Uniosła przednią łapę, minimalnie odrzucona jego… ruchliwością. Nie rozumiała, co paplał, zarówno przez nagłość tej rozmowy, jak i zmęczenie po szkoleniu ucznia. Powoli przeanalizowała jego kłapanie i skrzywiła się zdegustowana, gdy przypomniała sobie, o którym zdarzeniu mówi. Odruchowo spojrzała też, czy Kurkowa Łapa nie był wciąż obok.
Nie to, że nie cieszyła się, że Krucza Gwiazda zdechła. Coś tam czuła, co można było podciągnąć pod szczęście. Zdążyła pozbyć się części emocji związanych z wydarzeniami tamtej nocy przez upływ czasu i z pewnością nie spodziewała się, że Zdradziecka Rybka ją teraz napadnie ze swoim entuzjazmem i że jego odczucia są wciąż tak świeże.
Ostrożnie się uśmiechnęła
— Nie sądzę, by moje działania miały jakiekolwiek znaczenie w końcowym efekcie. — odparła tylko, zaskoczona taką matematyką dziejącą się w jego mózgu.
— To się mylisz! Jesteś równie odpowiedzialna za to, co się stało! Inaczej jakiś wariat dobrałby się do władzy czy inny sprzymierzeniec Kruczej, a tak? Jesteśmy wolni!
Czuła ciepło na policzkach przez pochwałę. Machnęła tylko ogonem, kończąc rozmowę, uciekając na obrzeża obozu.
***
Pożegnała się z Echo i ostrożnie wyszła z jej legowiska, trzymając się roślin, jakby się chowając. Nie oszukiwała się, że jej wizyty nie zostały odkryte. Na pewno ktoś ją już widział, ale wciąż czuła potrzebę ukrywania się z nimi. Jej futro na karku podniosło się nieznacznie, gdy napotkała oczy Zdradzieckiej Rybki naprzeciw. Szybko odwróciła swoje spojrzenie i czmychnęła w bok, udając, że jej tam nie było. Jest noc. Może pomyśli, że mu się przewidziało, z jego słynnymi halucynacjami.
Powoli czuła się, jakby do niego dołączała ze stanem umysłu. Ciągle była zmęczona, coraz bardziej i bardziej, w czasie treningów z Kurkową Łapą wystarczyła chwila, gdy siadała, by zaczęła opadać jej głowa. Ostatnio nie był to tylko sen, który ją prześladował. Kilka razy czuła, gdy stała, jak oczy uciekają jej do góry i traci równowagę, cofa się i prawie upada. Zazwyczaj udawało jej się utrzymać na łapach, zamaskować to potknięciem, jeśli byli świadkowie. Stawało się to uciążliwe, ale jakoś tak nie chciała iść do medyka. Ani do Lampart. Pewnie samo przejdzie.
***
Jak na złość, trafiła z nim na poranny patrol. Ledwo zarejestrowała ten fakt, bo czuła się jeszcze gorzej niż w nocy, chociaż spała dłużej niż zwykle. Chyba byli z kimś jeszcze, ale nawet nie miała chęci spojrzenia kto to. Może jej się wydawało. W głowie jej dudniło, szumiało, oczy piekły i ledwo widziała, co jest pod łapami przez oślepiające światło. Każdy krok wydawał zajmować więcej czasu niż zwykle, choć stale była tylko pół kociego ogona za towarzyszami. Poleciała na bok.
Wróciła do świadomości i z niezadowoleniem stwierdziła, że czuje mnóstwo ziół. Zacisnęła mocno powieki, chcąc się odciąć. Myśli powoli wlały jej się do głowy, wraz ze wspomnieniem karuzeli przed oczami i uderzenia w ziemię. Nie było nic o pójściu do medyka. Wydała z siebie cichy, niezadowolony pomruk. Co za żenada. Wstyd. Musieli ją tu zaciągnąć jak kociaka. Jeszcze będzie musiała im za to podziękować.
<Rybka?>
Wyleczeni: Źródlany Dzwonek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz