mysia Łodyżka, Mysia Norka. I czy z nich byłbyś zadowolony? — zapytała lizać łapę.
— Mysia Kuleczka?! Nie ma opcji! Walczyłbym o inne imię! Jednak Mysia Norka czy Łodyżka nie brzmią aż tak źle, ale nadal nie są aż tak groźne jak Mysi Pazur! — oznajmił, nadal nie wstając z pozycji łowieckiej.
— Dobrze, ja będę już iść. Chce odpocząć po polowaniu, więc mała drzemka nie zaszkodzi — wyjaśniła kocurkowi, który od razu usiadł widocznie zawiedziony tak krótką rozmową.
— Jasne, ale na pewno będę cię jeszcze zaczepiać! Chcę z tobą polować, a kiedyś i zawalczyć! Pokonam cię, zobaczysz! — miauknął pewnie, wysuwając pazurki.
— Na pewno tak będzie... — zamruczała jak do młodszego brata, po czym machnęła ogonem na pożegnanie i wślizgnęła się do szczeliny uczniów. Kotka zwinęła się na miękkim posłaniu i już po chwili spała.
Wykorzystane NPC: Mysia Łapa
[795 słów]
Od Mrocznej Wizji CD. Makowego Nowiu
– I co? Przeszkadza ci to? – warknęła Makowy Nów – Zostaw mnie wreszcie w spokoju. Tylko mącisz mi w głowie! – powiedziała ostro – Naprawdę musisz? Tym swoim durnym wyznaniem nie pozwalasz mi myśleć. Nie mogę się w ogóle skupić, bo myślę tylko... Tylko o tobie! Próbuję cię unikać, a ty dalej tu jesteś. Nie chcę, by było jak z Bursztyn. A stajesz się dla mnie jak ona! Już jesteś, więc zostaw mnie. Zostaw mnie! – zamilkła i spojrzała na Mroczną Wizję. Po chwili w końcu się podniosła, stając naprzeciw niej – Nie to miałam na myśli – mruknęła tylko, wysuwając pazury i wbijając je w ziemię. Mroczna Wizja nie odpowiedziała.
– W porządku. A więc cię zostawię – odpowiedziała, starając się, aby jej głos nie zadrżał.
– W porządku. A więc cię zostawię – odpowiedziała, starając się, aby jej głos nie zadrżał.
Odeszła. Myśli kłębiły się w jej głowie, a rozpacz szczypała jej gardło. Jadowita Żmija została zastępczynią. Sosnowa Gwiazda nie wybrała jej, na swoje ciało, a Wilczą Tajgę. Makowy Nów jej nie kochała. Kim była Bursztyn? Mroczna Wizja miała niejasne pojęcie, że taka kotka była w Klanie Wilka. Coś więcej? Już nie żyła. I tyle. To były wszystkie informacje na jej temat. A nie mogła się nikogo zapytać. Te błogie czasy już minęły. Teraz już nie może się pytać, musi wiedzieć wszystko sama. Czyli musi odkryć, kim była Bursztyn, bez niczyjej pomocy. Zatrzymała się i wbiła pazury w ziemię. Zaczęła się niekontrolowanie trząść. Czy jest sens o to walczyć? O to uczucie miłości i szczęścia, jakie dawała jej Makowy Nów? Kotka jej nie potrzebowała, wręcz nie chciała. A więc dlaczego Mroczna Wizja nie mogła tego uszanować? Dlaczego jej matka została zastępczynią, a nie ona?
– POWIEDZ MI CO MAM ROBIĆ!!! – wrzasnęła do nieba, a kilka łez spłynęło po jej policzku. – Poprosiłam cię o radę odnośnie do Wieczornej Gwiazdy... – zaczęła i nie dokończyła. Zaczęła oddychać z trudem. A co, jeśli Mroczna Gwiazda wcale nie chce, aby została liderką? Sosnowa Gwiazda mogła ją wybrać, ale tego nie zrobiła.
– POWIEDZ MI CO MAM ROBIĆ!!! – wrzasnęła do nieba, a kilka łez spłynęło po jej policzku. – Poprosiłam cię o radę odnośnie do Wieczornej Gwiazdy... – zaczęła i nie dokończyła. Zaczęła oddychać z trudem. A co, jeśli Mroczna Gwiazda wcale nie chce, aby została liderką? Sosnowa Gwiazda mogła ją wybrać, ale tego nie zrobiła.
– Czy chcesz, żebym przewodziła klanowi? – zapytała żałośnie. Jednak otaczała ją tylko cisza. Mroczna Puszcza jej nie odpowie. Nigdy nie odpowiadała. Mroczna Wizja myśląc, że jest wybrana, była po prostu głupia.
<Makowy Nowiu?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)