Rumor o jakimś białym dziwadle, które przylazło do klanu wilka, dotarł nawet do żłobka. Świt podsłuchała, jak Szakal mówi do Bielik, że typ zachowuje się jak jakich anemik albo jakby miał kija w dupie i dlatego tak sztywno chodził. Złotą kotkę dziwiło trochę zachowanie mamy, była o dziwo… spokojna, ino uważała nowego za jakiegoś apatycznego goryla, cokolwiek to słowo znaczyło.
— Hej, Świt, widziałaś tego typa? — Brzask, już wolny od męczących glutów z nosa, trącił ją łapką zainteresowany tym, o czym matki rozmawiały.
— Nie, ale przez niego nie możemy bawić się na zewnątrz! — żachnęła się oburzona. Prawda była jednak inna, to nie przez nowego członka klanu wilka dzieciaki miały zakaz wychodzenia na zewnątrz, lecz przez szalejący na zewnątrz śnieg i ostatni wypadek Jutrzenki.
Młoda słyszała, jak ktoś mówi, że typ jest straszny, jednakże sama Świt nie była co do tego tak przekonana. No, dzieciaki miały szczęście, w legowisku wylądowała właśnie Tygrysia Tajga ze swoim przydupasem.
— Kocięta to przyszłość naszego klanu, należy więc pilnować, aby były zawsze najedzone i bezpieczne… — coś tam jeszcze miauczała, lecz Świt olała wojowniczkę ciepłym moczem, co prawda nie dosłownie, swoją uwagę skupiając na kocurze, który ani trochę jej nie przypasował.
Postanowiła więc bezczelnie wykorzystać fakt, że jej matka to zastępca, tak więc podeszła bliżej, rzucając mu wyzywające spojrzenie.
— I co sie gapis chuju — mówiąc to, wytknęła mu język, ignorując karcący głos Bielik.
Tak właściwie, to nawet nie znała znaczenia tego słowa, usłyszała je jednak od Gęsiego Wrzasku, który nie tak dawno uczył waflokruchy Szakal, jak ładnie przeklinać.
< Biały Chuju Biała Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz