Nie przepadała za Porą Nagich Drzew z wielu względów, ale jako główną wadę obrała ten wszechobecny, zimny puch, który po roztopach pozostawiał po sobie jedynie obrzydliwą, błotnistą breję. Nie była w stanie zliczyć, ile razy przyszło stoczyć jej walkę z brązową paćką zmieszaną w jej futro. Posklejane kępki sierści były zdecydowanie jej najgorszym przeciwnikiem.
Nie była równie zadowolona, gdy mijając z rozmarzeniem żłobek, otrzymała śniegiem w pysk. Zbyt zapatrzona w jego wejście nie dostrzegła nawet dwójki puchatych kulek, bawiących się u jego progu. Niepozornie wyglądające istotki były jedynymi żywymi duszami w jej najbliższym otoczeniu, toteż całą winę natychmiastowo zrzuciła na nich.
— "Drżąca Gwiazda" — wykrztusiła, strącając łapą puch z nosa. Mróz nieprzyjemnie szczypał w jego czubek, powodując u niej odruchowe skrzywienie całego pyska — powinien poćwiczyć nad swoją celnością, bo w takim tempie, bijąc swoich, doprowadzi do wojny domowej — zasugerowała, spoglądając na kocię spod zmrużonych oczu.
Bure stworzonko wpatrywało się w nią swymi wielkimi, żółtymi ślepiami. Towarzyszącą mu szylkretka zdawała się równie zdezorientowana co on, z tym że u niej zdawało się dostrzec jeszcze jedną emocję. Rozbawienie spowodowane wpadką rodzeństwa.
Wojowniczka potrzebowała dłużej chwili, by w ogóle dojść do wniosku, czyje te kocięta są. Nie tak dawno w szeregi klanu wstąpiła trójka dorosłych kotek, a jedna z nich właśnie dorobiła się potomstwa z Krzaczastym Szczytem.
Motyl zastrzygła uszami i spojrzała na młodych z góry. Czyli bury to Dreszcz, ale ta druga?
— Nie sądzę, by przebywanie poza żłobkiem bez nadzoru dorosłych było dla was bezpieczne — zaczęła, choć obóz i tak był stale pod nadzorem, więc daleko by nie uciekły, niezależnie od tego, jak bardzo by im się to nie marzyło.
— Tata jest w środku i cały czas na nas patrzy — oświadczyła pewnie malutka tortie, wskazując krańcem ogona kociarnie. Czarna powiodła wzrokiem we wskazanym kierunku, gdzie ujrzała wychylającego się ze środka kremowego kocura, wbijającego w nią przenikliwe spojrzenie. Zdawał się przez dłuższą chwilę analizować zaistniałą sytuację, nim w końcu nie odchrząknął, skupiając na sobie uwagę całej trójki.
— Mogliście na mnie chwilę poczekać — rzekł jedynie, zwracając się do swoich potomków karcącym tonem, w którym krył się lekki zawód.
Dla Motylego Trzepotu i tak jego gest świadczył o braku zainteresowaniu własnymi dziećmi. Dlaczego nie zapytał, czy coś się nie stało? Zresztą, skoro na ułamek oddechu nie potrafił przypilnować dwójki kociąt, to jak on w ogóle może mieć prawdo do bycia ojcem? W czasie tej krótkiej chwili mogło zdarzyć się wszystko, a ten nie wydawał się niczym szczególnie przejęty. Widać było, że niegdyś był uczniem Mrocznej Gwiazdy. Tak samo jak on, jak i jego poprzednik, Jastrzębia Gwiazda, wydawał się zwyczajnie głupi.
— To dzieci, one nigdy nie czekają — wtrąciła. — Ty powinieneś dotrzymywać im kroku, są ciekawe, nie ma co ich ograniczać — stwierdziła.
Krzaczasty Szczyt zmrużył oczy, zaszczycając ją przelotnym spojrzeniem. Sprawiał wrażenie, jakby wcześniej zamierzał całkowicie zignorować jej obecność, a ingerencja Motyl jedynie mu w tym przeszkodziła. Kotka zresztą nie dziwiła się jego skrzywionej minie, nie przepadali za sobą i raczej zbyt wiele z nim nie rozmawiała.
— Doceniam zainteresowanie, ale nie potrzeba mi twoich rad co do wychowywania dzieci — rzucił ze spokojem. — Chyba że masz ochotę ich popilnować, to wtedy możesz robić, co chcesz. To znaczy, bez przesady, nie wpychaj im do głowy żadnych głupot.
Wojowniczka zadarła wysoko pysk. Stawiał jej wyzwanie? Miała co robić, ale jej duma ucierpiałaby, gdyby teraz po prostu podkuliła ogon i odeszła stąd.
"A żebyś wiedział zarozumiały parszywcu, że to żaden problem".
— Mogę to zrobić. — To wyszło z jej pyska szybciej, niż zdążyłaby zdecydować się na wypowiedzenie pierwotnych słów, tkwiących w jej głowie. — Jesteś taki zajęty wraz ze swoją partnerką, że nie masz czasu dla własnych pociech? — spytała z lekka kpiącym uśmiechem na pysku.
Kremowy pokręcił głową.
— Gawronia Łapa wciąż się szkoli, a ja potrzebuję czasem rozprostować łapy — wyznał, patrząc w skupieniu na burego i tortie, którzy utracili zainteresowaniem rozmowami starszych i zaczęli turlać się w śniegu. Możliwe, że dalej ich słuchali, ale po prostu tego po sobie nie pokazywali. — To skoro masz możliwość, miej na nich oko. Płomień i Dreszcz są bardzo żywiołowi, z Błękit nie będzie problemu — przyznał na odchodne, a Motyl dopiero wtedy spostrzegła wychylającą się ze żłóbka trzecią mordkę. Skąd oni wytrzasnęli tyle dzieci?
Z westchnięciem osiadła na śnieg, skacząc wzrokiem między kociętami. Nie tak dawno sama była najszczęśliwszą na świecie matką, jednak teraz, po tym, gdy rodzicielstwo ukazało jej swoje mroczne strony, te puchate kulki przestały być dla niej takie urocze. Najzwyczajniej w świecie znudziło jej się obserwowanie dziecięcych zabaw.
— Podoba wam się Pora Nagich Drzew? — zapytała bez namysłu, próbując nabrać jakichkolwiek pozytywnych relacji z młodym pokoleniem.
Nie była równie zadowolona, gdy mijając z rozmarzeniem żłobek, otrzymała śniegiem w pysk. Zbyt zapatrzona w jego wejście nie dostrzegła nawet dwójki puchatych kulek, bawiących się u jego progu. Niepozornie wyglądające istotki były jedynymi żywymi duszami w jej najbliższym otoczeniu, toteż całą winę natychmiastowo zrzuciła na nich.
— "Drżąca Gwiazda" — wykrztusiła, strącając łapą puch z nosa. Mróz nieprzyjemnie szczypał w jego czubek, powodując u niej odruchowe skrzywienie całego pyska — powinien poćwiczyć nad swoją celnością, bo w takim tempie, bijąc swoich, doprowadzi do wojny domowej — zasugerowała, spoglądając na kocię spod zmrużonych oczu.
Bure stworzonko wpatrywało się w nią swymi wielkimi, żółtymi ślepiami. Towarzyszącą mu szylkretka zdawała się równie zdezorientowana co on, z tym że u niej zdawało się dostrzec jeszcze jedną emocję. Rozbawienie spowodowane wpadką rodzeństwa.
Wojowniczka potrzebowała dłużej chwili, by w ogóle dojść do wniosku, czyje te kocięta są. Nie tak dawno w szeregi klanu wstąpiła trójka dorosłych kotek, a jedna z nich właśnie dorobiła się potomstwa z Krzaczastym Szczytem.
Motyl zastrzygła uszami i spojrzała na młodych z góry. Czyli bury to Dreszcz, ale ta druga?
— Nie sądzę, by przebywanie poza żłobkiem bez nadzoru dorosłych było dla was bezpieczne — zaczęła, choć obóz i tak był stale pod nadzorem, więc daleko by nie uciekły, niezależnie od tego, jak bardzo by im się to nie marzyło.
— Tata jest w środku i cały czas na nas patrzy — oświadczyła pewnie malutka tortie, wskazując krańcem ogona kociarnie. Czarna powiodła wzrokiem we wskazanym kierunku, gdzie ujrzała wychylającego się ze środka kremowego kocura, wbijającego w nią przenikliwe spojrzenie. Zdawał się przez dłuższą chwilę analizować zaistniałą sytuację, nim w końcu nie odchrząknął, skupiając na sobie uwagę całej trójki.
— Mogliście na mnie chwilę poczekać — rzekł jedynie, zwracając się do swoich potomków karcącym tonem, w którym krył się lekki zawód.
Dla Motylego Trzepotu i tak jego gest świadczył o braku zainteresowaniu własnymi dziećmi. Dlaczego nie zapytał, czy coś się nie stało? Zresztą, skoro na ułamek oddechu nie potrafił przypilnować dwójki kociąt, to jak on w ogóle może mieć prawdo do bycia ojcem? W czasie tej krótkiej chwili mogło zdarzyć się wszystko, a ten nie wydawał się niczym szczególnie przejęty. Widać było, że niegdyś był uczniem Mrocznej Gwiazdy. Tak samo jak on, jak i jego poprzednik, Jastrzębia Gwiazda, wydawał się zwyczajnie głupi.
— To dzieci, one nigdy nie czekają — wtrąciła. — Ty powinieneś dotrzymywać im kroku, są ciekawe, nie ma co ich ograniczać — stwierdziła.
Krzaczasty Szczyt zmrużył oczy, zaszczycając ją przelotnym spojrzeniem. Sprawiał wrażenie, jakby wcześniej zamierzał całkowicie zignorować jej obecność, a ingerencja Motyl jedynie mu w tym przeszkodziła. Kotka zresztą nie dziwiła się jego skrzywionej minie, nie przepadali za sobą i raczej zbyt wiele z nim nie rozmawiała.
— Doceniam zainteresowanie, ale nie potrzeba mi twoich rad co do wychowywania dzieci — rzucił ze spokojem. — Chyba że masz ochotę ich popilnować, to wtedy możesz robić, co chcesz. To znaczy, bez przesady, nie wpychaj im do głowy żadnych głupot.
Wojowniczka zadarła wysoko pysk. Stawiał jej wyzwanie? Miała co robić, ale jej duma ucierpiałaby, gdyby teraz po prostu podkuliła ogon i odeszła stąd.
"A żebyś wiedział zarozumiały parszywcu, że to żaden problem".
— Mogę to zrobić. — To wyszło z jej pyska szybciej, niż zdążyłaby zdecydować się na wypowiedzenie pierwotnych słów, tkwiących w jej głowie. — Jesteś taki zajęty wraz ze swoją partnerką, że nie masz czasu dla własnych pociech? — spytała z lekka kpiącym uśmiechem na pysku.
Kremowy pokręcił głową.
— Gawronia Łapa wciąż się szkoli, a ja potrzebuję czasem rozprostować łapy — wyznał, patrząc w skupieniu na burego i tortie, którzy utracili zainteresowaniem rozmowami starszych i zaczęli turlać się w śniegu. Możliwe, że dalej ich słuchali, ale po prostu tego po sobie nie pokazywali. — To skoro masz możliwość, miej na nich oko. Płomień i Dreszcz są bardzo żywiołowi, z Błękit nie będzie problemu — przyznał na odchodne, a Motyl dopiero wtedy spostrzegła wychylającą się ze żłóbka trzecią mordkę. Skąd oni wytrzasnęli tyle dzieci?
Z westchnięciem osiadła na śnieg, skacząc wzrokiem między kociętami. Nie tak dawno sama była najszczęśliwszą na świecie matką, jednak teraz, po tym, gdy rodzicielstwo ukazało jej swoje mroczne strony, te puchate kulki przestały być dla niej takie urocze. Najzwyczajniej w świecie znudziło jej się obserwowanie dziecięcych zabaw.
— Podoba wam się Pora Nagich Drzew? — zapytała bez namysłu, próbując nabrać jakichkolwiek pozytywnych relacji z młodym pokoleniem.
<Dreszcz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz