Pomimo, że kotka nie chorowała, a przynajmniej tak jej się wydawało, w końcu dobrze się czuła, została zabrana do weterynarza. Miała to być wizyta kontrolna, jedna z wielu, które już pieszczoszka w swoim życiu odbyła. Dwunożni weszli wraz z kotką w transporterze do gabinetu weterynarza, do nozdrzy kotki od razu dotarł ten charakterystyczny zapach lekarstw oraz zwierząt będących wcześniejszymi pacjentami. Oglądała świat zza kratki i otworów w plastiku. W końcu jej transportem został odstawiony na stabilną powierzchnię, a jej właściciele podeszli do stołu, przy którym już stali inni ludzie. Do jej uszu doszedł szmer z transportera obok, a już po chwili usłyszała przyjazny głos.
— Cześć!
Zaciekawiona zbliżyła się ku otworom, chcąc móc się przyjrzeć rozmówcy, jednak przez to, że oboje się znajdowali w transporterach było to trudne. Prawdopodobnie miała do czynienia z kotką, ze względu na delikatny ton głosu.
— Witaj — odezwała się przyjaźnie, nie zawsze miała okazję porozmawiać z kimś czekając na swoją kolej, dlatego postanowiła skorzystać z okazji — Dopiero przed wizytą, czy już po?
— Cześć!
Zaciekawiona zbliżyła się ku otworom, chcąc móc się przyjrzeć rozmówcy, jednak przez to, że oboje się znajdowali w transporterach było to trudne. Prawdopodobnie miała do czynienia z kotką, ze względu na delikatny ton głosu.
— Witaj — odezwała się przyjaźnie, nie zawsze miała okazję porozmawiać z kimś czekając na swoją kolej, dlatego postanowiła skorzystać z okazji — Dopiero przed wizytą, czy już po?
— Już po. Coś mi się stało w ogon w trakcie treningu z moją współlokatorką, ale chyba jest już dobrze... — Dźwięk w transporterze obok świadczył o tym, że kotka podniosła się — Obwiązali mi czymś białym ogon. Już mnie tak bardzo nie boli. A tobie co dolega? — przez szparki dostrzegła żółte oczy kota
— Nic. A przynajmniej mam taką nadzieję, w końcu dobrze się czuję, ale może coś zmartwiło moich właścicieli — odparła uśmiechając się — Pewnie to będzie jedna z tych wizyt, na której będą mnie tylko oglądać. Albo z tych, gdy będą mi wbijać to coś ostrego w skórę... — westchnęła, miała nadzieję, że akurat dziś będzie to właśnie wizyta kontrolna — Nie mieliśmy się okazji wcześniej spotkać... Jestem Cynamonka — przedstawiła się
— Gin. — odezwał się głos, po czym na chwilę ucichł — Nie spotkaliśmy się pewnie dlatego, że moi dwunożni mnie nie wypuszczają. Szczekuszki też nie. Nie wychodzimy poza ogród, uniemożliwia nam to wysokie ogrodzenie.
— Naprawdę? — zaskoczyła ją zasłyszana informacja. Cynamonka w końcu od zawsze miała możliwość wychodzenia na zewnątrz, nawet wtedy gdy nie była co do tego pewna. Z łatwością mogła teraz przeskoczyć przez płot, gdy tylko miała na to ochotę. Jej właścicielom nie przeszkadzały jej wyprawy, bo zawsze do nich wracała. Miała wybór. — Dziwni są ci twoi ludzie... — spojrzała przez drzwiczki na swoich dwunożnych, którzy rozmawiali z dwunożnymi Ginu — Współczuję wam. — powiedziała, po czym ugryzła się w język. Gin nie brzmiał tak, jakby narzekał na to, że nie mógł wychodzić poza gniazdo swoich dwunożnych. — Nie zrozum mnie źle, sama przepadam za towarzystwem ludzi, kocham ich całym sercem i życia pieszczocha nie zamieniłabym na nic innego, jednak takie wyjście na zewnątrz i rozprostowanie kończyn poza ogrodem, możliwość spotkania innych kotów niż te, z którymi się mieszka na co dzień i chodzenie własnymi ścieżkami... To jest jednak nasza kocia natura. Potrzebujemy tego. Nie powinni was tak ograniczać, śmiało powinniście zwiedzać waszą okolicę — mówiąc to Cynamonka zbliżyła łapkę do mechanizmu otwierającego drzwiczki, zaczęła przy nim kombinować — Może nawet by się okazało, że jesteśmy sąsiadami. — miauknęła, nie zaprzestając wcześniejszej czynności, gdy nagle rozległ się dźwięk dający znać, że mechanizm przeskoczył i, aby wyjść wystarczyłoby popchnąć drzwiczki.
Kotka tak też zrobiła, zeskoczyła na podłogę, dzięki czemu miała lepszy widok na kota, w końcu stała teraz na wprost transportera, w którym bura przesiadywała i przez kratkę było ją lepiej widać.
Przeciągnęła się i ziewnęła. Następnie usiadła na płytkach i wbiła spojrzenie w pręgowaną kotkę, której prawdopodobnie zaimponowała umiejętnościami.
— Jak ty to zrobiłaś? — Gin przywarł do drzwiczek wpatrując się w kotkę, która posłała mu uśmiech
— Wrodzony talent. A tak naprawdę to wystarczyło podpatrywać ludzi i kombinować. — odparła dumnie, gdy w ten podeszła do niej jej pani i podniosła ją na ręce, coś do niej mówiła, ale ze słów potrafiła wyłapać tylko swoje imię kilkukrotnie powtarzane przez kobietę — Jeśli chcesz, mogę cię nauczyć. Ta umiejętność jest naprawdę przydatna i myślę, że tobie się ona w przyszłości przyda. Każdy pieszczoch powinien znać tę sztuczkę. — Zamruczała, gdy kobieta ją pogłaskała pod bródką
<Gin?>
[trening med]
[Przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz