Wstały niechętnie i truchtem wyminęły liliowych. Choć raz zgadzały się w jednej kwestii - wstępny trening nie skończy się raźnie, jeśli mają ćwiczyć ramię w ramię. Szakal przeklęła pod nosem. Przyczepiła się Gęsiego Wrzasku, będącym jej "ochroniarzem", z nadzieją na choćby spokojną podróż. Cienista miała w stylu zaczepianie słabszych, kiedy tylko nachodziła na to ochota, a chęci jej były wielkie, wręcz za wielkie.
— Gdzie się ukrywasz, siostrzyczko? — zacmokała i zbliżyła się do złotego boku. — Czyżbyś znowu próbowała uciec? Ode mnie, od rzeczywistości, co gryzie jak ja? Poddaj się wreszcie i zaakceptuj, że nigdy nie dorównasz kultystom, pozostając na zawsze przebrzydłą kupą futra na miarę Paplającej Norki. Bycie świadomym swojego miejsca w stadzie nie jest złe, wiesz?
— Z-zostaw mnie! — zapiszczała. — Czy choćby jeden dzień dobroci nie istnieje w twoim słowniku?
— Nie. Dla plebsu nie ma litości.
Załkała. Niech się odczepi od niej! Ta sukowata dręczycielka! Wyjęła mocniej pazury i spojrzała nienawistnie w brązowe oczy. Cień cofnęła się. Czy zobaczyła w jej oczach... zaskoczenie? Nie, to niemożliwe.
— Uspokójcie się. — Wiśniowy Świt podeszła do uczennicy. — A ty Szakal zacznij stawać na własnych łapach. — wymruczała łagodnie. — Nie możesz pozwalać, aby inni nachodzili ci na głowę.
Starsza kocica miała rację. Musiała wreszcie wziąć się za siebie - była przecież uczennicą, a nie głupim kociakiem ssącym mleko matki! Zielonooka uspokoiła się i miarowym krokiem dotarła z resztą towarzyszy do granicy oddzielającej Klan Wilka od Klanu Burzy.
Iglaste drzewa otaczały to dziwne miejsce. Pośród roślinności, prócz resztek leśnego nawozu, znajdowały się czarne dziwadła, leżące spokojnie na trawie. Szakal widziała je po raz pierwszy, nie przypominały niczego, co dotąd zdołała ujrzeć. Ich obecność przerażała kotkę - schowała się za plecami liliowego, a Cienista przydreptała do przodu, obwąchując nietypowe znaleziska.
— Fuj! — zmarszczyła nos i uciekła do swojej mentorki. — Co to ma niby być?
— Czarne Gniazda — odpowiedział Gęsi Wrzask. — odkrył je niedawno patrol Oszronionego Słońca. Nie pachną fiołkami, ale chociaż da się z nich zrobić jakiś pożytek. A teraz ucinamy gadu-gadu pierdu-pierdu i przechodzimy do spraw pierwszego rzędu. — przewrócił oczami. Nie cierpiał tej dwójki jak nic. — Przećwiczymy dziś precyzję skoku, wykorzystując tutejsze odpadki dwunożnych. Waszym zadaniem jest wylądować w środku koła tak, by nawet koniuszek ogona nie dotknął obramowania.
Złota już widziała minę przeciwniczki. Niezadowolenie malowało się na twarzy, a ogon z głośnym łupnięciem lądował na ziemi. Miała ochotę się roześmiać, gdy widziała czarne futro emanujące furią. Ojoj, czyżby coś nie szło zgodnie z wygórowanymi przewidywaniami?
— Czy ty w ogóle mnie widziałeś? — zasyczała Cienista Łapa, wskazując na swoje krótkie kończyny. — Nie ma szans, abym wygrała ze Szma- Szakalem. Faworyzujecie i tyle!
W morskich oczach przewinęły się błyskawice.
— Mały zasrańcu przebrzydły, nikt nie będzie układać wiecznie zadania pod twoje widzimisię. — liliowy zasyczał, nie dając kotce dojść do zdania. — Wrodzy wojownicy nie patrzą na to, czy masz łapy jelenia bądź kaczki. Przystosuj się do wymagań albo wypieprzaj jak bachor do żłobka. — podniósł podbródek, ukazując tym samym swoją wyższość. — Bo może tam powinnaś dziś siedzieć.
Zapadła niezręczna cisza, nieprzerwana nawet przez siedzące na gałęziach ptaki. Pokłóceni mordowali się nawzajem wzrokiem. Gdyby nie zasady i terror Mrocznej Gwiazdy, to zapewne Gęsi Wrzask rozszarpałby młodą na drobne strzępy. Zamiary widać było po napiętym ciele, gotowym w każdej sekundzie do skoku.
— Milczenie wyraża zgodę. — kontynuował. — wracając - jeżeli którejś uda się wykonać dobrze wyzwanie, może liczyć na nagrodę. Ja i Wiśniowy Świt będziemy obserwować każdy wasz krok pod kątem dokładności.
Zamachnął ogonem na lewą stronę, a jak na zawołanie z krzewów wyłoniła się Sosnowa Igła, niosąc sporą zwierzynę, dokładniej zająca. Bura uśmiechnęła się perfidnie, gdy ułożyła zdobycz pod swoją łapą. Też jej mentor miał gust - wybierać do pilnowania nagrody najgorszą kotkę ze wszystkich możliwych. Szakal spojrzała tylko i wystawiła język na znak znielubienia. Niech odejdzie tak szybko jak przyszła. Drażniła wszystkich tym swoim dziecięcym zachowaniem zmieszanym z agresją.
— Rzadko kiedy zdobywamy na naszych terenach zajęcze mięso. — skinął kultystce. — Osoba z większą gracją zakosztuje rzadkiego rarytasu. Teraz ustawcie się w osobnych rzędach, niech wygra najlepsza.
— Powodzenia — dodała od siebie Wiśniowy Świt.
Szakal susem znalazła się przy oponach, zajmując tym samym lewą część toru - Cienistej pozostało prawe pasmo, równie śmierdzące i obrzydliwe. Kotki przygotowywały się, wykonując serię ruchów na rozgrzanie. Czarna wyostrzyła pazury na pobliskiej wyłamanej gałęzi, pomachała kolejno łapami w powietrzu i rozciągła się, by ożywić ospałe mięśnie. Złota z kolei włożyła skupienie w barki, pokręciła głową na boki oraz zamachała ogonem, sprawdzając jego synchronizację z jej wolą - przecież według słów mentora nie mogła dotknąć ogonem choćby skrawka czerni. Zapadłaby się pod ziemię, gdyby przez taką głupotę przegrała z siostrą.
— Gotowe? — zawołała Wiśniowa, a obie nastroszyły się z ekscytacji i pokiwały twierdząco głowami. —Trzy... Dwa... Jeden... START!
Wyskoczyły. Szakal postawiła na powolne pokonywanie przeszkód, aby zapewnić sobie największą precyzję. Skok za skokiem kotki przechodziły kolejne metry, a za nimi skradali się wojownicy oceniający starania uczennic. Nikt podczas rozgrywki nie został zatrzymany. Na metę jako pierwsza doszła Cienista Łapa, która uśmiechnęła się triumfująco. Dopiero po minucie siostra wylądowała na bok, modląc się do Mrocznej Puszczy o pomyślny wynik. Chyba w tym wszystkim nie chodziło o szybkość, czyż nie?
Kontrolujący zeszli na bok. Szeptem wymieniali statystyki i opinie na temat przebytego testu. Starsza przytknęła nos do ucha tonkija, szmerem przekazując jakąś tajemną informację, która nie mogła trafić do kanałów słuchowych dwóch ciekawskich duszyczek. Kocur strzepnął małżowiną. Jego zimny wzrok zwrócił się ku młodym uczennicom.
— Wykonałyście zadanie przeciętnie. — westchnął przeciągle, przerywającym tym samym panujący bezgłos. — Jednakże zwycięzca nadal pozostanie wybrany. Cienista Łapo, z dwunastu kół osiem pozostało nietkniętych. Zahaczyłaś trzy razy ramieniem, a raz zadkiem. — wypowiedział dane i podszedł do złotawej. — Szakala Łapo, ty zaś potrąciłaś gniazda pięć razy, co daje wynik siedem do dwunastu. Starałaś się, lecz intensywne myślenie w ostateczności popchnęło do porażki. — pokręcił głową w rozczarowaniu. — Skupiono się na ogonie i przednich kończynach, a zapomniało się o tylnych.
Gdyby była bezwłosym dwunożnym, zapewne teraz siedziałaby przed Gęsim Wrzaskiem cała zaczerwieniona. Los niezbyt za nią przepadał. Czarnawa kotka zdążyła już podejść do Sosnowej Igły, wyrywając kawałek mięsa, który uparcie tkwił pod pazurami kultystki. A ona? Mogła tylko patrzeć.
— Co za marnotrawstwo. — bura wojowniczka zawarczała i odsunęła się od głodnego dzieciaka. — Dawać takie dobre mięso smarkaczowi...
Nadal uważała, że chodzi we śnie. Cienistą Łapę ukarano wepchnięciem do żłobka i nadaniem nowego imienia - Ruina.
Dlaczego akurat Ruina?
Długo zastanawiała się nad sensem zmiany miana. Czy lider zabawił się metaforą, by wskazać na zepsucie charakteru? Czy też może chodziło o wstyd, jaki przyniosła rodzinie, powodując że stała się wśród niej zepsutą krwią? Szakal doszła do wniosku, iż interpretacja miała być wolna - ostatecznie nazwa wybrzmiewała absolutnie negatywnie, odzwierciedlając stosunek Mrocznej Gwiazdy do wybuchowej kotki.
Potomkini Stokrotki wślizgnęła się pod rozłożysty krzew i przywitała z odpoczywającymi karmicielkami, wyglądającymi na zmęczone wieczną opieką nad szkrabami. Frezjowemu Płatkowi podała mięsisty kawał gołębia, a Jaszczurzemu Sykowi rzuciła starannie kilka mysz, by mogła się nimi podzielić z dziećmi. Została wyłącznie do wykarmienia jedna żywa dusza - siostra.
— Witaj. — mruknęła niechętnie do Ruiny, rzucając przelotnym spojrzeniem. — Chodź dzisiaj ze mną, po drodze wybierzesz coś, co lubisz.
— Dlaczego mam się ciebie słuchać? — burknęła. — Będziesz teraz się mścić, gdy masz ku temu okazję? Pokazywać swoją wyższość, bo mnie ukarano?
— Eh… — westchnęła. Ależ się zrobiła nagle podejrzliwa. — Powinnaś wiedzieć, że nigdy nie zniżę się do twojego poziomu, o to się nie martw. — usłyszała tylko parsknięcie padające z pyska kotki. — Chciałam, abyś zażyła świeżego powietrza i rozprostowała łapy, bo aż żal serce ściska, gdy widzę twój wzrok błagający o wyjście z więzienia.
— Takaś ty troskliwa, huh? Daruj sobie.
— Dobra, to może inaczej. — zbliżyła się do Ruiny i wystawiła groźnie zęby. — Pamiętasz słowa lidera, które wybrzmiały w dzień twojego rozszarpania? Masz obowiązek słuchać się kotów starszych rangą, a tak się składa, że ja do nich należę. Chyba nie chcesz ponownie wkurzyć przywódcy, prawda?
Zobaczyła zawahanie w brązowawych oczach i zgryz niepewności malujący się na czarnym futrze. Czyżby pojechała za mocno po ukaranej? Nie - pomyślała i zacisnęła szczęki - czasami musisz być ostra.
— Jesteś pewna, że możesz mnie od tak wyprowadzić?
— Z czego zrozumiałam, to owszem. — odpowiedziała. — W razie pomyłki całą odpowiedzialność biorę na siebie. Nie pozwolę, abyś dostała wpieprz z nie swojej winy.
Wyszły. Niektóre koty popatrzyły po sobie zaskoczone, widząc siostry w swoim towarzystwie. Był to rzadki widok - nie licząc sytuacji, w których Cień ganiała za Szakalem, by znowu się zabawić. Podeszły do rosnącej sterty zwierzyny. Kończąca się pora zielonych liści obdarowywała w sporą ilość pożywienia - nikt nie mógł narzekać na pusty brzuch, prędzej zwijano się z przejedzenia, gdy trening Chłodnego Omenu zdążył skręcić każdą kiszkę w organizmie.
— Siostro, mam pytanie. — zawołała Ruina, wybierając najtłuściejsze zwierzę. — Dlaczego jesteś wciąż oschła? Myślałam, że przegadaliśmy już wszystko.
— Nie nazywaj mnie "siostrą". — wysyczała i przymknęła ślepia. — Nigdy nią nie byłam. Tak - porozmawialiśmy, ale to nie oznacza, że nagle się pokochamy niczym najlepsze przyjaciółeczki. Do dziś śnisz mi się w koszmarach, do dziś pamiętam, jak wysyłałaś mnie po zwierzynę, nazywając od najgorszych. Gówniarz, szmata, przegryw - to tylko niektóre wyzwiska, które padły z twych ust. Nie dawałaś żyć, funkcjonować. Przypomnij sobie nasze pierwsze zgromadzenie. — przerwała, by dać Ruinie czas na analizę. — Co zrobiłaś w pierwszej kolejności? Złapałaś za kark! A żeby nie było mało, to uczepiłaś się mnie jak rzep ogona i nie dawałaś spokoju przez dobre pół godziny. I ja mam potem być dla ciebie miła? W twoich snach. — splunęła. — Traktuję cię jak "kogoś" tylko dlatego, że każdemu powinno zależeć na rozwoju członka klanu. Więzy krwi nie grają roli w moim kodeksie. Ja nigdy nie zapomnę o tym, co mi wyrządziłaś.
Kontrolujący zeszli na bok. Szeptem wymieniali statystyki i opinie na temat przebytego testu. Starsza przytknęła nos do ucha tonkija, szmerem przekazując jakąś tajemną informację, która nie mogła trafić do kanałów słuchowych dwóch ciekawskich duszyczek. Kocur strzepnął małżowiną. Jego zimny wzrok zwrócił się ku młodym uczennicom.
— Wykonałyście zadanie przeciętnie. — westchnął przeciągle, przerywającym tym samym panujący bezgłos. — Jednakże zwycięzca nadal pozostanie wybrany. Cienista Łapo, z dwunastu kół osiem pozostało nietkniętych. Zahaczyłaś trzy razy ramieniem, a raz zadkiem. — wypowiedział dane i podszedł do złotawej. — Szakala Łapo, ty zaś potrąciłaś gniazda pięć razy, co daje wynik siedem do dwunastu. Starałaś się, lecz intensywne myślenie w ostateczności popchnęło do porażki. — pokręcił głową w rozczarowaniu. — Skupiono się na ogonie i przednich kończynach, a zapomniało się o tylnych.
Gdyby była bezwłosym dwunożnym, zapewne teraz siedziałaby przed Gęsim Wrzaskiem cała zaczerwieniona. Los niezbyt za nią przepadał. Czarnawa kotka zdążyła już podejść do Sosnowej Igły, wyrywając kawałek mięsa, który uparcie tkwił pod pazurami kultystki. A ona? Mogła tylko patrzeć.
— Co za marnotrawstwo. — bura wojowniczka zawarczała i odsunęła się od głodnego dzieciaka. — Dawać takie dobre mięso smarkaczowi...
***
Nadal uważała, że chodzi we śnie. Cienistą Łapę ukarano wepchnięciem do żłobka i nadaniem nowego imienia - Ruina.
Dlaczego akurat Ruina?
Długo zastanawiała się nad sensem zmiany miana. Czy lider zabawił się metaforą, by wskazać na zepsucie charakteru? Czy też może chodziło o wstyd, jaki przyniosła rodzinie, powodując że stała się wśród niej zepsutą krwią? Szakal doszła do wniosku, iż interpretacja miała być wolna - ostatecznie nazwa wybrzmiewała absolutnie negatywnie, odzwierciedlając stosunek Mrocznej Gwiazdy do wybuchowej kotki.
Potomkini Stokrotki wślizgnęła się pod rozłożysty krzew i przywitała z odpoczywającymi karmicielkami, wyglądającymi na zmęczone wieczną opieką nad szkrabami. Frezjowemu Płatkowi podała mięsisty kawał gołębia, a Jaszczurzemu Sykowi rzuciła starannie kilka mysz, by mogła się nimi podzielić z dziećmi. Została wyłącznie do wykarmienia jedna żywa dusza - siostra.
— Witaj. — mruknęła niechętnie do Ruiny, rzucając przelotnym spojrzeniem. — Chodź dzisiaj ze mną, po drodze wybierzesz coś, co lubisz.
— Dlaczego mam się ciebie słuchać? — burknęła. — Będziesz teraz się mścić, gdy masz ku temu okazję? Pokazywać swoją wyższość, bo mnie ukarano?
— Eh… — westchnęła. Ależ się zrobiła nagle podejrzliwa. — Powinnaś wiedzieć, że nigdy nie zniżę się do twojego poziomu, o to się nie martw. — usłyszała tylko parsknięcie padające z pyska kotki. — Chciałam, abyś zażyła świeżego powietrza i rozprostowała łapy, bo aż żal serce ściska, gdy widzę twój wzrok błagający o wyjście z więzienia.
— Takaś ty troskliwa, huh? Daruj sobie.
— Dobra, to może inaczej. — zbliżyła się do Ruiny i wystawiła groźnie zęby. — Pamiętasz słowa lidera, które wybrzmiały w dzień twojego rozszarpania? Masz obowiązek słuchać się kotów starszych rangą, a tak się składa, że ja do nich należę. Chyba nie chcesz ponownie wkurzyć przywódcy, prawda?
Zobaczyła zawahanie w brązowawych oczach i zgryz niepewności malujący się na czarnym futrze. Czyżby pojechała za mocno po ukaranej? Nie - pomyślała i zacisnęła szczęki - czasami musisz być ostra.
— Jesteś pewna, że możesz mnie od tak wyprowadzić?
— Z czego zrozumiałam, to owszem. — odpowiedziała. — W razie pomyłki całą odpowiedzialność biorę na siebie. Nie pozwolę, abyś dostała wpieprz z nie swojej winy.
Wyszły. Niektóre koty popatrzyły po sobie zaskoczone, widząc siostry w swoim towarzystwie. Był to rzadki widok - nie licząc sytuacji, w których Cień ganiała za Szakalem, by znowu się zabawić. Podeszły do rosnącej sterty zwierzyny. Kończąca się pora zielonych liści obdarowywała w sporą ilość pożywienia - nikt nie mógł narzekać na pusty brzuch, prędzej zwijano się z przejedzenia, gdy trening Chłodnego Omenu zdążył skręcić każdą kiszkę w organizmie.
— Siostro, mam pytanie. — zawołała Ruina, wybierając najtłuściejsze zwierzę. — Dlaczego jesteś wciąż oschła? Myślałam, że przegadaliśmy już wszystko.
— Nie nazywaj mnie "siostrą". — wysyczała i przymknęła ślepia. — Nigdy nią nie byłam. Tak - porozmawialiśmy, ale to nie oznacza, że nagle się pokochamy niczym najlepsze przyjaciółeczki. Do dziś śnisz mi się w koszmarach, do dziś pamiętam, jak wysyłałaś mnie po zwierzynę, nazywając od najgorszych. Gówniarz, szmata, przegryw - to tylko niektóre wyzwiska, które padły z twych ust. Nie dawałaś żyć, funkcjonować. Przypomnij sobie nasze pierwsze zgromadzenie. — przerwała, by dać Ruinie czas na analizę. — Co zrobiłaś w pierwszej kolejności? Złapałaś za kark! A żeby nie było mało, to uczepiłaś się mnie jak rzep ogona i nie dawałaś spokoju przez dobre pół godziny. I ja mam potem być dla ciebie miła? W twoich snach. — splunęła. — Traktuję cię jak "kogoś" tylko dlatego, że każdemu powinno zależeć na rozwoju członka klanu. Więzy krwi nie grają roli w moim kodeksie. Ja nigdy nie zapomnę o tym, co mi wyrządziłaś.
<Ruino?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz