Nie był w stanie dokładnie stwierdzić o co chodzi, ale odbierał wrażenie, że nie byli szczęśliwi, gdy ktokolwiek z ich piątki rodzeństwa znajdował się w ich towarzystwie. A ta Zięba to już w ogóle go przerażała. Jej wzrok zawsze powodował u niego ciarki na kręgosłupie.
Gdy kulka mchu potoczyła się o kilka kroków za daleko, doszedł do wniosku, że znowu przyjdzie mu przeżyć starcie z jednym z nich. W duchu nazywał ich wyniosłymi sztywniakami. Rzadko kiedy widywał, żeby się bawili, a przy tym każdy ich ruch wydawał się przemyślany i wykonany z gracją. Jego zdaniem byli chodzącym przeciwieństwem spontaniczności.
Drobna kotka, siedziała nawet majestatycznie, jakby lekkie zgarbienie się miało kosztować ją życiem. Niespiesznie przerzuciła wzrok na jego zabawkę, znajdującą się blisko jej łap, a dopiero po tym przesunęła spojrzenie na niego — sprawcę, który zaburzył jej spokój.
— Podaj — mruknął Srebrny, trzepiąc uchem, swędzącym go od samego jej wiodku. Nie będzie ryzykował tym, że ta mu coś odgryzie. Jak dobrze pamiętał, na nią wołali "Lew". Dopytywał matki, co oznacza to słowo, a to skończyło się opowieściami o przerośniętych dzikusach.
— Do mnie mówisz? — spytała, krzywiąc nos z niezadowoleniem.
— A nio — odparł wesoło, zastanawiając się, jak tu ją podejść, by wyjść z tej konfrontacji cało. — O tiam, pszy tobie, to zielone. To meszek, kopnij do mnie, ploszę — mruknął, wpatrując się wyczekująco w utraconą przez niego rzecz.
Ruda zesztywniała, zerkając w osłupieniu na kulkę. Po chwili jednak odwróciła się do niego tyłem, olewając jego prośbę i zabrała się za mycie własnego futra.
Ta reakcja na moment zdezorientowała Srebrnego. Ci to jednak byli nieźli dziwacy, ale dobrze. On lubił to, co było nietypowe i odbiegało od normy.
Postanowił sam zaingerować pierwszy krok. Upewniając się, że ta nawiedzona Zięba siedzi znacznie dalej od nich, podszedł po swoją kulkę, złapał ją w pysk, a potem z całych swych kocięcych sił rzucił nią w Lew.
— Ploszę, tak to się lobi. To się nazywa "zabawa". To przykle, że nikt cię nie nauczył, ale nie maltw się, chętnie ci pomogę. Jeszcze wyzdlowiejesz z tego swojego sztywniactwa — obiecał, uśmiechając się szeroko.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz