Spojrzał na niego jak zastraszone zwierzę. Tak długo tu siedział, tak długo znosił cierpienia, które targały jego brzuchem i oto zjawił się wybawca. Dał mu jeść, te cudowne mięso, które nie widział od długiego czasu na oczy. Głodował, a jedyne co było mu dane do spożycia to dżdżownice, które jako jedyne wywabione przez deszcz i mokrą ziemię, wychodziły z gleby. Czuł się źle. Był osłabiony, wychudzony i bardzo podłamany. Zwłaszcza teraz, gdy miał szansę się uwolnić i wrócić być może do domu, lecz przez pęknięcie gałęzi, utknął tu na zawsze.
Słysząc jego słowa pokiwał łbem, przełykając ślinę. Nie zamierzał nic mówić. Zdradził swoją rodzinę ze strachu, kto wie czy i nie wkopie tego tu wojownika, gdy tylko Mroczna Gwiazda dowie się, że u niego był?
- No, jest coś, czego potrzebujesz prócz wolności? - spytał nieznajomy cały czas patrząc w dół nory.
- W-wody i... i... b-boli mnie... wszystko. B-bałdzo... Brzuch. - wyskomlał, zwijając się w kłębek. - Z-zimno... i mokło t-tu...
To nie były zbyt dobre warunki do życia. Praktycznie przywykł już do świadomości, że to miejsce zamieni się w jego grób. Już i tak był strasznie wybrakowany. Nie miał oka, ponieważ lider kazał mu je wydrapać, a jego ciało pełne było blizn po ugryzieniach, jak i zadrapaniach, które powstały dzięki niemu i jego wspólnikom.
- Czyli wszystko czego nie potrafię zrobić. Nie mam pojęcia jak ci podać wodę, raczej nie wezmę jej do pyska i ci jej nie rzucę... Musisz poczekać na deszcz. Z brzuchem zaraz pomyśle, a z zimnem i mokrem to może... poczekaj tu! - odszedł kawałek i wyrwał z ziemi duży płat mchu. Wrócił i rzucił mu go.
- Postaraj się zrobić z tego legowisko, dobra? Zaraz wracam z następnym. - I poszedł po następny.
Gdy usłyszał ponownie jego głos, gdy na chwilę gdzieś odszedł, właśnie kończył puszczać pawia, kaszląc i przełykając żółć. Spojrzał zmęczonym wzrokiem na mech i padł na niego, wzdychając z ulgą. Już zapomniał jak to było mieć takie luksusy. Wtulił w niego swój nos, mrucząc zadowolony. To... To chyba był sen? Jego wybawca powrócił z następnym kawałem posłania, wrzucając go do niego.
- Tym się zakryj by było ci cieplej okej? - to powiedziawszy znów gdzieś wybył.
Nie przeszkadzało mu to jego kręcenie się to w tą to wewte. Zakrył się mchem, a ciemność jaka go otuliła była kojąca. Tyle się namarzł, że teraz czuł się jak przy boku matki, ogrzewany przez jej ciepło. Było mu tak dobrze... Przymknął oczy, czekając na powrót swojego wybawiciela. Może uda mu się przekonać lidera by go wypuścił? Gdy pojawiła się nad nim czarna sylwetka, miauknął.
- Przekonasz go b-b-by mnie wypuścił?
- Jeśli się dowie że byłem u ciebie, skończę tak jak ty albo i gorzej... - mruknął i rzucił mu mokry mech. - Masz, pij. Lepiej ci już tam na dole? - Uśmiechnął się patrząc na niego z góry.
Wziął mech w pysk i z ulgą zlizał zbawienny płyn, który ukoił jego zeschnięte i podrażnione gardło.
- Mhm... T-to p-piełwsza miła rzecz j-jaka mnie s-spotkała o-od dawna.
- Cieszy mnie to. Idę poszukać czegoś na brzuch. Chyba nie muszę się martwić o to, że uciekniesz, racja?
Jak miał uciec skoro był tu uwięziony? Schował pysk z powrotem pod posłanie, korzystając z tej wygody póki mógł, oczekując aż kocur zrobi co miał zrobić. Gdy po raz kolejny tego dnia zjawił się nad jego dziurą, spojrzał w górę i dostrzegł jak rzuca mu jakąś roślinę.
- Masz, zjedz to. Twój ból brzucha powinien przejść, chyba...
Zjadł roślinę nie patrząc za bardzo na jej wygląd. Gdyby była trująca, nawet by tego nie dostrzegł. Nie była zbyt smaczna, ale jadł już gorsze rzeczy. Oblizał pysk.
- D-dzięki. Klan Gwiazdy mi c-cię z-zesłał.
- Weź nie przesadzaj, na twoim miejscu cieszyłbym się że nie jestem Omenem. - mruknął, skrycie rumieniąc się.
- Poza tym, jak masz na imię?
- C-c-cieszę - pisnął, kładąc po sobie uszy. - J-jestem... P-pu... - ugryzł się w język przestraszony. Czemu myślał o sobie już jako o Puszku? Nie mógł przecież tak mu się przedstawić, bo kocur go wyśmieję! - Je-jeleni Puch... - miauknął smętnie. - A-a ty?
<Aster?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz