*dawno temu*
Wracał w parszywym nastroju. Mentor się świetnie bawił z faktu, gdzie go nakrył. A to była jego wina! Gdyby go nie wymęczył tak bardzo, to by leżał na tym drzewie, a nie tulił się do piersi ciotki z jej kociętami! Ah... Tak... Rozumiał, dlaczego to brzmiało dla niego przezabawnie.
— Jutro się nie spóźnij — usłyszał głos kocura, który minął go, popychając w śnieg. Wstał, otrzepując się, a następnie posłał niebieskiemu niezbyt zadowolone spojrzenie, którego nie zauważył. Mysi móżdżek. Chwycił mysz, którą upolował na treningu, po czym skierował kroki ku Miodunce, siadając tuż obok niej. Zajadał się posiłkiem w ciszy, aż do ostatniego kęsa.
— Chyba jestem już za stary na... no wiesz... Bycie dzieckiem... — mruknął do niej sucho.
— Tylko spałeś będąc u mnie w odwiedzinach. Jesteś już dużym kocurem. Szpak cię nie docenia. I pewnie kiedyś za to zapłaci — odpowiedziała mu, starając się go podnieść na duchu.
— Czy ja wiem... — mruknął ponuro. — Spędzam z nim tyle czasu, że wydaje mi się, że znam go znacznie lepiej od własnego ojca — prychnął. — Nie zdziw się, gdy zacznę gadać jeszcze jak on — zażartował, chociaż ta wizja mogła być o wiele bardziej realniejsza niż przypuszczał.
Tak... To fakt, że mentor pomimo swojego irytującego charakterku był znacznie lepszym rodzicem niż Lukrecja. Zazdrościł przez to Łusce, że jej stary się nią interesował. On także pragnął jakiejś uwagi od arlekina, ale ten wolał uganiać się za klifiaczką, mając swoje potomstwo dosłownie gdzieś.
Miodunka zaśmiała się cicho.
— Tylko nie daj mu się złamać — miauknęła jeszcze z troską.
— Oj nie martw się. Nie jestem pantoflarzem. Szpak... czasem ma serce. Ale tylko czasem. Opowiada mi o dawnym Owocowym Lesie — wyznał jej, uśmiechając się pod nosem.
Lubił te jego opowieści. Dzięki temu dowiedział się wiele, wiele ciekawych rzeczy, które Komar przed młodymi zatajał. No bo jakoś jako małe kocię nie słyszał żadnych opowieści jak to się żyło dawno, dawno temu nim tu się osiedlili.
— O. To dobrze — przytaknęła Miodunka na co się zdziwił. Zgadzała się ze Szpakiem? No proszę. Zawsze sądził, że niezbyt za nim przepada. Może jednak ona też źle go oceniała, tak jak on w pierwszej chwili? Przytulił się do kocicy, opierając swój łeb o jej bark. Ta zamruczała, otulając go ogonem. Czy tak czuły się kocięta mające matkę? Nie wiedział. Ciotka mimo wszystko nie była jego biologiczną mamą. Wątpił czy była w stanie ją zastąpić, tak jak cała reszta, którą jako kociak przechrzcił na to miano.
***
— Agrest zwariował — to było pierwsze co powiedział do Miodunki, gdy leżał z nią na jednym drzewie. Nie podobało mu się to, że zrobił jakieś dziwne religijne obrzędy i wmieszał w to nawiedzoną Jaskółkę. — Teraz będą nas szpecić, bo jakaś bogini im każe. To stek bzdur. Sami to sobie wymyślili. Ja nie dam im urwać sobie ucha. Tfu! — splunął, obserwując jak jego ślina spada z wysokości na ziemię. — Mam nadzieję, że jesteś mądrzejsza i nie bierzesz w tym udziału. Słyszałem, że ten twój partner będzie miał ten cały chrzest z nadaniem imienia. Ale on to ma już uszkodzone ciało tak, że nie robi mu to różnicy. Że też ci się spodobał... — prychnął pod nosem.
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz